Tam sięgać pamięcią, gdzie Lwów i Wilno…

drukuj
Henryk Mażul, 22.10.2015
Fot. Henryk Mażul

Polskie Kresy Wschodnie. Magiczny wręcz splot słowny. Splot nostalgiczny ze słownika narodowych pojęć, zwący polatywać myślami i pamięcią ku Wileńszczyźnie, Nowogródczyźnie, Grodzieńszczyźnie, Lwowszczyźnie, Ziemi Lidzkiej, Wołyniowi, Podolu. Przez dobrych kilka wieków tworzyły one bowiem zręby polskiej państwowości, a pomimo zmienności granic zajmowały rozległe połacie Rzeczypospolitej.

Tu, w tym tyglu narodowości i wyznań, powstała niezwykle bogata cywilizacja, oparta na wartościach zachodniochrześcijańskich, okazałe zabytki kultury materialnej oraz duchowej. Tu, gdy Ojczyzna została zniewolona, pojęcie patriotyzmu miało stężenie szczególne, utożsamiane chociażby z nazwiskami Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Stanisława Moniuszki, Tadeusza Kościuszki czy Józefa Piłsudskiego.

II wojna światowa, a z nią prawie zbieżne w czasie okupacja niemiecka i sowiecka obciążyły tutejszych mieszkańców niepowetowanymi stratami – deportacjami, wymordowaniem inteligencji i ziemiaństwa, pacyfikacją wsi, holokaustem, zatrważającą skalą ludobójstwa na tle etnicznym, wynarodowieniem. Co więcej, państwo Orła Białego w wyniku zdradliwych wobec niego ustaleń trzech wielkich mocarstw na konferencji koalicji antyhitlerowskiej w lutym 1945 roku w Jałcie utraciło na rzecz Związku Sowieckiego ogrom swego terytorium. Powojenne masowe wypędzenia Polaków z ziemi ojczystej dopełniły zagłady polskich Kresów. 
Tych, kto zdecydował jednak nie opuszczać stron rodzinnych w ramach tzw. repatriacji, czekał mało wdzięczny los obywateli radzieckich. Tym boleśniejszy, że Polska Ludowa w imię politycznej poprawności z władzami na Kremlu postawiła na swych rodakach poza wschodnimi granicami krzyżyk wyraźnej niepamięci. Taki stan rzeczy obowiązywał aż do rozpadu "bratniej rodziny narodów radzieckich", co umożliwiła pierestrojka. Przekształcenie byłych republik postsowieckich w samodzielne państwa spowodowało, że zamieszkali tu potomkowie legendarnego Piasta musieli przyjąć obywatelstwo Litwy, Łotwy, Białorusi i Ukrainy, godząc się na mniej lub bardziej szczelne graniczne kordony, dzielące od Ojczyzny przodków.
Dziś, mimo upływu czasu, polskie Kresy Wschodnie nie bez nutki nostalgii utożsamiają się z byłymi obszarami polskiej państwowości, gdzie dla Orła Białego tyle serc biło i bić przestało… Choć, czy rzeczywiście przestało? Przecież tereny, które były częścią składową jeszcze II Rzeczypospolitej, a które wolą krętej historii znalazły się poza Polską, nadal zamieszkują grube setki tysięcy naszych rodaków. Mężnie warujących przy mowie, wierze i wiodących rodowód z dziada pradziada tradycjach, nierzadko pieczołowicie przechowujących w rodzinnych archiwach potwierdzające przynależność do Państwa Polskiego dokumenty, których przecież nigdy z własnej woli się nie wyrzekli. Nic więc dziwnego, że dla nich, karmiących się narodową dumą, Polska stanowi poniekąd Ziemię Świętą. Dokąd jadą, by spotkać się z rodzinami, jakie zmiotły tam fale repatriacyjne, by podziwiać dostojeństwo królewskiego Wawelu, pomodlić się przed Czarną Madonną na Jasnej Górze albo zwiedzić unikatową kopalnię soli w Wieliczce.
Korzystne przemiany polityczne na kontynencie europejskim spowodowały, że już nieludowa Rzeczpospolita zyskała możliwość, by na wielu płaszczyznach upomnieć się o swych rodaków, nadal przypisanych Wilnu, Grodnu, Lidzie, Lwowowi. Polską rację stanu uzupełniają w tym liczne organizacje pozarządowe: jak o zasięgu ogólnokrajowym, tak bardziej lokalnym. Ich nadrzędnym celem jest niesienie wszelakiej pomocy, krzepienie ducha, upamiętnianie i dokumentowanie mającej naprawdę niejedno imię martyrologii.
A że owym inicjatywom nigdy dosyć, jakże dobitnie dowodzi ta ostatnia, polegająca na zorganizowaniu w Warszawie w dniach 2-3 października br. Dnia Jedności Kresowian. Jego pomysł wygenerował się w głowie reprezentującej Federację Organizacji Kresowych Ewy Szakalickiej. Urodzonej już w Polsce, choć mającej kresowe korzenie, gdyż jej ojciec Edmund Jakub Szakalicki na świat przyszedł na Grodzieńszczyźnie, podczas II wojny światowej był żołnierzem 77. pułku piechoty Nowogródzkiego Zgrupowania Armii Krajowej, brał udział w operacji "Ostra Brama", a zaraz po wojnie, szczęśliwie uniknąwszy sowieckich łagrów, w ramach tzw. repatriacji udał się na resztę życia do Polski. 
Pani Ewa twierdzi, że tak naprawdę nigdy ze stron rodzinnych jednak nie wyjechał, gdyż niczym zaklęcie powtarzał jej i bratu, że mają pamiętać o tych, co to na Kresach pozostali. By tę pamięć podsycać, jeszcze w czasach głęboko sowieckich woził ich na letnie wakacje do pozostałych w Żołudku rodziców. Co sprawiło, że już za młodu nasiąknęli miłością do ziemi przodków, a Niemen w ich świadomości funkcjonował na równi z Wisłą.
Jakby na przekór licznym spowitym kirem datom i rocznicom, od czego aż się roi w przeszłości Kresów, zdecydowała pani Ewa przypisać pomysł kalendarzowemu 2 października. By w ten sposób dać upust dziejowej chlubie, nawiązując do zawartej właśnie tego dnia 1413 roku polsko-litewskiej unii w Horodle, która dzięki dalekowzrocznej mądrości politycznej Władysława Jagiełły umocniła pozycję obu krajów na arenie międzynarodowej i stanowiła podwaliny późniejszej Rzeczypospolitej Obojga Narodów – unikatowego tworu na mapie Europy.
Natomiast przesłanie Dnia Jedności Kresowian, w myśl jego organizatorów, w poczet których zapisało się aż ponad 40 organizacji, nakierowanych swą działalnością poza wschodnie granice Państwa Polskiego, miało stanowić uświadomienie dziś żyjącym, jak bogate jest dziedzictwo kresowe, wskrzesić w ich świadomości dzieje i ludzi niesłusznie zapomnianych, wyczulić na potrzeby rodaków, choć boleśnie doświadczonych przez historię, wciąż i nadal warujących przy tym, co stanowi istotę patriotyzmu. Honorowy patronat nad imprezą objął sam prezydent Polski Andrzej Duda, a w komitecie organizacyjnym znaleźli się m. in.: arcybiskup Henryk Hoser – biskup warszawsko-praski, Karolina Kaczorowska – wdowa po ostatnim prezydencie RP na uchodźstwie Ryszardzie Kaczorowskim i Anna Maria Anders – córka gen. Władysława Andersa.
Organizowane po raz pierwszy obchody Dnia Jedności Kresowian rozpoczęła odbyta w dniu 2 października debata nt. "Kresy a polska świadomość narodowa". Obok prelegentów, których większość stanowili historycy, próbujący w panoramiczny sposób ukazać dzieje Kresów Wschodnich, jedną z sal sejmowych wypełnili też po części politycy, wśród których nie zabrakło europosła, przewodniczącego Akcji Wyborczej Polaków na Litwie Waldemara Tomaszewskiego. Wystąpienia dotyczyły m. in. roli Kościoła katolickiego w zachowaniu tożsamości narodowej na Kresach po 1945 roku, kulturotwórczej roli tu polskiego ziemiaństwa bądź tragicznych losów żołnierzy wyklętych o kresowym rodowodzie.
Tegoż dnia w bazylice archikatedralnej św. Jana Chrzciciela na warszawskiej Starówce miała miejsce Msza św., której przewodził jej ks. proboszcz Bogdan Bartołd, a o której muzyczną oprawę jakże wzniośle zatroszczył się prowadzony przez Jana Mincewicza Reprezentacyjny Polski Zespół Pieśni i Tańca "Wileńszczyzna". Po jej zakończeniu natomiast w niezwykle uroczystej oprawie Gniewomir Rokosz- Kuczyński – wielki kanclerz Towarzystwa Rycerskiego Braci Kurkowych wszem i wobec odczytał akt zawiązania Konfederacji Obywateli Kresów, natomiast wybrana na jego marszałka córka Władysława Andersa – Anna Maria przy obnażonych szablach przedstawicieli bractw kurkowych uroczyście złożyła ślubowanie.
Zaraz potem zgromadzeni w świątyni uformowali pochód, a ten z Placu Zamkowego Krakowskim Przedmieściem udał się przed Grób Nieznanego Żołnierza, gdzie przedstawiciele przeróżnych organizacji z Towarzystwem Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej oraz Rodziną Ponarską włącznie złożyli kwiaty. Tu też odczytano Apel poległych obrońców Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej. W wezwaniach do stawienia się zostali z zaświatów też przywołani ci, kto zginął w walkach o Wilno podczas insurekcji kościuszkowskiej, w powstaniach listopadowym i styczniowym na Litwie, legionowi zdobywcy Wilna, więźniowie z Łukiszek, partyzanci Wileńskiej AK dowodzeni przed gen. Aleksandra Krzyżanowskiego "Wilka", polegli w operacji "Ostra Brama", a wśród bohaterskich żołnierzy powojennego podziemia – major Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka". Ku potomnym natomiast skierowano nakaz, by bohaterowie walk o Kresy Wschodnie Rzeczypospolitej i ich czyny po wsze czasy osiedli w pamięci: jak poszczególnych osób, tak też w historii Polski i dziejach Narodu Polskiego.
Patriotyczną imprezę zwieńczył koncert, opatrzony hasłem "W każdym sercu bije Polska". Na ustawionej nieopodal Grobu Nieznanego Żołnierza scenie własny kunszt na wyraźnie patriotycznej nucie kolejno zaprezentowały: zespół "Contra Mundum", wspomniana już nasza "Wileńszczyzna" oraz przybyły z Mińska chór "Polonez".
Nazajutrz, 3 października o godzinie 18, w zlokalizowanej w warszawskiej dzielnicy Praga-Północ bazylice Najświętszego Serca Jezusowego celebrowana była Msza św. o błogosławieństwo dla zamieszkałych na Litwie Polaków, którą raz jeszcze muzycznie oprawili chórzyści "Wileńszczyzny". Przewodzący nabożeństwu doktor nauk teologicznych w zakresie historii, ks. Krzysztof Lis w przetkanej poezją homilii złożył hołd tym, którzy kształtowali chlubne dzieje Wilna i Wileńszczyzny oraz wszystkim, nadal trwającym na ziemi ojców. Zdecydowanie patriotyczna nuta pobrzmiewała też w koncercie "Raduje się serce", jaki wprost przed ołtarzem głównym majestatycznej świątyni pod huczne brawa zgromadzonych zaprezentowała "Wileńszczyzna".
Jeśli wierzyć statystykom, co siódmy Polak, zamieszkały w granicach obecnej Rzeczypospolitej, przyznaje się do swych kresowych korzeni, będących pochodną tzw. repatriacji w okresie powojennym albo innych zawiłych dziejów, jakich historia nie szczędziła wschodnim rubieżom Państwa Polskiego. Niestety, mimo takiego liczebnego nasycenia i mimo liczonych na ponad parę setek organizacji, mających w pieczy Kresy Wschodnie, pamięć o nich zatrważająco słabnie. A, co gorsza, odchodzi ostatnie pokolenie ludzi, którzy z autopsji pamiętają świat swych opuszczonych ojczyzn, podczas gdy dla pozostałych – to już tylko składnik narodowej wyobraźni. Nierzadko zawodnej, gdy wypada zlokalizować, gdzie jest Wileńszczyzna, Nowogródczyzna, Podole lub Wołyń, natomiast już naprawdę nieliczni potrafią utożsamić je z Polską sprzed II wojny światowej.
Pani Ewie Szakalickiej, będącej głównym kołem zamachowym pierwszej edycji Dnia Jedności Kresowian, satysfakcja z dokonania przeplata się z goryczą, że zbyt wielu z pierwotnie deklarujących wsparcie (również finansowe), rzuciło słowa na wiatr. Mimo doznanych przykrości jest jednak pełna zdecydowania stanąć za rok do powtórki. Jak znam polską rzeczywistość, łatwo nie będzie. Tym bardziej, że w odróżnieniu od roku bieżącego w tle nie będą majaczyły wybory, pozwalające zbierać bonusy w ubieganiu się o mandaty poselskie przy pozorowaniu troski o pozostałych za wschodnią granicą rodaków.

komentarze (brak komentarzy)

dodaj komentarz

W ostatnim numerze

W numerze 12/2021

NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL


ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!

  • Inżynier-romantyk
  • Wiersze Henryka Mażula

POLITYKA

  • Na bieżąco

2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ

  • Życie jak wspinaczka

LITERATURA

  • Pisarstwo Alwidy A. Bajor

NA FALI WSPOMNIEŃ

  • OKOP: działalność
  • Duszpasterze ratowali Żydów

XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"

  • Twierdze, co Polski strzegły

WŚRÓD POLONII ŚWIATA

  • 150-lecie polskiego osadnictwa w Nowej Zelandii

RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY

  • Styczyńscy. Spod Wilna na Syberię

MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA

  • O obowiązku

Nasza księgarnia

Wilno po polsku
Pejzaż Wilna. Wędrówki fotografa w słowie i w obrazie

przeglądaj wszystkie

prześlij swojeStare fotografie

Historia na mapie