Henryk Sienkiewicz. (...) tak pięknie potrafił nam to opowiedzieć

drukuj
Andrzej Baranow, Halina Turkiewicz,wykładowcy Centrum Języka Polskiego, Kultury i Dydaktyki Litewskiego Uniwersytetu Edukologicznego, 16.12.2016

"O żadnym chyba pisarzu w Polsce, poza Mickiewiczem, nie napisano tylu studiów, esejów, artykułów, co o Sienkiewiczu. I żaden chyba pisarz polski nie miał wśród czytelników tylu entuzjastów, a wśród krytyków tylu oponentów, co Sienkiewicz. Nad tym kłębowiskiem zachwytu i jadowitych strzał celujących w wizję sienkiewiczowską, on sam wychodził zawsze – i wychodzi – zwycięsko, odkrywany przez pokolenie po pokoleniu, jak magiczne źródło życia i wyobraźni.

Cóż więc można więcej powiedzieć o Sienkiewiczu pod ciężarem tej olbrzymiej, wieloplanowej i wyzyskanej zdawałoby się do ostateczności literatury o nim?".
Podobne wątpliwości, jak przytoczone powyżej obiekcje Stanisława Balińskiego, autora szkicu Czytając "Latarnika", jeszcze bardziej towarzyszą dzisiaj każdemu, kto z różnych pobudek podejmuje się trudnego zadania: napisania czegokolwiek o dziele pierwszego polskiego Noblisty w dziedzinie literatury.
Nie roszcząc zatem pretensji do powiedzenia czegoś arcynowego o dziele Sienkiewicza, przypomnijmy okolicznościowo niektóre karty bogatego dorobku, tym bardziej, że dzisiaj może już z większą ostrożnością (niż w połowie wieku XX, kiedy pisał swój szkic Baliński) rzucalibyśmy tezę, że autor Quo vadis jest "odkrywany przez pokolenie po pokoleniu". 
Zawirowania dziejowe, zmienność poglądów politycznych i systemów wartości, epok i obyczajów, nurtów i prądów estetycznych pozwala albo też zmusza inaczej spojrzeć na utrwalone przez pokolenia kanony. Z tradycyjnej szkoły wynosi się zazwyczaj przekonanie, że Sienkiewicz to właśnie drugi po Mickiewiczu gloryfikator polskich wartości narodowych, że trzeba je czcić i szanować nawet wtedy, kiedy są anachroniczne, co zostało zręcznie ośmieszone pod piórem niezrównanego parodysty Witolda Gombrowicza w jego słynnym Trans-Atlantyku.
Sienkiewicz. Kim był? Zadawał to pytanie także Czesław Miłosz w jednym ze swoich esejów, składających się na Prywatne obowiązki: 
"Kim był jako pisarz? Oceny powszechnie przyjęte przez jego polskich wielbicieli składają się na pewien kanon, a czym jest kanon, poucza książka Sienkiewicz żywy [Londyn 1967], pilnie jego założeń przestrzegająca. Założenia te można mniej więcej streścić, jak następuje. Sienkiewicz był wielkim pisarzem i zwyciężył wbrew kwasom krytyki, zachwycając, oczarowując dorosłych i niedorosłych, wykształconych i niewykształconych, zdobywając najrzadszą z nagród: jego postacie przestały być zmyśleniami pisarskiej fantazji, stały się prawdziwymi, żywymi bohaterami prawdziwych przygód. Czyż nie dostawał listów, w których czytelnicy błagali go, żeby któremuś z jego rycerzy nie przytrafiło się coś złego? Czyż nie dawano na mszę za duszę Longinusa Podbipięty? Wobec tak wielkiego tryumfu, skoro Trylogia natychmiast, kiedy jeszcze drukowano ją w odcinku, czytelniczym plebiscytem została uznana za polską Iliadę, skoro ta jej czarodziejska władza nie osłabła do dzisiaj, radując wiele pokoleń, tracą wagę zarzuty wrogów Sienkiewicza. Zgryźliwości pod jego adresem były zwykle dyktowane względami ideologicznymi (...) Niewiele znaczą w porównaniu z darem stworzenia, poprzez baśń, świata, który trwa swoją własną logiką, logiką fantastycznej, a jednak dotykalnej rzeczywistości".
Jak wynika z powyżej przytoczonych fragmentarycznych zaledwie sądów, na sylwetkę Sienkiewicza-pisarza cień rzuca przede wszystkim Trylogia, to ona jest najczęściej odskocznią do wydawania takich czy innych sądów o pisarzu. Zanim jednak został autorem cyklu powieści "ku pokrzepieniu serc", pisał utwory, w których bliższy był czasem nawet "rozdzieraniu ran", co stanie się później udziałem Stefana Żeromskiego. 

Od pierwocin literackich do nowelistyki
Przypomnijmy, że swoją przygodę z literaturą piękną zaczął Sienkiewicz w roku 1872, wydając powieść Na marne. Opowiedziana w niej historia studenta, miotającego się między miłością do dwóch kobiet i zmuszonego w wyniku ratować swoje życie, nie miała nic wspólnego z tzw. sporem "starej" (romantycznej) i "nowej" (pozytywistycznej) prasy, nie wpisywała Sienkiewicza w poczet walczących o postępowe ideały społeczne. 
Większe nadzieje na przymknięcie Sienkiewicza do pozytywizmu, do haseł "pracy organicznej" i "pracy u podstaw", przyniosły wydane w tymże roku Humoreski z teki Worszyłły. Na zbiór o danym tytule złożyły się dwa opowiadania. Jedno z nich – Nikt nie jest prorokiem między swymi – ukazuje młodego bohatera, Wilka Garbowieckiego, który, obejmując wielki majątek, zamierza być krzewicielem zasad dobrego gospodarowania, chce szerzyć swoją wiedzę na dany temat wśród sąsiadów. Niefortunna miłość, następnie zaś śmierć w pojedynku przecina te zamiary.   
Większym natomiast szczęściem jest obdarzony Maciej Iwaszkiewicz, bohater opowiadania Dwie drogi. Ten młody inżynier urzeczywistnia swoje reformatorskie pasje i zdobywa rękę kobiety. Niezależnie jednak od takiego czy innego finału utworów, Sienkiewicz raczej nie podziela pozytywistycznego poglądu, że rękojmią szczęścia jednostki jest konieczność działalności publicznej. 
Jeszcze bardziej rozczarował Sienkiewicz bojowników o ideały pozytywistyczne, wydając w tychże latach 70. Szkice z natury i życia. Był to cykl trzech nowel: Stary sługa, Hania, Selim Mirza. Otrzymał on później nazwę "małej trylogii". Nawiązał tutaj pisarz do tradycji gawędy romantycznej. Okazało się, że czuje się on lepiej, sięgając po gatunek już przezwyciężony, że woli odmalowywać raczej atmosferę dworu szlacheckiego niż prowadzić swoich bohaterów na placówki przednie pozytywizmu. 
Wszystko to stanowiło zaledwie wstęp do bogatej twórczości nowelistycznej, która przypada na okres pobytu w Ameryce oraz podróży europejskich. W latach 1876-1882 powstaje kilkanaście nowel. Sienkiewicz wpisuje się wówczas w szerszy kontekst. Podobne obrazki z natury wychodzą przecież spod piór innych znaczących pisarzy jego pokolenia, a więc Aleksandra Świętochowskiego, Bolesława Prusa, Elizy Orzeszkowej, Marii Konopnickiej.
Wystarczy przynajmniej przypomnieć, że wśród napisanych na przełomie lat 70.-80. XIX w. nowel Sienkiewicza znalazły się tak znaczące utwory, jak Szkice węglem, Janko Muzykant, Za chlebem i in. Oceniane w kontekście ideałów epoki stanowiły one jeszcze jeden "głos wołającego na puszczy", próbującego zwrócić uwagę "ludzi bogatych" na los prostego człowieka, który doznaje przeróżnych krzywd, który jest zmuszony opuszczać ojczyste strony i jechać na koniec świata "za chlebem" (motyw niezwykle aktualny też dzisiaj), który nie jest w stanie kształcić swoich dzieci, skazując je na poniewierkę czy nawet śmierć.
Wśród nowel amerykańskich osobne miejsce zajmują Latarnik i Wspomnienie z Maripozy. Są to swego rodzaju majstersztyki, dwa nieduże arcydzieła. Większy rozgłos zdobył, bez wątpienia, Latarnik. Któż z pobierających edukację w szkole polskiej nie zna historii Skawińskiego? Będący na obczyźnie bohater, zanurzony w lekturze Pana Tadeusza, zapomina o swoich obowiązkach, za co płaci utratą pracy. Utwór podyktowany w wielkim stopniu przez nostalgię do stron ojczystych.  

(...) dla pokrzepienia serc
Przez nostalgię były podyktowane też większe dzieła Sienkiewicza, które przyniosły mu popularność wśród czytelników, jaką nie cieszył się bodaj żaden z pisarzy polskich. Mowa, oczywiście, o Trylogii, która w czasie zaborów, w okresie nieistnienia państwowości polskiej, była tęsknotą za tym, co było wielkie i barwne w dawnej Rzeczypospolitej. 
Za swego rodzaju preludium, wstęp do Trylogii, uważana jest nowela z roku 1880 Niewola tatarska. Znamienny był werdykt, jakim skwitował ten utwór Piotr Chmielowski, znany krytyk i historyk literatury okresu pozytywizmu: "Twórczość historyczna jest dla Sienkiewicza zamknięta". 
Tymczasem już w roku 1883 na łamach Słowa, z którym Sienkiewicz współpracował, następnie zaś był jego redaktorem, zaczyna się ukazywać w odcinkach powieść Ogniem i mieczem. Rzecz o wojnach polsko-kozackich w latach 1648-1649 (w epilogu doprowadzona do 1651 r.), o tzw. buncie Chmielnickiego, o pogromcy kozaczyzny, Jeremim Wiśniowieckim z miejsca podbije serca Polaków. Sienkiewicz miał dobrą intuicję, trafnie dobrał moment, wyczuł zapotrzebowanie na literaturę "dla pokrzepienia serc". Nie tylko, zresztą, Sienkiewicz pisywał "budujące" powieści. Chodzi jednak o to, że bił rekordy jako tworzący dzieła o pochłaniającej akcji i wysokim kunszcie artystycznym.  
Trylogię współtworzą, jak wiadomo, trzy powieści: Ogniem i mieczem, Potop i Pan Wołodyjowski. Każda z nich jest osobną, zamkniętą całością, a jednocześnie stanowią one cykl powieściowy, który łączy chociażby to, że akcja jest umieszczona w wieku XVII, że w każdym utworze przewijają się niektórzy ci sami bohaterowie, jak, na przykład, Jan Onufry Zagłoba, Michał Wołodyjowski, Longinus Podbipięta i in. Dla głębszego oddania kolorytu dawnej epoki dokonuje pisarz lekkiej archaizacji języka, tzn. wprowadza niektóre słowa i zwroty, charakterystyczne dla siedemnastowiecznej polszczyzny, tchnące m. in. Pamiętnikami Paska. 
Potop przywołuje z kolei obrazy walk Polaków ze Szwedami w roku 1655, za czasów króla Jana Kazimierza. Nawała wrogich wojsk była tak silna, że otrzymała miano "potopu szwedzkiego". Dla naszego czytelnika jest to, w dodatku, bardziej "swojska" powieść, gdyż niejedna z jej scen rozgrywa się na Litwie, m. in. na Laudzie.
I wreszcie Pan Wołodyjowski (jedyny wypadek wyniesienia bohatera do tytułu powieści), utwór, nawiązujący do dziejów konfliktu polsko-tureckiego za panowania Michała Korybuta Wiśniowieckiego, syna Jeremiego.   
Na poważne, skomplikowane, czasem dramatyczne czy wręcz tragiczne tło dziejowe rzuca Sienkiewicz mnóstwo różnorodnych bohaterów. Są tu zarówno postacie historyczne, jak i bohaterowie fikcyjni. Działania głównych bohaterów każdej powieści są ze sobą sprzężone w taki sposób, że sprawy narodowe i sprawy osobiste (najczęściej sercowe) bohaterów idą w parze. W każdej powieści stosuje Sienkiewicz ten sam czy bardzo podobny schemat kompozycyjny, mający proweniencję literacką, wywodzący się m. in. z powieści przygodowych, z powieści historycznych Waltera Scotta itp. Każdą powieść ubarwia, oczywiście, jakiś wątek romansowy. 
Wielu z naszych czytelników potrafiłoby zapewne jednym tchem wymienić główne pary każdej części Trylogii: Skrzetuski i Helena, Kmicic i Oleńka, Wołodyjowski i Basia (słynny "hajduczek"). Żeby stale trzymać czytelnika w napięciu (zachęcając tym samym do lektury), realizuje się model tzw. "miłości z przeszkodami". Każdy główny bohater powinien zmierzyć się z innym konkurentem do ręki wybranej: Skrzetuski z Bohunem, Kmicic z Bogusławem Radziwiłłem, Wołodyjowski znowu z Bohunem. Rywale reprezentują w dodatku wrogi dla każdego bohatera obóz. 
W trakcie licznych perypetii, owego niejako "biegu z przeszkodami", ulubieni przez czytelnika bohaterowie, także dzięki pomocy swoich wiernych przyjaciół (takich, na przykład, jak sypiący fortelami kłamca i opój Zagłoba, jak pachołek Rzędzian itp.), wychodzą zazwyczaj cało z najokrutniejszych opresji i, jak w bajce, otrzymują w nagrodę rękę "królewny" (wymarzonej panny). Sprawy ogółu bohaterowie przedkładają zazwyczaj nad sprawy osobiste. Jeżeli są jakieś zawirowania moralne, jak w przypadku Kmicica, to stają się one okazją do nawrócenia, okupienia swojej winy z nawiązką.
Nietrudno się domyślić, że wybranki serca tak zacnych kawalerów też się powinny wyróżniać odpowiednimi przymiotami. Są to panny z dobrych domów, piękne zewnętrznie i wewnętrznie. Miłe, grzeczne, mądre, łagodne w obejściu. Oto jak na pierwszych stronach Potopu jest scharakteryzowana czekająca na Kmicica Oleńka Billewiczówna:
Była to urodziwa panna o płowych włosach, bladawej cerze i delikatnych rysach. Miała piękność białego kwiatu. Żałobna suknia dodawała jej powagi. Siedząc przed tym kominem była tak w myślach pogrążona jak w śnie; zapewne nad dolą własną rozmyślała, gdyż losy jej były w zawieszeniu. (...)
Miała tedy o czym rozmyślać panna Aleksandra, a może tęskniła do nieznanego. W sercu czystym, właśnie dlatego, że jeszcze miłości nie zaznało, nosiła wielką gotowość do kochania. Iskry tylko trzeba było, żeby na tym ognisku rozpalił się płomień spokojny, ale jasny, równy, silny i jak znicz litewski nie gasnący.(...) 
I Oleńka, i inne panny, tak samo, jak ich narzeczeni (czy później mężowie), są to kobiety-patriotki, wiernie czekające swoich kawalerów z pól bitewnych czy z innych odpowiedzialnych misji. Także nagradzane są zazwyczaj powrotem swojego księcia. Bardziej zindywidualizowaną charakterystykę otrzymała Baśka Jeziorkowska, która, gdyby jej pozwolono, byłaby gotowa towarzyszyć "małemu rycerzowi" nawet w potyczkach bojowych. Prawda, w finale akcji Pana Wołodyjowskiego traci ona swojego męża, ale odchodzi on jak prawdziwy rycerz, w glorii bohaterstwa, służby Bogu i Ojczyźnie, co nieco obniża ból utraty. 
Większość pretensji, zgłaszanych przez krytyków i historyków literatury wobec Trylogii, zarzutów, dotyczących mijania się z prawdą historyczną, ubarwiania jednych zdarzeń czy postaci a przyniżania innych, nie ma racji bytu. Sam Sienkiewicz znał owe "mankamenty" swoich dzieł, ale stosował je świadomie, bo takie było założenie, bo pisał powieści, nie podręczniki historii.
Wróćmy raz jeszcze do spostrzeżeń Miłosza: 
"(...) Sienkiewicz był wielki, bo napisał Trylogię i Krzyżaków. (...) Człowiek w Sienkiewiczu był prawdopodobnie mało wyrazisty, mocny natomiast patriota. W patriotyzmie trzeba więc szukać poruszającej go namiętności. Zaraz po upadku Rzeczypospolitej zaczyna się w Polsce literatura "powrotu do łona", czyli w przeszłość, która leczy od doznawanych co dzień poniżeń. Ta linia w powieści (...) doskonali się i znajduje w Trylogii najpełniejszą realizację. 
Pretensje do Trylogii? O co mieć pretensje do Trzech muszkieterów albo Hrabiego Monte Christo czy też do ich o wiele bogatszej w tło historyczne odmiany? Czego więcej można żądać od Krzyżaków, niż żeby byli wartką narracją osnutą dokoła Grunwaldu Jana Matejki? Należałoby się tylko cieszyć, że takie powieści są, postawić je na zaszczytnym miejscu wśród innych dzieł reprezentujących rozpaczliwy "powrót do łona" i na tym poprzestać. Niestety, wszystko się zmienia, kiedy historyczne panoramy Sienkiewicza podaje się za wielką literaturę i zaleca się je jako chleb duchowy pokoleń. (...)".
Słowem, kiedy do lektury Sienkiewicza zabierają się głębiej myślący czytelnicy, a do takich należą, bez wątpienia, pisarze, ujawniają się też inne przyczyny wielkiej popularności tego wielkiego artysty słowa.
"Jak byśmy kręcili nosem na dzieło Sienkiewicza, – pisał w swoim czasie Jarosław Iwaszkiewicz – pozostanie ono czymś niedościgłym. Wątpiącym zalecam przeczytanie dwóch kartek z Ogniem i mieczem albo nawet opisu pożaru w Quo vadis. (...)
Bo owo słynne "pokrzepienie serc" (...) płynie nie z wyobrażenia okrutnych walk i podstępnych bojów, nie z patriotycznego bohaterstwa – któremu Sienkiewicz podsuwa dość wątpliwe tematy – ale z samego piękna owej powieści. Ówcześni – a i dzisiejsi Polacy – czuli się pokrzepieni na duchu nie dlatego, że książę Jeremi gromił kozactwo, ale dlatego, że jeden z nas tak pięknie potrafił nam to opowiedzieć. (...)

Quo vadis
Do powieści historycznej Sienkiewicz wróci ponownie, wydając w 1896 roku Quo vadis. Pomysł tego dzieła powstał wiosną 1893 roku podczas pobytu pisarza w Rzymie. Jedną z inspiracji była m. in. lektura dzieł cenionych przez pisarza starożytnych historyków Tacyta i Liwiusza. Ponadto znany malarz polski, Henryk Siemiradzki, który był wtedy przewodnikiem Sienkiewicza po Rzymie, pokazał mu kapliczkę "Quo vadis". Siemiradzki stał się także dla Sienkiewicza inspiratorem jako artysta. Jego słynne płótna Uczta Nerona, Pochodnie Nerona okazały się także nie bez znaczenia dla malowanych słowem obrazów literackich Sienkiewicza.  
Od inspiracji do realizacji pomysłu musiało upłynąć sporo czasu, który był wypełniony przez autora studiowaniem materiałów historycznych, pomagających mu dobrze poznać dzieje wczesnego chrześcijaństwa. Męczeństwo pierwszych chrześcijan budziło zainteresowanie także innych pisarzy europejskich. W kraju też miał Sienkiewicz nietuzinkowego poprzednika w osobie Józefa Ignacego Kraszewskiego jako autora Rzymu za Nerona (1866).
Quo vadis stało się powieścią o znaczeniu ogólnoeuropejskim. Bez względu na dyskusje i polemiki wokół utworu, dotyczące najczęściej doszukiwania się wpływów i zależności od innych pisarzy zachodnich, podejmujących podobną tematykę, Quo vadis, przekładane na mnóstwo języków, znalazło drogę do szerokich rzesz czytelniczych. Książka zdobyła światowy rozgłos i przyniosła pisarzowi w 1905 r. Nagrodę Nobla. Jako ukazująca martyrologię pierwszych chrześcijan była też odczytywana przez Polaków w okresie zaborów jako aluzja do ich własnego losu. 
Przypomnijmy dla mniej wtajemniczonych, że akcja tej powieści rozgrywa się w roku 64 w Rzymie. Sienkiewicz dobrze znał wieczne miasto. Niejednokrotnie je odwiedzał. Chodzenie śladami rozgrywających się tu kiedyś wielkich namiętności podyktowało mu ciekawy pomysł przeciwstawienia dwóch światów, bardzo ze sobą niewspółmiernych. Rządzony przez Nerona, stary, odchodzący świat pogański jest zderzony z rodzącym się światem chrześcijańskim. Z jednej strony, mamy okazję obserwować pyszne uczty i orgie na dworze cezara, na Palatynie. Z drugiej, możemy być uczestnikami nabożeństw i słuchaczami Słowa Bożego na Zatybrzu, gdzie gromadzą się pędzący skromny żywot pierwsi chrześcijanie. 
Podobnie jak w Trylogii, akcję ubarwia wprowadzenie wątku romansowego, który dodatkowo pogłębia zderzanie obu światów. Winicjusz, trybun wojskowy, przedstawiciel środowiska cezara, uczestnik jego rozwiązłych imprez zakochuje się w Ligii, gorliwej chrześcijance. Dzięki wpływom swojego wuja Petroniusza, który, jako esteta, człowiek sztuki i "arbiter elegantiarum" jest ulubieńcem Nerona, udaje mu się sprowadzić Ligię na dwór cezara. Zbyt ostre zabranie się Winicjusza do zalotów powoduje ucieczkę Ligii, której towarzyszy i wyprowadza ją z wielu opałów jej wierny sługa, siłacz Ursus. Znowu zatem, podobnie jak w Trylogii, zakochani albo się gubią, albo odnajdują. 
W wyniku różnych zabiegów Winicjusz trafia na Zatybrze, gdzie ma okazję lepiej poznać nie tylko Ligię, ale całe środowisko chrześcijańskie, w którym ona przebywa. Jako przyzwyczajony do rozkoszy życiowych młodzieniec nie może zrozumieć wielu postaw i zachowań. Inaczej sobie wyobrażał miłość, nie miał dotychczas nic wspólnego z miłosierdziem, którego doznaje na sobie. Ma też okazję słuchania dobrej nowiny, głoszonej przez apostołów Piotra i Pawła. Pod wpływem zauroczenia Ligią, usłyszanych kazań, jak też emanacji dobra, ciepła i światła, towarzyszącej spotkaniom chrześcijan, Winicjusz przeżywa odrodzenie, staje się innym człowiekiem. On się po prostu nawraca, otrzymuje chrzest i zostaje oficjalnym narzeczonym Ligii. Niejedną straszną próbę przeżyją młodzi, zanim pisarz pozwoli im odetchnąć: poszukiwanie Ligii przez Winicjusza w czasie pożaru Rzymu, jej uwięzienie i wreszcie (moment kulminacyjny) ujrzenie jej na arenie cyrkowej na rogach tura. I znowu na pomoc przychodzi niezastąpiony Ursus, który, skręcając kark zwierzęciu, wyzwala i Ligię, i siebie. Obserwujący widowisko Neron jest bezradny, pod naporem tłumu, żądającego nagrody za męstwo, daje znak łaski. 
Oczywiście, sporo uwagi poświęca Sienkiewicz wykreowaniu postaci Nerona, okrutnego władcy, lubującego się w scenach męczeństwa chrześcijan, rzucającego ich na rozszarpanie lwom, bykom i innym bestiom, oglądającego ich płonących na krzyżach (słynne "pochodnie Nerona") itp. Zastanawia pisarza fenomen człowieka, który, rozkoszując się makabrycznymi scenami, uważa siebie za znawcę sztuki, za wszechstronnego artystę (poetę, śpiewaka, muzyka), zmuszającego innych do podziwiania jego talentów. 
Świetnie uchwycony jest także mechanizm rodzenia się kultu jednostki. Dworskie otoczenie cezara staje na głowie, żeby jak z rękawa sypać komplementami pod jego adresem, zadowolić najbardziej niedorzeczne jego kaprysy. Tygellinus, organizator widowisk męczeńskich, nie oprze się nawet pomysłowi spowodowania pożaru Rzymu, skoro oglądanie tego "widowiska" ma ułatwić Neronowi zakończenie poematu o Troi, którym chce prześcignąć Homera. Tygellinus bierze w tym wypadku na swoje sumienie męczeństwo i śmierć licznych chrześcijan, bo ich właśnie oskarżono o wszczęcie pożaru.
Opis pożaru należy do najbardziej plastycznych, kolorystycznych scen powieści. Pokazał tu Sienkiewicz swoje niezwykłe zdolności w przekładaniu zjawisk wzrokowych na słowa, swoje mistrzostwo "malowania słowami". 
Wśród postaci z otoczenia cezara na większą uwagę zasługuje zwłaszcza Petroniusz, którego oceniamy z największą bodaj ambiwalencją. Chociaż jak i wszyscy bierze on udział w pałacowych imprezach, jako człowiek sztuki jest nawet ulubieńcem Nerona, odróżnia go jednak dystans, z jakim obserwuje drgawki, konwulsje umierającego świata pogańskiego, świata, który sam siebie grzebie. Jest on człowiekiem najbardziej inteligentnym, estetą, krytycznie oceniającym rzeczywistość, w której tkwi. "Taki pełen sceptycyzmu stosunek do świata – stwierdza Julian Krzyżanowski – opancerza Petroniusza przeciw dokuczliwościom zmiennych losów, nadaje (...) jemu postawę widza, przez poetę renesansowego [chodzi o Jana Kochanowskiego] ujętą w zdaniu: "niech drudzy za łby chodzą, a ja się dziwuję". [Petroniusz] mówiąc o zatraceniu w jego świecie "poczucia tego, co jest godziwe lub niegodziwe" (...) dodaje: "(...) zachowałem tę wyższość, że wiem, co jest szpetne, a co piękne, a tego na przykład nasz miedzianobrody poeta [Neron], furman, śpiewak, tancerz (...) – nie rozumie".
Petroniusz dostrzega nawet w jakimś stopniu perspektywiczność rodzącego się chrześcijaństwa. Odnosi on zwycięstwo nad Neronem przynajmniej o tyle, że dowiedziawszy się o tym, iż podpadł cezarowi i jest już na niego wyrok, nie czeka na rozprawę. Sam organizuje sobie podczas balu piękną śmierć. Za nim podąża też jego ukochana Eunice. 
Często się podkreśla, że świat chrześcijański jest przedstawiony w powieści mniej barwnie. Po pierwsze, dzieje się tak ze względów oczywistych. Wyobraźmy sobie przepyszne pałace Nerona i szare siedliska na Zatybrzu, gdzie przebywają chrześcijanie. Po drugie, zapomina się czasem o słowach, postawie, gestach pierwszych apostołów, Piotra i Pawła. Ich życie i śmierć nie są przykładem zewnętrznego piękna. Ich postacie przemawiają do głębiej myślących, do tych, którzy oceniają nie zewnętrzny polor, nie szaty, lecz siłę ducha, słuszność głoszonych idei, obecność prawdziwej miłości i miłosierdzia oraz innych cnót ewangelicznych. Siła moralna jest zdecydowanie po ich stronie. 
Dla rozchwiania wszelkich wątpliwości Sienkiewicz wprowadził przecież epilog, za co niektórzy go nawet karcili, pragnąc, by więcej zostało domysłom czytelnika:
I tak minął Nero, jak mija wicher, burza, pożar, wojna lub mór, a bazylika Piotra panuje dotąd z wyżyn watykańskich miastu i światu.
Wedle zaś dawnej bramy Kapeńskiej wznosi się dzisiaj maleńka kapliczka z zatartym nieco napisem: Quo vadis, Domine?

Zwrot ku tematyce współczesnej
W twórczości Sienkiewicza spotykamy także dwie powieści współczesne: Bez dogmatu (1890) oraz Rodzina Połanieckich (1893). Obie łączy artystyczny aspekt oceny współczesności, podobne wątki, "krzyżujące się" postacie, co pozwala mówić o swego rodzaju powieściowym "mikrocyklu".
Pierwsza powieść w krótkim czasie zdobyła uznanie światowe, została zauważona w Rosji, Austrii, Niemczech i innych krajach m. in. jako "znakomita powieść psychologiczna". Kreuje w niej Sienkiewicz "polski wariant" "choroby wieku", którą dobrze znała europejska literatura klasyczna (Francois-Rene Chateaubriand, Honoriusz Balzak, Fiodor Dostojewski i in.). Symptomy artystycznie analizowanej choroby, często o przejawach narodowych, wyrażały się jako: indywidualizm i ambicja, chaos świadomości, idea własnej wyjątkowości, chorobliwa męczarnia duszy, "wyczerpanie energetyczne", brak "świętości serca", wrodzona skłonność do uwielbiania piękna, w tym także wcielonego w dzieła antyku i renesansu, dyletantyzm w rozumieniu sztuki, gniotące przeczucie przedwcześnie nadchodzącego schyłku, starość duszy. 
Leon Płoszowski, bohater i narrator Bez dogmatu (powieść jest napisana w formie jego dziennika), przyznaje się do tego, że wciela "słowiańską bezowocność, pasywność":
(...) Jest w nas coś takiego; jest jakaś nieudolność życiowa do wydania z siebie wszystkiego, co się w nas mieści. Można rzec, że Bóg dał nam łuk i strzały, tylko odmówił zdolności do napięcia tego łuku i wypuszczenia strzał. (...) Każdy człowiek nosi w sobie jakąś swoją tragedię. Otóż moją tragedią jest ta "improductivite" Płoszowskich. (...)
Płoszowski to "bohater naszych czasów" schyłku XIX wieku. Dziennik, preferowany przez Płoszowskiego jako forma wyznań, zakłada zwrot do głębokich tajemnic duszy; w samej skłonności bohatera do tego rodzaju spowiedzi można odnaleźć zbliżającą się do szaleństwa nerwowość czy też pograniczny stan psychiczny", co jest m. in. dominującą cechą prozy Dostojewskiego. 
Płoszowski interesuje Sienkiewicza od strony jego samoanalizy, refleksji, odsłaniania swojej wyrafinowanej duszy. Ten bohater bardzo wyraźnie uświadamia sobie swój dystans wobec otaczających go "rycerzy małych dzieł", którzy znaleźli dla siebie trwałe miejsce w życiu. Płoszowski nie znajduje swojego miejsca, gdyż jego "aspiracje (...) są rozleglejsze". Z pewnym wysiłkiem próbuje też odnaleźć w sobie dobro, wykryć lepsze strony własnej duszy.
Pomaga mu w tym Anielka, w której skoncentrowało się właśnie dobro, zdolne, dzięki swojej sile moralnej, odkryć lepsze strony "obcej duszy". 
W powieści Sienkiewicza to, co moralne, równoważy się z tym, co estetyczne; piękno, z jego magicznie pociągającą siłą, odbija się nawet w portrecie postaci:
Są twarze, które wydają się jak przekład z muzyki lub poezji na ludzkie rysy. Do takich właśnie należy twarz Anielki. Nie ma w niej pospolitości. Dziewczynom ze szlacheckich domów wychowanie zaszczepia tak skromność, jak się dzieciom szczepi ospę – jest w niej więc i ten wyraz, jest coś niewinnego, a spod tej niewinności wygląda gorący temperament.
Anielkę wyróżniają takie cechy wewnętrzne, jak: zdolność do odrzucania wszelkich form fałszu, absolutna wierność wobec ideału etycznego, czystość i dobroć duszy, delikatność i bezbronność. Ważne, że to naturalna, organiczna część jej natury, jej "dogmat". Jej energia duchowa jest podsycana przez wiarę.
Płoszowski odczuwa życiodajne ciepło uczuć Anielki, lecz nie od razu to sobie uświadamia. Jest mu niezwykle trudno odnaleźć i w pełni odczuć wyzwalającą siłę miłości. Wydaje mu się, że nie jest godzien takiej miłości.
Do najbardziej udanych, wyrazistych i uduchowionych scen w powieści należy zaliczyć opis pobytu Anielki i Płoszowskiego w kościele: 
Gdyby miłość nasza była złą, nie mógłby się unosić nad nami taki spokój. Bo, że Anielka nie nazwała swego uczucia po imieniu – to wszystko jedno: niemniej ono istnieje. Cały dzisiejszy dzień zeszedł nam jak sielanka. Nie lubiłem dotąd niedzieli; teraz spostrzegam, że niedziela od rana do wieczora może być jednym poematem, zwłaszcza na wsi. Zaraz po herbacie poszliśmy do kościoła na ranną wotywę. (...) Siedząc w ławce obok Anielki miałem jakieś błogie złudzenie, że siedzę obok mojej narzeczonej. Chwilami spoglądałem na jej słodki, kochany profil, na ręce, które trzymała oparte przed sobą na ławce, i to skupienie, jakie było widać w jej postawie i twarzy, udzielało mi się mimo woli. Zmysły moje uśpiły się, myśli stały się czyste, i kochałem ją w tej chwili zupełnie idealną miłością, bom czuł jak nigdy, że to jest bezwzględnie inna kobieta od tych, które spotykałem dotychczas – stokroć lepsza i czystsza.
Jednakże nawet w podobnych momentach kulminacyjnych trudno jest osiągnąć harmonię i równowagę psychiczną:
Dawno nie zaznałem podobnych wrażeń jak w tym wiejskim kościele. Złożyła się na nie i obecność Anielki, i powaga kościelna, i łagodne migotanie świec w mroku ołtarza, i smugi kolorowe światła z okien, i świergot wróbli przy szybach, i cicha msza. Wszystko to miało w sobie jeszcze jakąś senność poranną, a oprócz tego było ogromnie kojące. Myśli moje zaczęły się układać tak równo i spokojnie jak obłoki dymu z kadzielnicy przed ołtarzem.  Zbudziło się we mnie coś, jakby chęć ofiary z siebie, i głos wewnętrzny jął mi mówić: Nie mąć tej jasnej wody, uczcij jej przezroczystość.
Płoszowski odradza się moralnie pod wpływem tej miłości. Jednakże kochając Anielkę i wiedząc, że jest przez nią kochany, bohater-bezdogmatowiec nie może się zdobyć na oświadczyny. Przez swoje wątpliwości, niezdecydowanie, hamletyzowanie sam rzuca Anielkę w ramiona rywala Kromickiego, który nie jest stosowną partią dla tej dziewczyny. Dopiero kiedy Anielka zostaje żoną Kromickiego, Płoszowski wzmaga wysiłki, żeby ją odzyskać. Jego starania nie przynoszą efektu. Anielka, chociaż nie kocha męża, pozostaje mu wierna, nie sprzeniewierza się wyznawanym zasadom. 
Powieść zdobyła niemały rozgłos. Pozytywnie przyjęto ją na Zachodzie i w Rosji. Antoni Czechow, wybitny pisarz rosyjski, tak oto pisał o Bez dogmatu:
"Przeczytałem Bez dogmatu z wielką satysfakcją. Rzecz mądra i ciekawa, lecz tyle w niej rozważań, aforyzmów, aluzji do Hamleta i Empedoklesa, powtórzeń i podkreśleń, że miejscami czujesz zmęczenie jak przy lekturze wierszowanego poematu. Dużo kokieterii, mało prostoty. Mimo wszystko jest pięknie, ciepło, jaskrawo i kiedy czytasz, to chcesz się żenić z Anielką i zjeść śniadanie w Płoszowie". 
Lew Tołstoj z kolei zapisał w swoim Dzienniku: "Przy okazji Bez dogmatu, słowiańskiej interpretacji miłości do kobiety, myślałem: dobrze by było napisać historię czystej miłości, nie mogącej się przekształcić w zmysłową". 
Z powieścią Bez dogmatu ma pewien związek Rodzina Połanieckich, w której na jednym z pierwszych planów jest także kolizja miłosna – pomiędzy Połanieckim i Marynią – też przedstawiona przez pryzmat zasad moralnych. Głównemu bohaterowi powieści Stanisławowi Połanieckiemu nie jest obca refleksja. Marynia Połaniecka jest pokrewna duchowo swojej poprzedniczce z powieści Bez dogmatu – Anielce. Jest ona nosicielką podobnego, związanego z wiarą, dylematu. Charakteryzuje ją ta sama, czysta, bez domieszek zła, niewyczerpalność dobra. Jednakże wpływ moralny Maryni na Połanieckiego zachodzi już w sytuacji zrealizowanego małżeństwa. Marynia ma jeszcze jedną pozytywną cechę duchową. Jest to umiejętność do postrzegania właśnie dobra, nie zaś zła przy pierwszym spotkaniu z człowiekiem. 
W tej powieści Sienkiewicz znowu wraca do bardziej tradycyjnej formy. Rzeczywistość przedstawioną ocenia tutaj narrator wszechwiedzący, nie zaś piszący dziennik bohater, jak było w Bez dogmatu. Główny bohater, Stanisław Połaniecki, to handlowiec warszawski – postać zupełnie odmienna od poprzednich bohaterów Sienkiewicza. Nie jest on już romantycznym kochankiem, wyróżniającym się wiernością wobec jedynej kobiety. To po trosze lubiący wygodę filister. W jego charakterystyce pojawiają się ważne rysy, które upodobniają go do Płoszowskiego, ale i odróżniają go od bohatera Bez dogmatu:
Połaniecki był pod pewnym względem dzieckiem wieku, to jest, nosił i on w sobie część tego wielkiego niepokoju, który w obecnej schyłkowej epoce jest zmorą ludzką. I w nim wykruszyły się te podstawy, na których dotąd wspierało się życie. I on zwątpił, czy potykający się o wszystkie kamienie przydrożne racjonalizm zdoła zastąpić wiarę, a wiary dotychczas nie odzyskał. Od współczesnych "dekadentów" różnił się jednak tym, że się nie rozlubował w sobie, w swoich nerwach, w swoich zwątpieniach, w swoim duchowym dramacie i że nie dał dyspensy na niedołęstwo i próżniactwo. Miał, owszem, mniej więcej uświadomione poczucie, że życie, jakie ono jest, tajemnicze czy nietajemnicze, musi być wypełnione szeregiem prac i czynów.

Krzyżacy i po nich...
Zwrot ku tematyce współczesnej w powieści nie oznaczał zerwania Sienkiewicza z tematyką historyczną. Jeszcze pracując nad Rodziną Połanieckich, przygotowywał się przecież do Quo vadis, jak też dojrzewała w jego umyśle koncepcja Krzyżaków, "grunwaldzkiej powieści Sienkiewicza", powstałej w roku 1900. Sięgając do epoki średniowiecza, do zamierzchłych walk z Zakonem Krzyżackim, zakończonych w 1410 roku zwycięską bitwą pod Grunwaldem, pisarz aluzyjnie nawiązywał do swojej współczesności, znowuż "krzepił serca", sugerował, że zabór pruski (jak każdy inny) nie jest wieczny. Jako rozmiłowany w historii i przyzwyczajony raczej do przygodowego modelu powieści, kreując losy Zbyszka i Danusi na tle zmagań Polaków i ich pobratymców z Krzyżakami, czuł się znacznie lepiej niż próbując charakteryzować swoją współczesność, bardziej szarą i przyziemną, jakby niegodną pędzla Matejki czy, odpowiednio, Matejkowskiego pióra Sienkiewicza.
Kolejne próby powieści historycznych: Na polu chwały (1906) z czasów Sobieskiego czy niedokończone Legiony (1913) z epoki napoleońskiej nie miały już tego rozmachu, jakim wyróżniały się wcześniejsze utwory pisarza. 
Pióro Sienkiewicza zabłyśnie ostatni raz dopiero w powieści dla młodzieży W pustyni i w puszczy (1911), w której, wracając do niektórych swoich afrykańskich przygód i przeżyć, stworzy barwną historię o dwojgu dzieciach, Stasiu i Nel, podróżujących przez Afrykę w czasach powstania Mahdiego, narażonych na różne niebezpieczeństwa, jednakże dzięki sprytowi i zaradności, cierpliwości i pomocy przygodnie spotykanych przyjaciół, potrafiących wyjść cało z trudnej, niezaplanowanej przygody. 
Do dziś nie ucichają właściwie spory o rangę pisarstwa Sienkiewicza. Dla jednych jest to niemal wieszcz narodowy, dla innych autor powieści popularnych, takich trochę lepszych, artystycznie napisanych "czytadeł" (Grażyna Borkowska). Chcemy tego czy nie, wspominana już formuła "Sienkiewicz żywy" pozostaje wciąż aktualna, a przezeń patronowany rok mijający przyniósł niejedno tego potwierdzenie.

komentarze (brak komentarzy)

dodaj komentarz

W ostatnim numerze

W numerze 12/2021

NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL


ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!

  • Inżynier-romantyk
  • Wiersze Henryka Mażula

POLITYKA

  • Na bieżąco

2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ

  • Życie jak wspinaczka

LITERATURA

  • Pisarstwo Alwidy A. Bajor

NA FALI WSPOMNIEŃ

  • OKOP: działalność
  • Duszpasterze ratowali Żydów

XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"

  • Twierdze, co Polski strzegły

WŚRÓD POLONII ŚWIATA

  • 150-lecie polskiego osadnictwa w Nowej Zelandii

RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY

  • Styczyńscy. Spod Wilna na Syberię

MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA

  • O obowiązku

Nasza księgarnia

Pejzaż Wilna. Wędrówki fotografa w słowie i w obrazie
Wilno po polsku

przeglądaj wszystkie

prześlij swojeStare fotografie

Historia na mapie

Wiadomości (wp.pl)

"Radykalny wzrost napięcia". Tusk ujawnił, o czym dyskutował rząd

- Dzisiaj na posiedzeniu rządu rozmawialiśmy z generałami i ministrem Siewierą. Polska ma szczególne powodu, żeby być wrażliwą na wszystkie sygnały o radykalnym wzroście napięcia i eskalacji konfliktów - mówił premier Donald Tusk podczas konferencji prasowej.

Ukraina przegrywa wojnę? "Ciężko jest mówić o zwycięstwie"

Od ponad dwóch lat trwa wojna w Ukrainie. Prowadzący Patrycjusz Wyżga w programie "Newsroom" Wirtualnej Polski pytał szefa ochotniczego zespołu medyków pola walki "W międzyczasie" Damiana Dudę o to, czy można powiedzieć, że Ukraińcy przegrywają wojnę. - Nie zapominajmy o tym, że Ukraińcy bronią swojego terytorium, które dalej jest okupowane. W chwili, kiedy mamy do czynienia z okupantem na naszej ziemi ciężko jest mówić o zwycięstwie - stwierdził gość programu. Podkreślił, że Rosjanie są świetnie zorientowani, że Ukraina ma braki w amunicji i będą chcieli to wykorzystać i uderzyć. - Coś naprawdę wisi w powietrzu - stwierdził. Medyk opowiedział, że kilka dni temu w miejscu, w którym stacjonują, spadły bomby lotnicze, które podpaliły cały teren. - To były bomby termobaryczne, Rosjanie coraz częściej sięgają po ten grubszy kaliber - powiedział Duda. Dziennikarz zwrócił uwagę, że jest to broń, która jest zakazana. - Rosjanie listę tego co jest zakazane, traktują jak listę do odhaczenia - podsumował gość programu.

Wyrzucał śmieci do lasu. Nie wiedział, że wszystko się nagrywa

Cwaniactwo nie zawsze się opłaca. Przekonał się o tym mężczyzna, który na terenie Gubina (woj. lubuskie) wyrzucał nocą śmieci do jednego z lasów. Nie wiedział jednak, że wszystko rejestruje ukryta kamera, z której nagranie jeszcze tej samej nocy trafiło na policję. Służby udostępniły materiał dowodowy ze skandalicznego czynu ku przestrodze. Widać na nim, że podejrzany z początku rozgląda się, czy na pewno nikt go nie widzi, paląc przy tym papierosa. Po upewnieniu się, że jest sam przechodzi do akcji i przez kilka minut wyrzuca plastikowe worki ze swojego busa. Co ciekawe, policja kilka chwil po otrzymaniu zgłoszenia przez strażników Nadleśnictwa Gubin wpadła na trop mężczyzny z nagrania. "Na początku kwietnia strażnicy leśni na jednym z nagrań z fotopułapki, ujawnili moment wyrzucania i pozostawienia śmieci na terenie leśnym w gminie Gubin, przez kierującego busem. O pomoc w identyfikacji mężczyzny poprosili policjantów gubińskiego komisariatu. Sprawą zajął się wspólny polsko-niemiecki zespół policyjny Gubin/Guben. Dzięki ich zaangażowaniu i szybkiemu działaniu, jeszcze tego samego dnia dotarli do właściciela pozostawionych rzeczy" - poinformowała policja. Jak wyjaśniają służby, za wyrzucenie śmieci do lasu i złapaniu sprawcy na gorącym uczynku grozi kara grzywny w wysokości 500 zł. Z kolei za nałożenie się na siebie dwóch wykroczeń już 1000 zł, co dotyczy np. zaśmiecania lasu i wjazdu do lasu pojazdem w miejscu do tego niedozwolonym.