Adama Mickiewicza powrót na Ojczyzny łono

drukuj
Alicja Dzisiewicz starszy kustosz Muzeum Adama Mickiewicza przy Bibliotece Uniwersytetu Wileńskiego, 21.01.2016
Zwłoki Adama Mickiewicza. Konstantynopol, 27 listopada 1855 r. Ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie

Każdy, kto się urodzi, będzie musiał umrzeć. Jednakże jeszcze parę wieków wstecz ludzie w młodszym wieku niż my – współcześni, stawali oko w oko ze śmiercią. Według statystyk, połowa nowo narodzonych dzieci nie dożywała wówczas swoich dwudziestych urodzin. Naszego Wieszcza Adama Mickiewicza uważać można pod tym względem za swego rodzaju szczęściarza, który przekroczył tę magiczną granicę: gdy zmarł w Turcji, w Konstantynopolu, miał pełnych 56 lat.

Śmierć poety była niespodzianką dla wszystkich. Nie zostawił testamentu, więc przyjaciele, towarzyszący mu w podróży do Konstantynopola, musieli szybko podjąć decyzję o dalszym losie zmarłego. Największą odpowiedzialnością obarczył się sekretarz poety Armand Lévy. Podczas pogrzebu żony Mickiewicza, Celiny z domu Szymanowskiej (zmarła 5 marca 1855 roku) na paryskim cmentarzu Père-Lachaise, poeta miał powiedzieć, że chciałby razem z nią spocząć w Montmorency. 
Słowa wypowiedziane pół roku wcześniej stały się namiastką testamentu dla Armanda, który 26 listopada, przy łóżku zmarłego Adama podjął decyzję i oświadczył: "Każę go zabalsamować i odwiozę do Paryża" – wspomina świadek Hipolit Kuczyński. 
Wszyscy obecni poparli Armanda Lévy´ego. Jednak następnego dnia Stanisław Drozdowski (agent Hotelu Lambert i dyrektor Adampola, osady polskiej pod Konstantynopolem), również obecny poprzedniego wieczoru przy łóżku zmarłego, postanowił sprzeciwić się decyzji Armanda: udał się do ambasady francuskiej w Konstantynopolu i oświadczył, że Polacy chcą pochować swego Wieszcza wśród rodaków-emigrantów na cmentarzu w Adampolu. Miejscowi komentatorzy – przeciwnicy Drozdowskiego twierdzili złośliwie, że dyrektor Adampola ma na celu: "zrobienie na korzyść czyflika (adampolskiego folwarku) reklamy i podniesienie propinacji" – czyli zwiększenie produkcji i sprzedaży wódki. Kropkę nad i w tym sporze postawił telegram księcia Adama Czartoryskiego z 1 grudnia 1855 roku. Jako zwierzchnik wszystkich Polaków-emigrantów zadecydował: "Prześlijcie ciało Mickiewicza do Paryża. Zezwalam na otwarcie rachunku u pana A-ne Alléon. Natychmiast nadajcie pocztą akt zgonu. A. Czartoryski".
Szczęśliwy traf chciał, że dosłownie kilka dni przed śmiercią Mickiewicza otwarto linię telegraficzną między Konstantynopolem a Europą, stąd wieść o śmierci poety stała się pierwszym wielkim wydarzeniem, która lotem błyskawicy dotarła do Europy, nie musząc około tygodnia wędrować drogą morską na którymś ze statków.
Spory zostały przerwane. Lévy mógł przystąpić do transportowania ciała zmarłego. Pieniądze – 5 tysięcy franków – na ten cel przeznaczył książę Adam Czartoryski. Cała suma została mu później zwrócona ze środków, zebranych przez specjalnie powołany 14 grudnia 1855 roku komitet funduszu narodowego na rzecz dzieci Mickiewicza (w ciągu dwóch lat swej działalności komitet zebrał składki od ok. 800 osób, ogółem 103 680 franków!).
Uroczysta eksportacja zwłok na pokład statku "L’Euphrate" odbyła się 30 grudnia 1855 roku. Przekształciła się w ogromny pochód: na jego czele orkiestra włoska grała marsz żałobny, za nią maszerował I pluton (150 osób), następnie – księża i trębacze, żołnierze II plutonu towarzyszyli pochodowi z obu stron karawanu, zaprzężonego w dwa woły okryte kirem, dalej szli "przyjaciele i rodacy", a zamykały pochód III i IV plutony, prowadzone przez majora Jagmina. 
W miarę jak kondukt się poruszał, dołączały się doń wciąż nowe osoby: Polacy, Francuzi, Włosi, Grecy, Żydzi, Niemcy, Ormianie, Bułgarzy (najliczniej!), Serbowie, Chorwaci, Dalmaci, Czarnogórcy. Nie było co prawda Turków. Miłkowski-świadek i uczestnik ceremonii wspomina: "Depcąc błoto i moknąc, posuwaliśmy się powoli za wozem, który krok za krokiem, ulicami wąskiemi wydobywał się z niziny jeniszerskiej pod górę perotską…". Z góry zaś ujrzeli jak: "…płynęły tłumy ludzi… Okiem ich ogarnąć nie można było; czoło kolumny tej nas dotykało, koniec gubił się gdzieś w dali niedojrzanej".
W kościele Świętego Antoniego odprawiono mszę żałobną. Celebrował ją ksiądz Ławrynowicz, który wcześniej udzielił Mickiewiczowi na łożu śmierci ostatniego namaszczenia, ale spowiedzi nie mógł wysłuchać, ponieważ umierający poeta już nie mówił.
Po mszy kondukt ruszył w kierunku przystani. Tam, według relacji świadka: "trumnę przeniesiono na łódź dużą, zawczasu na cel ten zamówioną; w łodzi ulokowali się ksiądz w komeżce, z krzyżem w ręku, i osób kilka. Widziałem ją, jak odpłynęła, i żal mi taki serce ścisnął…".
Rozmach i podniosła atmosfera przedsięwzięcia sprawiły, iż ceremonia transportowania zwłok Mickiewicza, złożonych do trzech – jedna do drugiej umieszczonych – trumien (cynkowa i dwie drewniane), przewiezienie ich łodzią na statek przycumowany w przystani Top-Hane, przez niektórych badaczy traktowana jest dzisiaj jako "pierwszy pogrzeb Mickiewicza".
31 grudnia statek opuścił port turecki, a już 8 stycznia 1856 roku zawinął do portu w Marsylii. Przedstawiciele władz celnych, po sprawdzeniu całości pieczęci nałożonych w Konstantynopolu na zamkniętą trumnę poety, zezwolili wnieść ją na ląd – na teren Francji. Dalszą drogę trumna i towarzyszące jej osoby odbyły koleją. 9 stycznia dotarto do Paryża.
Organizacja pogrzebu we Francji przeciągnęła się: uszanowano wolę poety – zadbano o ekshumację ciała zmarłej Celiny i zorganizowanie ponownego jej pochówku we wspólnym z mężem grobie na cmentarzu w Montmorency.
Paryski pogrzeb, nazywany czasami "parafialnym", odbył się 21 stycznia 1856 roku, czyli przed 160 laty. Znów tłumy. Znów chłodno i dżdżyście. Pogrzeb został zakłócony: kapitan Franciszek Jaźwiński na schodach kościoła Świętej Magdaleny, gdzie odbywała się msza żałobna po zmarłym, dwa razy kijem uderzył generała Władysława Zamoyskiego. Przyczyną miały być pretensje finansowe, ale pojawiły się też szepty, że rzeczywistą przyczyną incydentu było podejrzenie, iż W. Zamoyski otruł Mickiewicza! Pochodną tego incydentu jest wiersz Cypriana Kamila Norwida "Duch Adama i skandal". 
Syn Mickiewicza Władysław zrobił wszystko, żeby zdławić plotki w zalążku oraz odwrócić uwagę skłóconej emigracji od tej wersji: zamieścił w prasie anonse o śmierci ojca, w których twierdził, że przyczyną śmierci Adama Mickiewicza była cholera. Taka wersja jest żywa do dzisiaj, aczkolwiek ma też przeciwników, którzy twierdzą, że współczesne badania, dotyczące relacji świadków o śmierci Mickiewicza, pozwalają przypuszczać, iż powodem zgonu poety mógł być wewnętrzny wylew krwi połączony z perforacją (pęknięciem) któregoś z narządów jamy brzusznej. Taką m. in. wersję podaje Barbara Zaorska w wydanej w 1996 roku książce "Śladami lekarzy – polskich uchodźców popowstaniowych w XIX wieku".
Nad otwartym grobem w Montmorency wygłoszono tylko jedną mowę pożegnalną. Przemawiał przyjaciel rodziny Bohdan Zaleski. Podsumował życie Adama Mickiewicza: "Wiele grzeszył, ale i wiele miłował".
Mickiewicza chowano tak, jak przywieziono z Turcji – w trzech trumnach. Konstrukcja była nieproporcjonalnie duża i sprawiła sporo kłopotu grabarzom, zanim opuszczono ją do przygotowanego grobu. Adam i Celina spoczęli obok siebie w rodzinnym grobie na 34 lata. Nie była to jednak ostatnia przystań, jeżeli chodzi o Wieszcza: w 1869 roku nieustalony do dziś autor, kryjący się pod pseudonimem "Litwin", zamieścił na łamach krakowskiego dziennika "Kraj" artykuł pt. "Zanieśmy Mickiewicza na Wawel". 
Był to pierwszy sygnał o tym, że może ziścić się marzenie zmarłego poety – o powrocie na łono ojczyzny. W maju 1869 roku na ten temat wypowiada się Władysław Mickiewicz w liście otwartym do redakcji "Kraju". W imieniu rodziny stwierdza: "Nigdy nie było naszą myślą, aby zwłoki ukochanego ojca naszego miały ostateczny grób swój znaleźć na obcej, chociaż gościnnej ziemi […]. Zakomunikowany nam projekt umieszczenia popiołów jego na Wawelu […] zdawał się nam faktem politycznej, nawet wielkiej doniosłości. Przed tym pragnieniem ogólnym ustępuje wszelka wola rodziny co do zaszczytnego rozporządzenia zwłokami męża, który więcej do kraju całego jak do niej należy".
Na pogrzeb na Wawelu Mickiewicz musiał jednak zaczekać. Zbieranie funduszy na ten cel i załatwianie formalności biurokratycznych potrwają dość długo: po raz trzeci uroczystości pogrzebowe odbędą się w Krakowie 4 lipca 1890 roku. Pogrzeb krakowski nazywany jest często "narodowym".
Złożenie zwłok na Wawelu poprzedziła ich ekshumacja, którą przeprowadzono 27-28 czerwca 1890. Wśród rękopisów Muzeum Adama Mickiewicza w Paryżu znajdują się dwa bruliony protokołu ekshumacji zwłok, przeznaczone dla Towarzystwa Historyczno-Literackiego, których autorem jest Władysław Laskowicz (świadek zdarzenia). Przytaczam fragment jednego z brulionów protokołu, opublikowanego w książce Stanisława Rośka "Mickiewicz (po śmierci). Studia i szkice nekrograficzne", 2013 r.:
"27 czerwca 1890 r. o godzinie 8 i pół, zebrali się na Cmentarzu w Montmorency, przed otwartym grobem gdzie są złożone zwłoki ś.p. Adama Mickiewicza i jego rodziny. 
Z grobowca wydobyto spruchniałe deski i pozostałe kości zmarłych <które złożono> sporządzoną na ten cel skrzynię. Wydobyto następnie ze spodu cynkową pogniecioną trumnę, którą przeniesiono na boczną aleję i ustawiono obok nowej metalowej trumny włożonej w drewnianą skrzynię. Po modlitwach liturgicznych odmówionych przez Wo. proboszcza Montmorency, odcięto nożycami i dłutem wierzch, po odkryciu którego ujrzano podkład przegniłej trawy w zupełnej wilgotnej dekompozycji, którą <wydobyto> włożono do taczek i na bok<u> zgarnięto. (…)
(…) w dalszym odgarnięciu ujrzano obuwie i odkryto czaszkę i tołup ale tak pokryty przylepioną trawą że nie można było obejrzeć, w takim stanie jak najostrożniej przeniesiono do nowej metalowej trumny, przy podniesieniu usunęła się czaszka i odpadły trzewiki, to wszystko złożono w tej sam<ej>ym jak znaleziono składzie, przysypano popiołem, a na wierzchu złożyła rodzina kwiaty. – natychmiast włożono wierzch metalowy, zalutowano, przyszrubowano wierzch drewniany i przeniesiono nazad do grobu. (…) 
(…) Paryż 27 czerwca 1890".
Słowa bądź litery w trójkątnych nawiasach są w brulionie u Laskowicza skreślone
Oficjalna ekshumacja odbyła się następnego dnia, w obecności rodziny i tłumnie zebranych gości – świadków wielkiego wydarzenia. Nastrój był podniosły, mnożyli się mówcy. Odtąd Celina pozostała w obcej ziemi sama. Nowa trumna ze szczątkami poety pociągiem przez Wiedeń powędrowała na miejsce dzisiejszego spoczynku Wieszcza: na krakowski Wawel, a starą cynkową sprytni grabarze paryscy pocięli na kawałeczki i w kilka dni po ekshumacji za pół franka można było nabyć taką pamiątkę.
Na pogrzeb Mickiewicza Kraków przyozdobił się odświętnie: okna budynków zdobiły portrety oraz popiersia Wieszcza, ulice tonęły w kwiatach, ruch w mieście ustał. Tłumy krakowian i gości starej stolicy wyległy na ulice. Przed i za karawanem, zaprzężonym w sześć karych koni, tłumnie sunęli świadkowie wydarzenia, zapatrzeni w napis zdobiący baldachim na karawanie: "O grób dla kości naszych w ziemi naszej prosimy Cię, Panie!". Obecni nieśli setki wieńców z żywych, suchych i porcelanowych kwiatów. 
Komitet wykonawczy uroczystości złożenia zwłok Adama Mickiewicza na Wawelu 25 czerwca uchwalił: "Wieńce, godła i emblemata przeznaczone do złożenia u trumny, zrobione z materiałów, nadających się do trwałego przechowywania, oddane być mają po ukończeniu uroczystości do Muzeum Narodowego, gdzie obok innych pamiątek po Mickiewiczu przechowywane będą". Do dziś więc w Muzeum Narodowym w Krakowie można obejrzeć 38 wieńców ze srebra i innych metali oraz zachowane wstęgi z 337 wieńców z żywych kwiatów z krakowskiego pogrzebu Adama Mickiewicza.
Po uroczystej mszy i kwiecistych przemówieniach trumnę Wieszcza umieszczono w krypcie Katedry Wawelskiej w kamiennym sarkofagu, wysłanym piaskiem z Nowogródka i z dna domowej rzeki Mickiewicza – Niemna.
Szczątki wielkich osób przykuwają uwagę; czasami długo wędrują, zanim znajdą miejsce wiecznego spoczynku. Adam Mickiewicz niewątpliwie do takich należał. Spełnienie jego marzenia – o powrocie na łono utraconej Ojczyzny – stało się zadaniem dla jego rodaków. Adam Mickiewicz stanowił pierwszą jaskółkę nadziei dla tych, co marzyli na obczyźnie o ogromnym zaszczycie: powrocie do ziemi ojczystej. 

komentarze (brak komentarzy)

dodaj komentarz

W ostatnim numerze

W numerze 12/2021

NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL


ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!

  • Inżynier-romantyk
  • Wiersze Henryka Mażula

POLITYKA

  • Na bieżąco

2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ

  • Życie jak wspinaczka

LITERATURA

  • Pisarstwo Alwidy A. Bajor

NA FALI WSPOMNIEŃ

  • OKOP: działalność
  • Duszpasterze ratowali Żydów

XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"

  • Twierdze, co Polski strzegły

WŚRÓD POLONII ŚWIATA

  • 150-lecie polskiego osadnictwa w Nowej Zelandii

RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY

  • Styczyńscy. Spod Wilna na Syberię

MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA

  • O obowiązku

Nasza księgarnia

Wilno po polsku
Pejzaż Wilna. Wędrówki fotografa w słowie i w obrazie

przeglądaj wszystkie

prześlij swojeStare fotografie

Historia na mapie