Tradycyjny wileński kiermasz przeniesiono do Internetu
Od lat kilkunastu dobra tradycja nakazywała, by marcowe numery naszego miesięcznika zdobiły reportaże z barwnego kaziukowego jarmarku, jaki w okolicach kalendarzowych imienin patrona Litwy, w nawiązaniu do bogobojnego żywota królewicza Kazimierza Jagiellończyka, od zamierzchłych czasów odbywa się w grodzie nad Wilią. W roku bieżącym, tej tradycji nie stało się jednak zadość, a wszystkiemu winna koronawirusowa pandemia. To właśnie wciąż rozległa jej skala zaważyła na niepodjęciu przez ojców miasta decyzji o przekształceniu na trzy dni Wilna w nie znający precedensu na całą Europę pod względem rozmachu kiermasz, przypisany ulicom, położonym w centrum jak też na Starówce.
Po tym, gdy w trosce o zdrowie jak tłumów kupujących, tak też sprzedających stołeczny samorząd zrezygnował z pierwotnego pomysłu przesunięcia terminów kiermaszu z marca na kwiecień w obliczu niewiele dobrego wróżącej perspektywy z pandemią, potaknięto pomysłowi zorganizowania "Kaziuka" wirtualnego. Innymi słowy, kupujący z pomocą Internetu przez rok cały będą mogli dobijać targu ze sprzedającymi.
Nie ma potrzeby mówić, że ta zdalna forma, mająca służyć ratowaniu choć w ten sposób kaziukowej tradycji, w żadnym stopniu nie oddaje jakże barwnej atmosfery wielkiego handlowego show. Atmosfery, stanowiącej poniekąd magnes, by między straganami przewalały się nieprzebrane tłumy. Nie tyle zresztą po to, by nabyć palmy, wyroby z gliny, skóry, słomy i wszystkiego, co wyczarowuje inwencja twórcza mistrzów rękodzieła, ile dla urządzenia uczty zrośniętym z człowiekiem zmysłom: wzrokowi, słuchowi, smakowi czy dotykowi.
Cóż, tegoroczny kiermasz wystawiony został na próbę nie lada. Tych prób w swym liczonym na cztery wieki rodowodzie "Kaziuk" ze straganami miał zresztą jakże wiele. Gdy Wilno wraz z Rzeczypospolitą Obojga Narodów znalazło się pod zaborem, stanowił przysłowiową sól w oku władz carskich, postrzegających go jako manifestację polskości i katolicyzmu. Z wielką niechęcią po bujnym rozkwicie między I a II wojną światową, kiermasz ten był traktowany przez władze komunistyczne za czasów Litwy sowieckiej. A choć spychany na margines, oparł się wszelkim zakusom. Aż wreszcie, z odzyskaniem przez Litwę niepodległości w roku 1990, przywrócił sobie naprawdę godną renomę. Czego jakże wymownym przejawem demonstrowane "ekspansywne" terytorialne nastawienie.
O ile bowiem w początkach swego odrodzenia stłoczony był do wileńskiej Starówki, a na tyle, że jego uczestnicy czuli się niczym śledzie w beczce, o tyle w roku ubiegłym, wzorem ostatnich lat, szpalery mniej lub bardziej wyszukanych straganów handlowych ciągnęły się po obu stronach najbardziej reprezentacyjnej w Wilnie alei Giedymina (mostem Zwierzynieckim poczynając, a placem Katedralnym kończąc), ulicami Wróblewskiego, Barbary Radziwiłłówny, Zamkową i Wielką aż do placu Ratuszowego, zbaczając na ulicę Niemiecką, jak też na tereny wzdłuż dzielnicy Zarzecze po lewej stronie nurtu Wilenki.
A wszystko po to, by zmniejszyć tłok, wytwarzany z jednej strony przez sprzedawców, ciągnących tu ze swymi wyrobami z Litwy, jak ta długa i szeroka, oraz z zagranicy: z Łotwy, Estonii, Polski, Białorusi, Ukrainy, Rosji, Węgier, Włoch czy nawet z Finlandii. Z drugiej strony natomiast – jak już nadmieniłem – ciżbę powodują chcący się zanurzyć w niepowtarzalne jarmarczne klimaty, wśród których nie brakuje też przybywających całymi turystycznymi autokarami rodaków z Macierzy, by nadziwić się fenomenem wileńskiego jarmarku na przednówku wiosny, a przy okazji nabyć to i owo na własność.
Z wielkim smutkiem wypada odnotować, że tego roku Wilno w początkach marca nie rozkwitło tak koniecznymi na "Kaziuku" palmami. Wielka ich mistrzyni Stanisława Rynkiewicz z położonych tuż za stołecznymi rogatkami Wojewodziszek, wyczarowująca wraz z córkami Aliną i Renatą osadzone na patykach arcypiękne twory z wszelakich wysuszonych i ufarbowanych kwiatków, ziół i kłosów, również minionej zimy, jak swego czasu babcia bądź nawet prababcia, nie siedziały w długie wieczory z założonymi rękoma, tylko wiły, wiły, wiły. W cichej nadziei, że być może nastąpią poluzowania w koronawirusowej pandemii, pozwalające w imieniny patrona Litwy podzielić się tym pięknem z każdym, kto zechce wyłożyć w zależności od wielkości palmy kilka, kilkanaście albo nawet kilkadziesiąt euro. Każdemu takiemu gotowe były na domiar złożyć ofertę, od której mnogości wręcz oczopląsu dostać można.
Niestety, "morowe powietrze", z jakim heroicznie zmaga się cały świat, rozwiało te nadzieje. Bardziej biegłe w Internecie córki pani Stanisławy nie dały jednak za wygraną, otwierając za namową stołecznego samorządu wirtualny kramik. By tam trafić, wystarczy wejść na profil facebookowy "vilniaus.verba / palmawilenska", a już można wybrać dzieła ich pracowitych rąk i polotu twórczej fantazji, po czym natomiast – o ile przypadną do gustu – wejść w odpłatne posiadanie z wykorzystaniem przesyłki pocztowej.
Owszem, doskonale wiedzą, że zdalna forma handlowania za nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu z ewentualnym nabywcą, wtopionego w jarmarczną jazgotliwą atmosferę, choć przecież – jak naucza przysłowie – lepszy rydz niż nic. Jestem bardziej niż pewien, iż pod podobną konstatacją podpisze się oburącz każdy z mistrzów rękodzieła, który spędził długie godziny nad poczynaniem własnych wyrobów, upatrując w nich właśnie na "Kaziuka" chodliwy towar, choć określenie to jest tu zapewne niezbyt na miejscu.
Chcąc po części wypełnić powstałą z winy pandemii lukę w ciągłości wileńskich jarmarków w naturalnej postaci, nieco przekornie pragniemy uraczyć Czytelników naszego miesięcznika zestawem zdjęciowych migawek z ich ostatnich lat. Wspartych nośnym zawołaniem: "Kaziuk", wracaj na jawie już za rok!", czemu – jak znam rzeczywistość – gotowe są zgodnie zawtórować tłumy po obu stronach kiermaszowych lad.
Fot. autor
komentarze (Aby komentować musisz być zarejestrowanym użytkownikiem - zarejestruj się lub zaloguj)
W ostatnim numerze
NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL
ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!
POLITYKA
2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ
LITERATURA
NA FALI WSPOMNIEŃ
XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"
WŚRÓD POLONII ŚWIATA
RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY
MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA
prześlij swojeStare fotografie
Wiadomości (wp.pl)
Liban. Napadł na bank, by odzyskać własne pieniądze. Został bohaterem
Bassam al-Sheikh Hussein, który w Bejrucie napadł na bank, aby odzyskać własne oszczędności, trafił do więzienia. Wcześniej mężczyźnie obiecano, że zostanie tylko przesłuchany. Służby jednak nie dotrzymały słowa w obawie, że Hussein będzie miał naśladowców.
Atak na Krym. Waszyngton wydał zdecydowane oświadczenie
Nie milkną echa ataku na krymskie lotnisko. Obiekt najprawdopodobniej został zbombardowany przez ukraińskie wojsko, choć nikt z przedstawicieli władz w Kijowie oficjalnie tego nie potwierdził. Od ataku chce odciąć się też Waszyngton. Według Ukraińskiej Prawdy Pentagon zaprzeczył, jakoby rosyjskie lotnisko zostało ostrzelane z broni dostarczonej przez USA.
Rtęć to nie wszystko? Niemcy wykryli w Odrze również znaczne ilości soli
Trwa ustalanie przyczyn masowej śmierci ryb w Odrze. Pierwsze wyniki badań pobranych próbek wskazały, że za zatrucie wody odpowiada obecna w niej rtęć. Okazuje się jednak, że to nie wszystko. - Nowe wyniki laboratoryjne z piątku wykazały zwiększony ładunek soli w rzece - przekazał minister środowiska Brandenburgii Axel Vogel.