Góra odkryła tajemnicę

drukuj
Janina Lisiewicz, 11.12.2019
Fot. Teresa Worobiej

Pogrzeb powstańców – przywrócenie ludzkiej godności

Historia zna wiele przypadków, kiedy w wyniku niecodziennych wydarzeń, ujawniane są tajemnice dziejów (wystarczy przypomnieć, że wskutek dużej powodzi w okresie międzywojnia w Wilnie odsłonięto tajemnice podziemi katedry). Podobnie też było w Wilnie w 2017 roku, kiedy podczas prac, skierowanych na ratowanie usuwających się zboczy Góry Giedymina, w jednym z dołów, mającym służyć ustawieniu nośnej konstrukcji, zauważono ludzkie szczątki. 

Archeolodzy zajęli się ich odkopywaniem i badaniami pozostałego terenu wzgórza. Posiadany materiał historiograficzny, jak też odnalezienie szczątków przywódcy Powstania Styczniowego Zygmunta Sierakowskiego, którego tożsamość udało się ustalić dzięki znajdującej się na jego palcu ślubnej obrączce z napisem "Zygmónt Apolonija 11 Sierpnia/30 Lipca 1862", upewniły badaczy, że są to szczątki powstańców styczniowych, którzy zostali rozstrzelani bądź powieszeni w Wilnie. 
Władze carskie nie oddały ciał rodzinom i potajemnie wywoziły zwłoki na teren mieszczącej się ówcześnie na Górze Zamkowej (dziś Giedymina) twierdzy wojskowej, by nie sprowokować demonstracji patriotycznych. Ofiary caratu zostały pogrzebane nie po chrześcijańsku, ale po prostu wrzucone do dołów ze związanymi rękoma i zasypane wapnem.
Po natrafieniu na pierwszą mogiłę, archeolodzy w toku dalszych prac odkryli 14 dołów. W jednym z nich były trzy ofiary, w czterech – po dwie i w pozostałych – po jednej. W latach 2017-2018 wydobyto 20 szkieletów ofiar. Rozpoczęły się żmudne prace identyfikacyjne, w czym pomagały wiadomości historyczne, parametry fizyczne osób, posiadane zdjęcia z tamtego okresu, kronika kaźni i materiał genetyczny. 
Kiedy w jednym dole odkryto trzy ofiary, po dokonaniu badań DNA ustalono, że dwie z nich są bliskimi krewnymi. Źródła historyczne wieszczą, że wśród powieszonych jednego dnia byli bracia Aleksander i Józef Rewkowscy, a wraz z nimi – Edward Czapliński (skazano ich za udział w zamachu na szlachcica Domejkę, na którego wydany został wyrok powstańczy). 
Uczonym bardzo się powiodło z identyfikacją Edwarda Czaplińskiego, ponieważ nie posiadano jego fotografii ani innych istotnych danych. Ponadto natura w bardzo dziwny sposób przysłużyła się do powstania i zachowaniu jego wizerunku. Wapno, którym były przysypane zwłoki, zastygło na twarzy, dając odcisk jednej jej połowy. Po odpowiednich, dość skomplikowanych czynnościach, związanych z zabezpieczeniem odcisku, udało się pozyskać pośmiertną maskę (jest ona wystawiona obecnie w Litewskim Muzeum Narodowym, na ekspozycji o Powstaniu Styczniowym, którą w przeddzień pogrzebu otwarto w byłym areszcie śledczym przy ul. T. Kościuszki 1. Możemy również ujrzeć tu odciśnięte w wapnie fragmenty ubrania, medaliki noszone przez powstańców, guziki, klamry od pasów, a wszystkie te rzeczy w pewnym stopniu pomagały też w identyfikacji ofiar). 
Niektórych powstańców udało się zidentyfikować na podstawie pobrania próbek DNA od żyjących krewnych lub też z miejsc pochówku bliskich. Tak było w przypadku Tytusa Dalewskiego, którego brat spoczywa na Rossie, oraz Rajmunda Ziemackiego (jego wujek jest pochowany na Cmentarzu Bernardyńskim). 
Właśnie nowoczesne metody badań i możliwości współczesnej techniki wraz z różnorodną informacją historyczną dały możność ustalenia tożsamości ofiar, co nie byłoby możliwe przed kilkudziesięciu laty. 
O tym, że po wykonaniu wyroku powstańcy zostali zakopani na Górze Zamkowej, raczej było wiadome lub się domyślano. W 1917 roku został tam ustawiony krzyż autorstwa Antoniego Wiwulskiego, ale okupacyjne władze niemieckie go usunęły. Ponownie miejsce to upamiętniono w roku 1921, a w okresie międzywojnia były tu płyty i krzyż. Po II wojnie światowej, wraz ze zmianą państwowości i władz, miejsce to skutecznie poddano zapomnieniu.
Powstaje pytanie, dlaczego przy posiadaniu wiadomości o bytności na Górze Zamkowej szczątków powstańców, nie szukano ich? Odpowiedź nie jest prosta. Miało na to wpływ wiele czynników. Po pierwsze, nie wiedziano dokładnie, gdzie się znajdują mogiły, a poza tym należy przyznać, że stosunek kolejnych urzędujących tu władz do Powstania Styczniowego (w tym – w okresie odrodzenia) nie był jednoznaczny. Władze sowieckie przedstawiały ten zryw wolnościowy jako walkę prostego ludu przeciwko caratowi o własne prawa (obecność wśród ofiar kilku księży nie była więc dogodnym faktem dla ateistycznej władzy).
Wielu litewskich pseudohistoryków uważało, że było to "polskie powstanie", rozwiązujące sprawę wyzwolenia od carskiej Rosji Polski, co – według nich – nie służyło litewskim interesom. Mówili też o nie mającej sensu walce, która wywołała surowe represje władzy carskiej. Tymczasem wersję "polskiego powstania" neguje m.in. fakt, że miało ono swój znaczący wątek na Żmudzi. Warto tu przypomnieć, iż obecnie, a raczej do dnia 21 listopada, jedynym muzeum Powstania Styczniowego na Litwie było właśnie muzeum w Podbrzeziu na Żmudzi. Obecnie ekspozycja na ten temat jest również w Wilnie.
W 2017 roku archeolodzy, rzec można, nie mieli praktycznie innego wyjścia – musieli zająć się nieoczekiwanym znaleziskiem. Ponadto klimat nie tylko w polityce polsko-litewskiej się ocieplił, ale nastąpił (następuje) też nowy etap weryfikacji i oceny wspólnej polsko-litewskiej przeszłości historycznej, no i dzięki nowoczesnej technice oraz metodom badawczym zaistniała możliwość dokonania identyfikacji szczątków. 
O tym nowym spojrzeniu na historię Powstania Styczniowego świadczy też wyżej wspomniana ekspozycja o powstańcach styczniowych w Litewskim Muzeum Narodowym w Wilnie pt. "Przebudzenie. Historia powstańców odnalezionych na Górze Giedymina". Autentyczność otoczenia (w istniejącym tu od paru setek lat więzieniu przetrzymywano 8 z 21 skazanych na śmierć w Wilnie powstańców), odpowiednia atmosfera wytworzona przy pomocy świateł, płynącej z głośnika muzyki (jest m.in. wykonywana w trzech językach: litewskim, polskim i białoruskim pieśń "Boże, coś Polskę"; co prawda, jej polska wersja brzmi językowo fatalnie), narracji i wystawionych eksponatów, a także wyświetlany film dokumentalny, opowiadający o toku prac archeologicznych i ukazujący emocjonalny stosunek badaczy do uczestników i ofiar powstania – wszystko to jest wielce wymowne. Warto więc to muzeum odwiedzić – ekspozycja będzie czynna do 31 maja przyszłego roku. 

Uroczysty pogrzeb powstańców
W dniu pogrzebu, 22 listopada trumny ze szczątkami przywódców – Zygmunta Sierakowskiego i Wincentego Konstantego Kalinowskiego oraz uczestników powstania: Jana Bieńkowskiego, Edwarda Czaplińskiego, Jakuba Czechana, Tytusa Dalewskiego, Mieczysława Dormanowskiego, Józefa Jabłońskiego, Bolesława Kołyszki, Alberta Laskowicza, Juliana Leśniewskiego, Henryka Makowieckiego, Jana Marczewskiego, Władysława Nikolai, Aleksandra Rewkowskiego, Józefa Rewkowskiego, Karola Sipowicza, Kazimierza Syczuka, Ignacego Zdanowicza i Rajmunda Ziemackiego (nie odnaleziono szczątków ks. Stanisława Iszory) przed godziną dziewiątą zostały przeniesione z Pałacu Władców do wileńskiej bazyliki archikatedralnej pw. św. Władysława i św. Stanisława. Trumny dwóch przywódców – Zygmunta Sierakowskiego i Konstantego Kalinowskiego – nieśli na swych barkach żołnierze kompanii honorowej Wojska Polskiego i Wojska Litewskiego, zaś trumny 18 powstańców – kadeci. 
Po ustawieniu trumien w katedrze, w ciągu paru godzin ludzie mogli oddać hołd bohaterom. W południe do katedry na uroczystą Mszę św. przybył prezydent Litwy Gitanas Nausėda z małżonką Dianą Nausėdienė oraz prezydent Polski Andrzej Duda z małżonką Agatą Kornhauser-Dudą, szef rządu RP Mateusz Morawiecki, wiceprzewodniczący Sejmu i Senatu RP Małgorzata Gosiewska i Bogdan Borusewicz oraz minister obrony RP Mariusz Błaszczak, wicepremier Białorusi Ihar Pietryszenko, reprezentanci Łotwy i Ukrainy, jak też przedstawiciele rządu Litwy, parlamentarzyści, byli prezydenci. Obecni też byli przedstawiciele organizacji społecznych, działacze kultury i najwyższe duchowieństwo Litwy, biskupi z Polski i Białorusi pod przewodnictwem arcybiskupa, metropolity wileńskiego Gintarasa Grušasa, który wraz z biskupami z Polski i Białorusi celebrował Mszę św. oraz poświęcił trumny ze szczątkami powstańców.
Prezydenci Litwy i Polski oraz przedstawiciele delegacji ościennych państw złożyli przy trumnach przywódców powstania wianki w barwach narodowych swoich państw. 
Po liturgii przemówienia wygłosili prezydenci Gitanas Nausėda oraz Andrzej Duda, a także wicepremier rządu Republiki Białoruskiej Ihar Pietryszenko. Gitanas Nausėda w swym wystąpieniu stwierdził, że jest to wyjątkowe wydarzenie w dziejach Litwy i istotny składnik jej historii – również tej, wspólnej z Polską, Białorusią i Ukrainą – państwami, których obecne terytoria wchodziły w skład Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Przemawiając w wileńskiej katedrze, prezydent Andrzej Duda, odniósł się m.in. do tego, jak ma być oceniana przynależność powstańców jako przedstawicieli któregoś z narodów, kiedy np. przywódca powstania na Litwie Zygmunt Sierakowski urodzony jest na terenie obecnej Ukrainy, kształcił się m.in. w Rosji, wychowany był w kulturze polskiej. Poruszył też jedną z najbardziej bolesnych dla naszego narodu kwestię: odnotował, że metody oprawców: czy to w carskiej Rosji, czy też w Związku Sowieckim praktycznie się nie różniły – mordowano "wrogów" w bestialski sposób i pozbawiano nawet prawa posiadania grobu, chcąc w ten sposób zniszczyć pamięć. Tak było w Wilnie – na placu Łukiskim i Górze Zamkowej w XIX wieku, tak też było w Katyniu w XX wieku – śmierć ze związanymi rękoma, wrzucenie do bezimiennych dołów ukrytych w lesie. Siła ludzkiej pamięci przezwycięża jednak zamiary katów. 
O tym, że nic, co utajnione, nie może być nie odkryte, mówił też w swym wystąpieniu Gitanas Nausėda. 
Przemawiając, wicepremier Białorusi również odwoływał się do wspólnej historii, ale wyraził też życzenie, by bohaterowie narodowi nie byli używani w rozgrywkach politycznych. Te jego słowa znalazły odniesienie do bardzo licznej obecności Białorusinów na uroczystościach pogrzebowych, którzy Wilno zaleli wprost morzem czerwono-biało-czerwonych historycznych białoruskich sztandarów.
Po liturgii trumny ze szczątkami przywódców powstania zostały przez żołnierzy polskich i litewskich ustawione na lawecie armatniej, zaś pozostałych 18 powstańców – umieszczone w samochodach pogrzebowych. 
Kondukt, w którym kroczyli prezydenci obu krajów oraz przedstawiciele władz Litwy oraz Polski, Łotwy, Ukrainy i Białorusi, ruszył sprzed katedry w kierunku Ostrej Bramy i dalej na cmentarz na Rossie. Wzięło w nim udział parę tysięcy osób, aczkolwiek nie były to tłumy, których można się było spodziewać ze względu na rangę i znaczenie wydarzenia w historii zarówno Polski jak też Litwy.
Miejscem, gdzie kondukt pogrzebowy zatrzymał się na pewien czas, była Ostra Brama. Tu modlono się w trzech językach, oddając hołd Matce Miłosierdzia oraz tym, którzy po upływie półtora wieku od śmierci mogli wreszcie stanąć przed jej obliczem. Po dotarciu orszaku na Starą Rossę trumny powstańców zostały przeniesione przez żołnierzy do centralnej kaplicy cmentarnej, specjalnie zresztą odnowionej i przygotowanej na pochówek. Po modlitwie i rytuale pożegnania trumny ustawiono w niszach kolumbarium znajdującego się wewnątrz kaplicy, po dwóch jej stronach.
Żołnierzy powstania 1863-1864 roku żegnał dźwięk trąbki Wojska Litewskiego i Wojska Polskiego melodią "Śpij, kolego, w ciemnym grobie…", a także salwy karabinowe kompanii honorowych obu wojsk.

Na marginesie wielkiego wydarzenia
Przeżywając wzruszające chwile pogrzebu powstańców, którzy dla pokolenia tych, co wywalczyli dla Polski "granice, moc i szacunek", i osobiście Marszałka Józefa Piłsudskiego byli ideałami walki o niepodległość (a stworzona przez nich struktura państwa podziemnego posłużyła za wzór podziemia, działającego na terenie Polski w okresie II wojny światowej) nie wykorzystaliśmy w pełni szansy, by etos ten donieść do młodego pokolenia. W orszaku pogrzebowym jak też na placu Katedralnym wyraźnie zabrakło przedstawicieli polskich gimnazjów. Owszem, byli uczniowie z Gimnazjum im. J. I. Kraszewskiego wraz z nauczycielem historii Waldemarem Szełkowskim, był niestrudzony ks. Dariusz Stańczyk wraz z Hufcem Maryi im. Pani Ostrobramskiej, uczniowie z Pakieny, zespół "Ojcowizna", przedstawiciele Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą, inne nieliczne grupki rodaków, tyle że w liczbie pozostawiającej wiele do życzenia.
Owej lekcji historii nie wykorzystali też uczniowie gimnazjów litewskich. Dla nich ta byłaby szczególnie ważna, ponieważ Litwa wkracza niejako w nowy etap odbioru własnej historii, kiedy lata naszej wspólnej państwowości są wartościową częścią składową historii Litwy. 
Za to z nawiązką, rzec można, wykorzystali ten moment historyczny Białorusini, którzy zademonstrowali, że są świadomymi, pełnoprawnymi spadkobiercami spuścizny historycznej minionych wieków. Wiązało się to wszak z wątkiem politycznym, co może nie jest stosowne podczas uroczystości pogrzebowych, ale da się przynajmniej częściowo usprawiedliwić sytuacją, jaka panuje na Białorusi.
Większość rodaków nie pozostała obojętna wobec faktu, że na trumnach zarówno przywódców powstania, jak i jego uczestników, tabliczki z ich nazwiskami znalazły się tylko w litewskiej wersji. Organizatorzy pogrzebu deklarowali (na podstawie decyzji komisji państwowej), że nazwiska powstańców zostaną zapisane w trzech językach: litewskim, polskim i białoruskim. Niestety, podczas pogrzebu tak nie było. Możliwie stało się tak z powodu przesunięcia o tydzień pierwotnie planowanej daty pogrzebu (nie zdążono na czas z ich umieszczeniem). Należy ku "pokrzepieniu serc" dodać, że już po upływie paru dni we wnękach kolumbarium w kaplicy na cmentarzu na Starej Rossie umieszczono trójjęzyczne napisy. 
Przyśpieszenie pochówku nie sprzyjało też jakości prac remontowych, jakie trwają na Starej Rossie. Ułożenie bruku pozostawia wiele do życzenia. Dobrze, że nadchodzi zima i nie grożą ulewy, które luźnie ułożone kamienie mogłyby skutecznie wypłukać. Budowlani z pewnością będą musieli jeszcze wrócić do tych prac.
Dla nas, Polaków, kaplica cmentarna na Starej Rossie – to jeszcze jedno miejsce, dokąd możemy i powinniśmy przyjść, by odczuć dumę z ojczystej historii, z tego, że na przestrzeni wieków mieliśmy z kogo brać przykład. Niech był to nawet przykład, jak niektórzy mówią, niepraktycznej, romantycznej postawy, ale świadczącej o tym, że honor i miłość do Ojczyzny nie zawsze dają się umieścić w ciasnych ramach chłodnego rozsądku. Możemy być dumni z bycia spadkobiercami tych, którzy uważali, że "za wolność naszą i waszą" należy walczyć a nie czekać na czyjąś łaskę. 
Na razie nie wiadomo, kiedy kaplica będzie otwarta dla odwiedzających. Gdy to nastąpi, postarajmy się o to, by nie zabrakło bohaterom naszych znaków pamięci w tym panteonie sławy i chwały.
 

komentarze (brak komentarzy)

dodaj komentarz

W ostatnim numerze

W numerze 12/2021

NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL


ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!

  • Inżynier-romantyk
  • Wiersze Henryka Mażula

POLITYKA

  • Na bieżąco

2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ

  • Życie jak wspinaczka

LITERATURA

  • Pisarstwo Alwidy A. Bajor

NA FALI WSPOMNIEŃ

  • OKOP: działalność
  • Duszpasterze ratowali Żydów

XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"

  • Twierdze, co Polski strzegły

WŚRÓD POLONII ŚWIATA

  • 150-lecie polskiego osadnictwa w Nowej Zelandii

RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY

  • Styczyńscy. Spod Wilna na Syberię

MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA

  • O obowiązku

Nasza księgarnia

Wilno po polsku
Pejzaż Wilna. Wędrówki fotografa w słowie i w obrazie

przeglądaj wszystkie

prześlij swojeStare fotografie

Historia na mapie

Wiadomości (wp.pl)

Niedoszły zamachowiec zatrzymany. Mocne słowa Tuska

Polskie służby zatrzymały Pawła K., który miał m.in pomagać w planowaniu przez Rosję ewentualnego zamachu na życie Wołodymyra Zełenskiego. "Dla kolaborantów rosyjskich służb nie będzie żadnej pobłażliwości. Wypalimy żelazem każdą zdradę i próbę destabilizacji" - napisał w mediach społecznościowych Donald Tusk.

Turyści wstrzymali oddech. Zebra już była skazana na pożarcie krokodyli

Mrożący krew w żyłach finał pojedynku pomiędzy zebrą a stadem krokodyli. Uczestnik wyprawy w parku safari w Kenii nagrał wyjątkowy moment starcia. Archiwalne nagranie turysty z RPA Andrewa van den Broecka udostępniła m.in. agencja Reutera. Mężczyzna uwiecznił finałowy moment, w którym zebra nie daje za wygraną i oswobadza się z paszczy kilku krokodyli. Ranna wydostaje się z wody, uciekając zaskoczonym drapieżnikom. Turyści byli w niemałym szoku, gdy zobaczyli ten nieoczekiwany zwrot akcji na własne oczy. Większość spisywała zebrę na straty, ta jednak udowodniła, że dzika przyroda rządzi się swoimi prawami.

Były senator PiS usłyszał wyrok. Bezwględne więzienie

Sąd Okręgowy w Gdańsku wydał wyrok w sprawie Waldemara Bonkowskiego. Były senator PiS został skazany na trzy miesiące bezwzględnego więzienia i rok ograniczenia wolności w postaci prac społecznych. Były polityk znęcał się ze szczególnym okrucieństwem nad zwierzęciem. Wyrok jest prawomocny.