Minęliśmy się (w czasie) z Okularnikiem...

drukuj
Alwida A. Bajor , 20.02.2016
Fot. ze zbiorów Czesława i Ryszarda Mackiewiczów

Rok Sienkiewiczowski

2016 – to Rok Sienkiewiczowski. Trzy ważne rocznice "pod znakiem" Henryka Sienkiewicza są zapowiedzią wyjątkowych obchodów jubileuszowych: 170. rocznica urodzin pisarza, 100. rocznica śmierci, 120. rocznica napisania "Quo vadis" (za którą to powieść pisarz dostał Nobla) i wydania "Trylogii" ("Ogniem i mieczem", "Potop" i "Pan Wołodyjowski").    
Henryka Sienkiewicza łączyły silne związki uczuciowe z Litwą przez małżeństwo z ukochaną żoną Marią Szetkiewiczówną z Hanuszyszek, a po jej śmierci – z teściami Wandą i Kazimierzem Szetkiewiczami, którzy sprawowali opiekę nad jego dziećmi. Nadto – długoletnia przyjaźń ze szwagierką Jadwigą Szetkiewiczówną (siostrą Marii), do której, zafascynowany jej osobowością, napisał setki listów, oraz przyjaźń (a raczej "kontakty rzeczowe") z jej mężem Edwardem Janczewskim, urodzonym w Blinstrubiszkach na Żmudzi. Ponadto – serdeczne związki przyjacielskie łączyły go z malarzem Stanisławem Witkiewiczem, urodzonym takoż na Żmudzi, w Poszawszu, oraz – z malarzem Romanem Szwoynickim, właścicielem majątku Rady na Żmudzi, w których to Radach gościł Henryk Sienkiewicz, gdy gromadził "materiał" do napisania "Potopu".     
Wędrowałam kiedyś (długie lata) "śladami" bohaterów "Potopu", zjeździłam całą Laudę i nie tylko, bo takoż Birże, Taurogi, Rogów, Ejragołę, Johaniszkiele, Upitę, Klewany i in. Rozmawiałam z Butrymami, Domaszewiczami, Gasztowtami, Billewiczami. Publikowałam te reportaże na łamach wileńskiego dziennika, dwutygodnika – a później miesięcznika ("Magazyn Wileński"). Mnóstwo niespodzianek wtedy na mnie spadło w postaci listów, odzewów z Polski, przeważnie z Olsztyna, Gdańska, Warszawy od... wcześniejszych Laudańczyków, którzy po wojnie zrządzeniem pokrętnej historii zmuszeni byli "porzucić ziemię skąd nasz ród". Z niektórymi z tych "późnych wnuków" kontakty, a nawet związki przyjacielskie trwają do dziś. 
Propozycję redakcji "Magazynu Wileńskiego", żebym z okazji "Roku" coś jeszcze w kontekście Sienkiewiczowsko-litewskim napisała, przyjęłam z pewnym wahaniem. Cóż ja jeszcze w tym temacie, w swoim czasie dogłębnie spenetrowanym, mogę dorzucić? 
Przekopałam moje archiwum – i nagle... 
Jak mogłam to przeoczyć? Wycinek gazety pt. "Dzień Kowieński", 1929 rok... Mój Boże... Przecież redaktorem naczelnym tego "Dnia" był Kazimierz Szwoynicki, syn Romana z majątku Rady...
Co mnie w tym "Dniu", a raczej w artykule pt. "Na wsi i w miasteczku" mile i niezbyt mile zaskoczyło? Ano, poczytajmy...  

Na wsi i w miasteczku                     
     Szawle – przyszła litewska Łódź. – Ożywienie w towarzyskiem życiu polskiem w Poniewieżu. – Nowa katedra. – Beztroskie przedwojenne nastroje w stronach traszkuńskich – Lauda. – Pietyzm do trylogii sienkiewiczowskiej. – Kiejdany i jego muzeum. 
Poznać Litwę powierzchownie, nie jest to zadanie trudne. Znaczniejszych różnic etnograficznych i klimatycznych tu się nie spotyka. Należy jedynie zwiedzić zachód, wschód i południe kraju, a będzie się miało całkowity jego obraz. 
Na zachodzie Litwy, jak wiadomo, rozciąga się święta Żmudź i najznaczniejsze jest miasto – Szawle. Jest to ponoć przyszła Łódź litewska: wszyscy zajęci są tam interesami, "business" kwitnie, innych rozmów niż o interesach się nie prowadzi, a życia towarzyskiego nie ma wcale. 
Pozatem miasto sprawia wrażenie dość dziwne. Wszystko tam jest tak proste, prymitywne, jakgdyby wczoraj wyszło z pod dłuta Bożego – i mieszkańcy i krajobraz, rozległy, zlekka falisty, a nadewszystko szary i bezbarwny. Prawdziwą ozdobą Szawel jest piękny, majestatyczny w swych wysmukłych linjach kościół parafialny. Jest to świątynia wyjątkowo piękna i stara, gdyż początki jej założenia sięgają XVI wieku. 
 W Poniewieżu znać już większy temperament ludności, a i pomieszanie ras jest znaczniejsze. Życie polskie, towarzyskie tutaj kwitnie. Niedawno miałem możność znajdować się w liczniejszem zgromadzeniu poniewieskiego społeczeństwa polskiego i przyznać muszę, iż wrażenie wywiera jaknajlepsze. Wystawiono tam niedawno w dużej sali kinematografu "Sublokatorkę", przy licznym udziale widzów. Nie wdaję się tu w szczegóły, któremi bardziej powołani zapewne podzielili się z czytelnikami "Dnia". Nie można jednak pominąć sposobności wyrażenia swego podziwu amatorom, których gra jest pełna kolorytu (...) 
Pozatem zapomnieć nie należy, iż przedstawienie się odbyło w pełnej harmonji – bez żadnych zdechłych kotów, bicia szyb i smrodliwych płynów... 
Niestety, nowa katedra poniewieska, o, jakże się różni od szlachetnych linji kościoła w Szawlach! Jest to budowla, aczkolwiek także wysmukła, lecz o barwach jajecznicy ze szczypiorkiem. O ile kościół szawelski wraz ze swą nieporównaną wieżycą i szczerniałemi blankami na wzór zamków feodalnych wprost bije w niebo w szczerej i prostej modlitwie, o tyle katedra poniewieska swym niesmacznym i powykręcanym barokiem nie potrafi wymodlić zapewwne zmiłowania... nad sobą. 
A wnętrze...
Ołtarz jest wsparty na czterech kolumnach zielonych niesamowicie. Ma to być pono imitacja malachitu. Na baldachimie na wszystkich czterech rogach spoczywają pyzate aniołki, przypominające nieco... kartofle. Aniołowie, podtrzymujący kolumny, świeżo z gipsu ulani, gną się pod naporem niezmiernie ciężkich i niezgrabnych skrzydeł (...) Należy też dodać, iż już obecnie zdążono poobtłukiwać u aniołów ręce, palce i kawalki skrzydeł.
Na pocieszenie dodamy jedynie, iż, jak twierdzi głos publiczny, te ozdoby wnętrza są jedynie tymczasowe. 
Lecz kontynuujmy swą wycieczkę. 
Oto Traszkuny. 
Na rynku około kościoła wznoszą się groby 5 poległych strzelców litewskich, zabitych w potyczce ze słynnym wypadem Polaków w r. 1920. Jak mi się zdaje mało kto o tem wie, iż groby te są główną zawadą w pożyciu polsko-litewskiem w tamtych stronach. 
Polski element w tych okolicach jest znaczny, spoisty i kulturalnie zorganizowany. Liczne czytelnie latające ożywiają monotonję życia wiejskiego, a zebrania towarzyskie znacznie się przyczyniają do upodobnienia stron tutejszych do dawnych, beztroskich przedwojennych czasów. 
Pomiędzy wschodnią i zachodnią częścią Litwy, rozciąga się od Poniewieża poprzez Kiejdany aż do Kowna pas, gęsto zamieszkały przez Polaków. 
Najbardziej charakterystyczną dla tych okolic jest tak dobrze przez nas wszystkich z opisów znana Lauda.
Na pierwszy rzut oka ma się wrażenie, iż nic tam od czasów kmicicowych się nie zmieniło. Takie same obszerne dworki i zagrody szlacheckie; słomiane dachy pokryte wieloletnim zielonym mchem i sędziwe lipy na straży pradziadowskich progów.
Pola i łęgi są tu rozległe i równe jak sięgnąć okiem. Latem ciągną się i falują nieprzejrzane łany zbóż wszelakich, zimą zaś pokryte jest wszystko śnieżną bielą, hen, aż po granice widnokręgu, gdzie całun śnieżny łączy się i zlewa z szarem i pochmurnem naszem niebem litewskiem. 
Często można tu spotkać tak swojskie rosłe postacie laudańczyków o sumiastym wąsie, orlim suchym nosie i łagodnem, pełnem pogody wejrzeniu. 
Wszystko to przypomina stare czasy, lecz... niezupełnie. Oto Goszczuny, siedlisko Gościewiczów dymnych stoją obecnie na czystem, aczkolwiek dobrze uprawianem polu. Ani śladu dawnych lasów, których zapewne dotknęła "kupiecka siekiera". A droga z Lubicza do Wodokt i Wołmontowicz, gdzie to Oleńka w ciemnym borze pohukiwała sobie z Kmicicem wesoło, jest teraz otwarta ze wszystkich stron. Obecnie nie kryje się już tutaj żadna zakochana para. 
Jedna z właściwości Laudy i jej mieszkańców jest bezsprzecznie głęboka i gruntowna znajomość sienkiewiczowskiej trylogii. Bez przesady można powiedzieć, iż niema tu domu, gdzieby się po wszystkich stołach i w szafach nie błąkał: tu któryś tom "Potopu", tam "Wołodyjowski", ówdzie "Ogniem i mieczem", odkryte na scenie pojedynku p. Michała z Bohunem i t. d. Ten szczególny pietyzm do tego dzieła ujawnia się i w życiu codziennem: jeżeli zaszczeka pies, to już z pewnością nie inaczej się nazywający, jak "Bohun", krowa "Baśka", koń "Tuhaj" i t. d. 
Najulubieńszą zabawą laudańczyków jest przyłapywanie Sienkiewicza in flagranti na nieznajomości okolicy. Są specjaliści, którzy nawet udowodnią czarne na białem, iż Kmicic złą drodą jechał w konkury do Oleńki, gdyż mógł jechać dogodniejszą i znacznie bliższą. 
W Pacunelach kościółek parafjalny wyróżnia się swojskością i jakowymś smętkiem, rozwianym na jego drewnianych przyciesiach, na omszałym dachu, skromnej dzwonicy i "smętarzu". Tłum zmurszałych krzyżów i nagrobków wciska się już prawie do kruchty, tak gęsto na cmentarzyku kościelnym ułożyła się brać laudańska na wieczny spoczynek.
A Kiejdany jest to miasteczko, jak wiadomo, stare i malownicze. Minęły wprawdzie te czasy, kiedy to, według narzekań Zagłoby, "innego powietrza jak luterskie do brzucha nie wciągniesz", lecz stare przysadziste mury b. gmachów radziwiłłowskich i obszerny zbór kalwiński wyraziście świadczą o dawnych latach świetności Kiejdan. W podziemiach fary spoczywają szczątki potężnego magnata Janusza Radziwiłła VI-go.
Niewiedzieć w jaki sposób utarło się przeświadczenie, iż są to zwłoki p. wojewody wileńskiego, hetmana i kacerza, z takim rozmachem i barwnie opisanego w "Potopie" przez Sienkiewicza; jednakowoż jest to tylko krewny dumnego magnata.
Na poparcie tych słów dodamy, iż Janusz Radziwiłł VI zabity został przez hajduka w r. 1628 podczas gdy W. hetman Litewski Janusz w r. 1650 założył w Kiejdanach drukarnię... 
Oprócz zwykłych instytucji i zakładów oświatowych, które posiadają wszystkie nasze powiatowe miasteczka, Kiejdany wyróżniają się tem, iż posiadają własne muzeum miejskie. Muzeum te jest dość ubogie. Wprawdzie wszystkie nasze muzea prowincjonalne nie odznaczają się bogactwem eksponatów, co jest tem dziwniejsze, iż Litwa jest przecie krainą kurhanów i wielu wykopalisk z epoki przedhistorycznej. Jednakowoż najcenniejsze zabytki z bogatej przeszłości naszego kraju znajdują się albo zagranicą, wywiezione przez Niemców, lub sprzedane, albo przetopione na metal szlachetny. Jedynie dość często dają się słyszeć opowiadania o jakichś złotych ozdobach i diademach, o złotych monetach i t. p., lecz gdzie one są tego już zapewne nikt się nie dowie. 
Wygląd bowiem przeciętnego muzeum prowincjonalnego jest dość monotonny i z małemi wyjątkami takie same eksponaty oglądać można wszędzie. Kilka toporków kamiennych, nieco ozdób z wieku bronzowego, trochę szkieletów domniemanych mastodontów, garść okrągłych rubli nowgorodzkich – oto wszystko. 
W Kiejdanach zaś prócz wyżej wymienionych przedmiotów można jeszcze podziwiać pod oszklonemi gablotkami parę... hełmów policjantów litewskich z Roku Pańskiego 1923-ego! Jest nadzieja, iż obecnie prowadzone prace wykopaliskowe w różnych okolicach Litwy przez fachowców archeologów, znacznie wzbogacą nasze krajowe zbiory. 
Okularnik.             

A w których to aktorów ciskano zdechłymi kotami?

 No proszę – ładnych rzeczy się dowiadujemy... W Poniewieżu obeszło się bez żadnych zdechłych kotów, wybijania szyb i oblewania aktorów smrodliwymi płynami (chemicznych naonczas nie znano – więc jakimi?). 
Przyglądam się fotografii z międzywojnia. Wycieczka mieszkańców Datnowa, Kiejdan i in. Aktorzy zespołu amatorskiego, występujący w litewskich miastach, miasteczkach, bądź w "okolicach", szlacheckich zaściankach. Czy w nich także ciskano zdechłymi kotami? Ciekawe... Może gdzieś żyją jeszcze ich "późne wnuki", może coś o tym wiedzą? Fotografia jest podpisana, ponad dwadzieścia szlacheckich nazwisk... Z wyjątkiem kierowcy (onże – właściciel autokaru...)                                  
                  
Laudańczycy... Sumiaste wąsy, orle nosy"Często można tu spotkać tak swojskie rosłe postacie laudańczyków o sumiastym wąsie, orlim suchym nosie i łagodnem – pełnem pogody wejrzeniu" – pisze Okularnik. 
Tak wyglądali drzewiej i w XIX w. (patrz zdjęcie rodziny Koreywów). 
W 1934 – już inaczej. Zwłaszcza ci, którzy jako rekruci stawiali się przed komisją poborową – jak na tym zdjęciu wyżej (bez wąsów; nosy – owszem – zachowały się...).

Pies Bohun, krowa Baśka,  koń Tuhaj... 

"Bez przesady można powiedzieć, iż niema tu domu, gdzieby się po wszystkich stołach i w szafach nie błąkał: tu któryś tom "Potopu", tam "Wołodyjowski", ówdzie "Ogniem i mieczem". Ten szczególny pietyzm do tego dzieła ujawnia się i  w życiu codziennem: jeżeli zaszczeka pies, to już z pewnością nie inaczej się nazywający, jak "Bohun", krowa "Baśka", koń "Tuhaj" i t. d." – pisze Okularnik. 
O ile duchy Bohuna i Wołodyjowskiego gdzieś w zaświatach to czytają – nie wątpię, że gotowi są na tę "świętą ziemię zstąpić" i właścicieli psów na śmierć szablami zasiec: Bohun w imię własnej godności, Wołodyjowski – za kochanego Hajduczka – Baśkę...             
Chyba że Duch Henryka Sienkiewicza z Nieba zstąpi i Laudańczyków obroni. Z wdzięczności, że w swoich domach zachowali Jego książki, a nawet opasłe Jemu poświęcone albumy. Jak np. z 1897 roku... własność już nieżyjącej Wandy Juchniewiczowej, przemieszkującej przez pewien czas w zaścianku o... uroczej nazwie: Diabłenka, a później w Krakinowie, do którego zawędrowali kiedyś bohaterowie Sienkiewiczowskiego "Potopu". 

Miła-niemiła pani Gasztowtowa z Pacunel

Zgadzam się z Okularnikiem. Kościółek w Pacunelach "wyróżnia się swojskością i jakowymś smętkiem...". Byłam tam dwukrotnie – w latach 70. XX w. i później. Za pierwszym razem doznałam niezwykłej serdeczności ze strony wyjątkowo interesującej kobiety – pani Biruty Gasztowtowej i jej męża. Dowiedziałam się od niej mnóstwa interesujących szczegółów z dziejów Pacunel. Obwozili mnie po sąsiednich zaściankach, "okolicach". 
Po powrocie do Wilna długi czas czułam niedosyt "tych Pacunel" i tej rodziny – Gasztowtów. Pięć (a może sześć – już nie pamiętam) lat później wybrałam się tam znowu. Niestety miałam pecha. Byłam tam intruzem. Już od progu Biruta Gasztowtowa ostro mnie ofuknęła. "Napisała pani o nas do wileńskiej gazety i od tego czasu do dzisiaj nie mam spokoju. Zaczęli przyjeżdżać różni tu z Polski, wypisywać o nas czort wie co. Gdyby pani nie pisała, nikt by o nas nie wiedział. Proszę już więcej o mnie nie pisać". 
Zapytałam ją o męża. Nie żyje (zabrzmiało to opryskliwie). Coś w tej kobiecie pękło, załamało się – pomyślałam. Na pacunelskim cmentarzu próbowałam odnaleźć jego grób. Niestety... "Krzyżów zmurszałych" (jak pisał w 1929 Okularnik) jakoś tam nie dostrzegłam. Ani też nagrobków "wciskających się prawie do kruchty". Sfotografowałam parę pomników z XIX w. z nazwiskami praktycznie nie do odszyfrowania. 
Czy chciałabym dziś raz jeszcze wybrać się na Laudę? Może... Do Wodoktów, Mitrun, Lubicza, Wołmontowicz... Do Pacunel – jakoś nie bardzo... 
A do Kiejdan? Tam – musiałabym się zabawić w detektywa. Nie bardzo mi się to uśmiecha... 

Ten czy nie ten Janusz Radziwiłł? 

Tak się składa, że wędruję tym razem nie śladami bohaterów Sienkiewiczowskiego "Potopu", ale tropem Okularnika z "Dnia Kowieńskiego". Pisze Okularnik, iż w krypcie kościoła kalwińskiego w Kiejdanach spoczywają szczątki "potężnego magnata Janusza Radziwiłła VI-go". I dalej: "Niewiedzieć w jaki sposób utarło się przeświadczenie, iż są to zwłoki wojewody wileńskiego, hetmana i kacerza, z takim rozmachem i barwnie opisanego w "Potopie" przez Sienkiewicza; jednakowoż jest to tylko krewny dawnego magnata. Na poparcie tych słów dodamy, że Janusz Radziwiłł VI zabity został przez hajduka w r. 1628, podczas gdy W. hetman Litewski Janusz Radziwiłł w r. 1650 założył w Kiejdanach drukarnię...". 
Ten to "opus" u Okularnika najbardziej mnie zaskoczył. Wiadomo, że ze szczątkami Janusza Radziwiłła (tego z "Potopu") działy się różne cudaczne dzieje, o czym swego czasu dużo pisałam w wileńskich polskojęzycznych mediach. Ze szczątkami Wielkiego hetmana Litewskiego Janusza Radziwiłła zetknęłam się za pierwszym moim pobytem w Kiejdanach, w tamtejszym muzeum krajoznawczym. Szczątki hetmana leżały tam schowane pod chłopskim łóżkiem. Ładnież to tak wielkiego księcia trzymać? Nie godzi się – żartowałam z pracownikami muzeum. W odpowiedzi usłyszałam, że nie mają innego wyjścia. W podziemiach kościoła winien on spoczywać, ale tam trwa remont. 
Dwa (bodaj, a może trzy) lata później znowu zawędrowałam do Kiejdan, tym razem z fotoreporterem. Nie było już Wielkiego hetmana pod chłopskim łóżkiem. Wrócił już do kościoła? – pytałam młodych pracowników muzeum. Nie – przenieśliśmy go na strych muzeum; tam jeszcze kilka szkieletów Radziwiłłów się zmieściło. Na strychu nikt ze zwiedzających muzeum ich nie wypatrzy – jak to pani wcześniej się udało. A można go tam na strychu odwiedzić? – zapytałam. Młodzi kustosze spojrzeli po sobie: po co? No... chcę z nim się przywitać... My już nie pierwszy raz z umrzykami się witamy – wtrącił kolega fotoreporter (Walery Charin) – takie spotkania zwykle bywają miłe, wesołe... 
Niezawodny koleś. Obfotografował szkielet Wielkiego hetmana ze wszystkich stron. Publikowałam potem te zdjęcia w dzienniku. Nieopatrznie. Rozdzierały się telefony od dziennikarzy z Polski: jak tam, do tych Kiejdan dojechać... (Nie wiem czy dojechali... Czy – wpuszczono ich na "ten strych"...)
Janusz Radziwiłł (ten z "Potopu") spoczął ostatecznie w krypcie kalwińskiego kościoła w Kiejdanach. W nowym eleganckim sarkofagu. Podobno obecnie wejście do tej krypty kosztuje ileś tam euro... 
Ten czy nie ten Janusz Radziwiłł? W "Dniu Kowieńskim" pracowali ludzie wykształceni, inteligentni, doskonale obeznani z historią swego kraju. Czyżby współcześni litewscy znawcy przedmiotu mieli popełnić "w tym temacie" gafę? Jakoś trudno w to uwierzyć... Cień wątpliwości jednak pozostaje... 

Kto bywał w majątku Szwoynickich? 

Mnóstwo interesujących, nietuzinkowych osób i osobowości bywało. Rady kojarzą się głównie z malarzem i powstańcem styczniowym Romanem Szwoynickim. W 1964 w jednej z okolicznych chat, na poddaszu odnaleziono portrety powstańców 1863 wykonane przez... właśnie Romana Szwoynickiego. Znaleziskiem na szczęście zajęła się litewska Akademia Nauk. Portrety znajdują się obecnie w szawelskim muzeum "Aušra".
Rady kojarzą się takoż z jego synem Kazimierzem Szwoynickim, w międzywojniu redaktorem naczelnym "Dnia Kowieńskiego" oraz – z jego korepetytorem, później słynnym księdzem, kapelanem AK, działaczem KOR Janem Zieją. Kojarzą się także z... Henrykiem Sienkiewiczem, który został ojcem chrzestnym córki Romana Szwoynickiego...                                     

Fot. ze zbiorów już nieżyjących 
Czesława i Ryszarda Mackiewiczów, udostępnionych swego czasu autorce

komentarze (brak komentarzy)

dodaj komentarz

W ostatnim numerze

W numerze 12/2021

NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL


ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!

  • Inżynier-romantyk
  • Wiersze Henryka Mażula

POLITYKA

  • Na bieżąco

2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ

  • Życie jak wspinaczka

LITERATURA

  • Pisarstwo Alwidy A. Bajor

NA FALI WSPOMNIEŃ

  • OKOP: działalność
  • Duszpasterze ratowali Żydów

XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"

  • Twierdze, co Polski strzegły

WŚRÓD POLONII ŚWIATA

  • 150-lecie polskiego osadnictwa w Nowej Zelandii

RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY

  • Styczyńscy. Spod Wilna na Syberię

MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA

  • O obowiązku

Nasza księgarnia

Pejzaż Wilna. Wędrówki fotografa w słowie i w obrazie
Stanisław Moniuszko w Wilnie

przeglądaj wszystkie

prześlij swojeStare fotografie

Historia na mapie