"Jedna jest Polska, jak Bóg jeden w niebie"

drukuj
Henryk Mażul, 15.10.2018

Wierni, choć poza Macierzą

Statystyki (niech wyraźnie mijające się z dokładnością) szacują, że w różnych zakątkach globu ziemskiego, poza etniczną Ojczyzną, mieszka obecnie około 20 milionów naszych rodaków. Najstarsi emigranci zostali z niej wygnani po tym, gdy w wyniku rozbiorów i nieudanych zrywów powstaniowych Polskę na długie lata zniewolono, a prześladowanych przez zaborców uchodźców trapiła jedna myśl: odzyskania przez nią niepodległości, czego mieli się podjąć już będąc na obczyźnie. W tymże XIX wieku rzesze emigrantów licznie powiększyli ci, co to za bardziej dostatnim życiem podążali do Francji, Belgii, Niemiec albo nawet za daleką wodę – do Stanów Zjednoczonych Ameryki, Kanady, Brazylii, Argentyny, a dodać trzeba, iż tzw. "za chlebem" trwało aż do II wojny światowej.
Znalezienie się Rzeczpospolitej po niej w strefie wpływów sowieckich zmusiło "inaczej myślących" do opuszczania rodzinnych stron, co było nieraz kołem ratunkowym od trafienia za więzienne kraty z wyroków, jakie ferowały peerelowskie władze. Znaczące narodziny "Solidarności" w latach 80. ubiegłego wieku ten proces wyraźnie spotęgowały, a wraz z uchodźcami politycznymi z nową siłą w szeroki świat ruszyła emigracja zarobkowa, co zresztą ma miejsce do dnia dzisiejszego.
Liczbę osób, jakie znalazły się poza ziemią przodków, nie z własnej woli powiększyły setki tysięcy tych, kogo Polska opuściła po 1939 roku, okrojona mocą wielkich tego świata o tereny zwane Kresami Wschodnimi. To "nie z własnej woli" powoduje, że rodacy na Łotwie, Białorusi bądź Ukrainie, podobnie jak my na Litwie, skłonni jesteśmy zwać się Polakami a nie Polonią. Choć, oczywiście, niezależnie od tego, gdzie dane jest nam żyć, całą mocą poczuwamy się do wielkiej wspólnoty, scalonej "Rotą", biało-czerwonymi barwami albo wizerunkiem Orła Białego.

Zjazdy – spoiwem
Świadomość owej wspólnoty spowodowała, że ledwie tylko po wybiciu się w roku 1918 Polski na niepodległość zaistniała możliwość upomnienia się o swoich, władze państwowe II Rzeczypospolitej poprowadziły politykę proemigracyjną. Manifestacją wspólnoty narodowej, jedności z Macierzą, a także troski Polonii i Polaków z zagranicy o los Ojczyzny stały się zjazdy Polonii. Pierwsze takowe forum odbyło się w dniach 14-18 lipca 1929 roku w Warszawie z udziałem 98 delegatów z 18 krajów (co prawda, z powodu "zimnej wojny" zabrakło w tym gronie reprezentantów z Litwy, którzy nie otrzymali wiz wjazdowych). 
Po raz drugi wszystkie drogi rozsypanych po świecie rodaków powiodły do kraju nad Wisłą w dniach 5-12 sierpnia 1934 roku, a frekwencja była jeszcze liczniejsza, gdyż w wyznaczonym terminie stawiło się 128 delegatów z 20 państw świata. Do Polski przyjechało wtedy około 11 tys. osób, jako że zjazdowi towarzyszył I Zlot Młodzieży Polskiej z Zagranicy, połączony ze zlotem harcerstwa w Spale oraz I Igrzyska Sportowe Polaków z Zagranicy. Podczas uroczystości na Wawelu powołano Światowy Związek Polaków z Zagranicy ("Światpol"), którego prezesem został Władysław Raczkiewicz, Marszałek Senatu RP.
Zaplanowany na przełom lipca i sierpnia 1939 roku III zjazd w związku z chwiejną sytuacją międzynarodową z powodu hitlerowskich zakusów został odwołany. W okresie II wojny światowej, jak też po jej zakończeniu składającą się głównie z byłych żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i Armii Krajowej emigrację niepodległościową zasilają już istniejące i tworzące się nowe organizacje, dążąc do zjednoczenia polskiego uchodźstwa. Na konferencji w Waszyngtonie w roku 1975 postanowiono o zorganizowaniu w roku 1978 Światowego Zjazdu Polonii.
Na znak przeciwstawienia się komunistycznym władzom w Polsce zgromadzonych w dniach 25-28 maja 1978 roku w Toronto 175 delegatów z 18 krajów obradowało na I Zjeździe Polonii Wolnego Świata, a powołana Rada Koordynacyjna swym hasłem naczelnym uczyniła walkę o niepodległość Polski, stawiając na współpracę z ośrodkiem emigracji politycznej w Londynie – z rządem RP na uchodźstwie.
Po roku 1989 w wolnej Polsce powrócono do tradycji przedwojennej: pieczę nad Polonią roztoczył wyłoniony w demokratycznych wyborach Senat RP. W celu podtrzymywania więzi z rodakami na obczyźnie i niesienia im pomocy w roku 1990 powołano pozarządową organizację – Stowarzyszenie "Wspólnota Polska". To właśnie dla niej powierzono organizację tych kolejnych zjazdów, których numerację wypadło jednak zacząć od nowa, gdyż do rodaków z Zachodu mogli po wielu dziejowych perypetiach i rozpadzie Związku Sowieckiego dołączyć wreszcie też ci ze Wschodu. Ich symboliczne i rzeczywiste podanie sobie dłoni nastąpiło na I Zjeździe Polonii i Polaków z Zagranicy, jaki w dniach 19-23 sierpnia 1992 roku obradował w królewskim Krakowie.
Cofając się myślami wstecz, warto przypomnieć, że do roku bieżącego poza wymienionym forum pierwszym odbyły się trzy następne: w roku 2001 (28 kwietnia – 3 maja), w roku 2007 (22-26 września) oraz w roku 2012 (24-26 sierpnia). 

"Łączy nas Niepodległa"
Z uwagi na przypadającą w roku bieżącym setną rocznicę odzyskania przez Polskę Niepodległości, główne organizacje polonijne z Radą Polonii Świata na czele, a we współpracy ze Stowarzyszeniem "Wspólnota Polska" i Senatem RP postanowiły zwołać w dniach 20-23 września roku 2018 piąty w kolejności Światowy Zjazd Polonii i Polaków z Zagranicy oraz nadać mu specjalny charakter i niecodzienny wymiar, mający powodować, by to spotkanie rodaków z całego świata stało się znaczącym punktem w narodowych obchodach, jednoczących w obliczu wielkiego święta cały rozproszony w świecie naród. 
Hasłem jednania się "samych swoich" stało się jakże wymowne w treści stwierdzenie, że "łączy nas Niepodległa", a rangi wydarzeniu bez wątpienia dodał fakt objęcia go honorowym patronatem przez prezydenta RP Andrzeja Dudę. Który w skierowanym na piśmie słowie powitalnym do uczestników wraz z życzeniami owocnych obrad i wielu wzruszeń podczas pobytu w Polsce wyraził przekonanie, że spotkanie rodaków z różnych zakątków świata będzie znakomitą okazją do zacieśniania współpracy instytucji i organizacji w kraju i za granicą, a podejmowane decyzje przyczynią się do jednoczenia Polaków na całym świecie, wzmocnią pozytywny obraz Polonii i zarazem Polski.
Ponieważ, wedle zamierzeń organizatorów, zjazd miał być otwarty na różne środowiska, rekrutację prowadzono poprzez organizacje polonijne, choć szukano też osób niezrzeszonych, kierując się np. ich dorobkiem naukowym lub kulturalnym. Ostatecznie potaknięto liczbie przekraczającej 500 osób, choć chętni udziału stanowili prawie cztery razy tyle. Wśród reprezentantów czterdziestu kilku krajów, jak świat długi i szeroki, że wymienię tu chociażby: Australię, Brazylię, Argentynę, Stany Zjednoczone Ameryki, Francję, Szwecję, Niemcy, Ukrainę, Armenię, Łotwę czy Białoruś, znalazła się również bodaj najliczniej się prezentująca, gdyż ponad 40-osobowa delegacja z Litwy, a dostąpiłem zaszczytu bycia jednym z jej członków.

Debaty w siedmiu forach
Nim delegaci, zgodnie z wcześniejszym zgłoszeniem, zaczęli debatować w siedmiu forach tematycznych: nauki polskiej poza granicami kraju, edukacji polonijnej, kultury polonijnej, mediów polonijnych, duszpasterstwa polonijnego, sportu i turystyki polonijnej oraz organizacji polonijnych, w dniu 20 września nastąpiło uroczyste otwarcie zjazdu. W miejscu jakże niezwykłym – sali posiedzeń parlamentu RP, a rolę gospodarzy pełnili Marszałkowie Sejmu i Senatu RP – Marek Kuchciński i Stanisław Karczewski. 
Obaj zabrali też głos, mówiąc m.in. o doświadczeniach dziejowych, współtworzących polską tożsamość narodową w przekonaniu, że "aby Polonia i Polacy trwali przy polskości, Polska musi być dla nich punktem odniesienia i wartością". Na mównicę kolejno wchodzili też: prezes Stowarzyszenia "Wspólnota Polska" Dariusz Piotr Bonisławski, przewodnicząca Rady Polonii Świata Teresa Berezowska, prezydent Europejskiej Unii Wspólnot Polonijnych Tadeusz Pilat oraz prezes Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys. Ponadto odczytano list, jaki do V Światowego Zjazdu Polonii i Polaków z Zagranicy skierował premier Mateusz Morawiecki.
Jego uczestnicy zasiedli gremialnie w ławach poselskich raz jeszcze 22 września na sesji podsumowującej debaty, podczas której przewodniczący poszczególnych forów złożyli sprawozdania z ich pracy i nagłośnili wypracowane decyzje. Słowo podsumowujące wygłosił natomiast Marszałek Senatu Stanisław Karczewski, dziękując wszystkim za przyjęcie zaproszenia do udziału w tegorocznym forum polonijnym i zapewniając, że zgłoszone we wszystkich siedmiu forach postulaty będą brane pod uwagę przy konstruowaniu programu współpracy z Polonią na przyszłość, którego punktem szczególnym stanie się troska o młode pokolenie rodaków, pozostających poza ziemią dziadów i pradziadów.

Po świecku i sakralnie
Zgodnie z tradycją zjazdowe obrady piękną klamrą spięły Msze święte: ta na inaugurację w intencji Ojczyzny w warszawskiej Archikatedrze pw. św. Jana oraz ta na zakończenie w intencji Polonii i Polaków za granicą w niedawno zbudowanej na warszawskim Wilanowie nad wyraz okazałej Świątyni Opatrzności Bożej, a ich celebrze przewodził arcybiskup metropolita warszawski kardynał Kazimierz Nycz. 
Przywołując wątki sakralne, nie sposób nie odnotować naszego – Polaków z Litwy – w nich znaczącego udziału. Chodzi o to, że obie eucharystie okrasił śpiewem chór zespołu "Ojcowizna" pod przewodnictwem Wioletty Leonowicz, a w procesji darów chleb upieczony z tegorocznych plonów podwileńskich pól nieśli kolejno przed ołtarz merowie rejonów wileńskiego i solecznickiego Maria Rekść i Zdzisław Palewicz oraz poseł na Sejm RL z ramienia AWPL-ZChR Czesław Olszewski oraz radna samorządu m. Wilna Renata Cytacka.
Podczas Mszy św., wieńczącej V Zjazd Polonii i Polaków z Zagranicy, przewodnicząca Rady Polonii Świata Teresa Berezowska odczytała prośbę jego uczestników o przeznaczenie jednej z kaplic Świątyni Opatrzności Bożej na maryjną kaplicę polonijną, a że kardynał Kazimierz Nycz wyraził na to zgodę, zgromadzeni na modlitwie skwitowali decyzję hucznymi oklaskami.
Huczne oklaski były ponadto spontaniczną odpowiedzią na przemówienie prezydenta RP Andrzeja Dudy, który wraz z małżonką Agatą Kornhauser-Dudą zechciał na dziedzińcu Pałacu Prezydenckiego podjąć i skierować wiele słów wdzięczności za trwanie w polskości do uczestników zjazdu. Ich trop zawiódł też do siedziby Stowarzyszenia "Wspólnota Polska", gdzie zostali świadkami i uczestnikami zaiste historycznego wydarzenia – nadania okazałemu Domowi Polskiemu przy Krakowskim Przedmieściu 64 imienia założyciela tej organizacji – profesora Andrzeja Stelmachowskiego, czemu towarzyszyło odsłonięcie okazyjnej tablicy na ścianie budynku. W pamięć o pierwszym prezesie Stowarzyszenia podczas trwania zjazdu wręczono też dwie nagrody jego imienia, a jej laureatami zostali: premier Mateusz Morawiecki oraz ksiądz profesor Roman Dzwonkowski. 
Do przysporzenia patriotycznych uczuć bez wątpienia jakże wymownie się przyczynił wieńczący pierwszy dzień zjazdu koncert galowy "Nasza Niepodległa II 1918-2018" z udziałem wybitnych polskich artystów, m.in.: Maryli Rodowicz, Krzysztofa i Piotra Cugowskich, Łukasza Zagrobelnego, Anny Wyszkoni, Kayah czy Katarzyny Cerekwickiej. Pod sklepieniami Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie zabrzmiały m.in. tak znane pieśni jak: "Pierwsza Brygada" czy "Czerwone maki na Monte Cassino" (co prawda, w nowych aranżacjach), jak też teksty bardziej współczesne, oddające w treści przesłanie, aby "Polska była Polską" w czasach komunistycznego zniewolenia. Wszystkie służyły przypomnieniem bohaterskiej przeszłości narodu, który wyszedł obronną ręką z dziejowych prób.

Gdy dres przyodziewkiem służy…
Jak już nadmieniłem, wśród siedmiu forów nie zabrakło też poświęconego sportowi i turystyce, a moderowane przez dr. Witolda Rybczyńskiego, Małgorzatę Kwiatkowską – prezes Rady Naczelnej Polonii Australijskiej oraz Tomasza Różniaka jego dwudniowe obrady odbywały się w jakże gościnnych progach Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Zważywszy, że polonijny sport i rekreacja fizyczna są organizacyjnie najprostszą formą pobudzania świadomości polskiego pochodzenia, w szczególności – młodzieży, obok przeglądu historycznego wiele uwagi poświęcono jak obecnemu stanowi sportu polonijnego na świecie, tak też wizji jego przyszłości. 
Ku tej wizji na pięć najbliższych lat wybiegał też zresztą sporządzony przez Stowarzyszenie "Wspólnota Polska" wraz z Polskim Komitetem Olimpijskim wielce rozbudowany ramowy program polonijnych imprez sportowych. Z tych najważniejszych wypada wymienić organizowane przemiennie w dwuletnim kalendarzowym cyklu Zimowe bądź Letnie Światowe Igrzyska Polonijne, doroczne Polonijne Igrzyska Młodzieży Szkolnej im. Jana Stypuły w Łomży, polonijne turnieje piłkarskie, festiwale biegowe w Pułtusku, turnieje golfowe czy regaty żeglarskie. Zwieraniu szeregów tych, komu nie jest obojętna historia i dorobek, teraźniejszość i przyszłość polskiego oraz polonijnego sportu, bez wątpienia służą organizowane już od ponad półwiecza Polonijne Sejmiki Olimpijskie, z których najbliższy (jubileuszowy zresztą z racji na 25. numer porządkowy) przewidziany jest w Gdyni na 20-27 lipca 2019 roku.
Obrady służyły też doskonałą okazją, by w gronie "samych swoich", choć przedzielonych nieraz tysiącami kilometrów, że przywołam tu: Australię, Kanadę, Stany Zjednoczone, Republikę Federalną Niemiec, Austrię, Armenię, Rosję, Litwę, Ukrainę czy Białoruś, podzielić się informacją, jak się mają tam sporty z udziałem rodaków, wyartykułować problemy, z jakimi wypada na co dzień się borykać w organizowaniu imprez spod znaku "citius – altius – fortius".
Uczestnicy forum, w nawiązaniu do tegorocznych obchodów setnej rocznicy odzyskania przez Polskę Niepodległości. gorąco potaknęli propozycji organizowania w polskich i polonijnych środowiskach poszczególnych krajów dorocznych biegów na jakże symbolicznym dystansie 1918 metrów. Zgodny był też postulat, by wielkie postacie sportu polskiego z mistrzami nad mistrzów włącznie zechciałyby być częstszymi gośćmi Polonijnych Klubów Olimpijczyka na świecie, promując Polskę. Tej promocji mają służyć szeroko rozumiane, a wybiegające w oba kierunki oferty turystyczne.
Poza obradami uczestnicy forum mieli niepowtarzalną okazję spotkania się ze sławnymi sportowcami: eksrekordzistką świata w biegu na 100 metrów przez płotki – Teresą Sukniewicz, drużynowym mistrzem olimpijskim w pięcioboju nowoczesnym z Barcelony – Dariuszem Goździakiem, ze złotym i srebrnym medalistą olimpijskim oraz brązowym medalistą pamiętnego dla biało-czerwonych Mundialu-74, filarem teamu Kazimierza Górskiego – Lesławem Ćmikiewiczem. Pan Lesław był zresztą gospodarzem naszej gościny na stadionie "Legii", której klubowych barw przecież bronił, snując podczas spotkania barwne wspomnienia o swej piłkarskiej karierze.
Poznawcza była też wycieczka po Muzeum Sportu i Turystyki, gromadzącego jakże wiele unikatowych eksponatów, dotyczących największych sukcesów sportu polskiego. Kto wie, czy w najbliższej przyszłości nie znajdzie się tu miejsce na stałą ekspozycję, ukazującą sportowe życie rodaków, będących poza granicami Polski. Taki bowiem wniosek uczestników forum został skierowany do kierownictwa tej placówki, a dobre prognozy wieszczą, że zostanie on potraktowany na "tak".

Z Sokółki – na antypody
Jednym z tych, z kim wspólnie obradowaliśmy na Światowym Forum Sportu i Turystyki, był przybyły z dalekiej Australii Adam Biziuk, rodowymi korzeniami mający wszak zdecydowanie bliżej do Wilna, jako że na świat przyszedł w kresowej Sokółce. Tu też stawiał pierwsze kroki, również te sportowe, w czym z rodzeństwem wykazywali gorliwość szczególną, już we wczesnym dzieciństwie zapamiętale uprawiając zimą łyżwiarstwo szybkie na byle lodzie, a latem – grając w piłkę. 
O ile brat z siostrą, jako wielce obiecujący zawodnicy w rywalizacji panczenistów, zostali zabrani do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem, depcząc później najwyższe stopnie podiów w mistrzostwach Polski juniorów, o tyle specjalizacją Adasia została piłka nożna. Wraz z kolegami z prowadzonej przez Janusza Bielawskiego drużyny dane mu było odnieść nie lada sukces, gdyż pierwotnie wygrali ogólnopolski turniej o puchar gazety "Świat Młodych", a później w Bułgarii nie znaleźli równych w turnieju tzw. państw zaprzyjaźnionych obozu socjalistycznego. Ten sukces sprawił, że przed 14-letnim triumfatorem zarysowała się wdzięczna kariera futbolowa.
By ją cokolwiek przybliżyć, po ukończeniu Liceum Mechanicznego w Sokółce i zrobieniu matury, skierował swe kroki do zlokalizowanej w Białej Podlaskiej Filii Warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Ławę studencką zagrzał jednak ledwie przez trzy miesiące. Trudna rodzinna sytuacja finansowa sprawiła, że wziąwszy roczny urlop akademicki zdecydował się na wyjazd do Szwecji z zamiarem zarobienia pieniędzy dla kontynuowania dalszych studiów. Los sprawił, że zatrzymał się tam na całe dwa lata, napinając mięśnie w robocie, a zarazem grając na pozycji stopera w sponsorowanej przez pracodawcę drużynie, jaka rywalizowała w IV lidze mistrzostw Szwecji.
Zbyt długa przerwa w studiach przekreśliła pierwotny zamiar ich kontynuowania. Zarobione w Szwecji pieniądze wraz ze szwagrem Andrzejem Krygowskim (notabene, czołowym polskim zawodnikiem w narciarstwie biegowym), zdecydował ulokować w biznesowe początki, a konkretniej – w założenie w Krośnie hurtowni produktów spożywczych. Ostra konkurencja rynkowa i niepomiernie wysokie podatki sprawiły, że przedsiębiorczy interes obrócił się, niestety, w plajtę, co boleśnie przeżył.
I wtedy los w całkiem niespodziewany sposób pośpieszył z pomocą. W roku 1994 na pogrzebie wujka przybyła nań z Australii ciocia zaproponowała mu wyjazd na zapodziane zda się na końcu świata antypody. Choć nie bez oporów wewnętrznych, przystał na tę propozycję, a rok później, po załatwieniu wymogów wizowych, wylądował w stolicy Zielonego Kontynentu.
Piłkarski "zew" sprawił, że od razu po przybyciu jął się rozglądać, gdzie by tu znaleźć rodaków o podobnych zainteresowaniach. Odetchnął z wyraźną ulgą na wieść, że ma "na gotowe", gdyż "Polonię" S.C. Sydney powojenni emigranci założyli tu już w roku 1949, w czym zasługi szczególne położył lwowiak z urodzenia Kabar, pierwszy jego prezes. Później zresztą klubowa jedenastka wcale nie była przysłowiowym "chłopaczkiem do bicia" w rozgrywkach australijskiej I dywizji. 
Czy mógł wtedy przypuścić, że dane mu będzie w roku 2015 objąć "tekę" prezydenta tego sportowego tworu, mającego w godle warszawską Syrenkę, której barw "jedenastki" piłkarskiej uprzednio przez wiele lat bronił? Oczywiście, że nie. A ponieważ tak się stało, to właśnie na nim spoczywa teraz odpowiedzialność szczególna, by bratać zasiedziałą pod każdą szerokością geograficzną na globie ziemskim młodzież z aktywnością fizyczną, czemu pomocnych ma być chociażby 14 (!) drużyn piłkarskich, niespełna sześciolatkami poczynając, a dorosłymi kończąc. 
To nic, że w czystej polonijnej postaci tego robić raczej się nie da, gdyż borykający się z dopływem "świeżej krwi" rodacy w Australii tachają na karku coraz cięższy zbiorowy krzyżyk. Co prawda, statut klubowy jednoznacznie głosi, że o ile członkiem klubu może być z narodowości każdy, o tyle przy podejmowaniu decyzji liczą się wyłącznie polskie głosy, co wyraźnie wskazuje na właściciela tworu przez czas i pokolenia.
Nie ukrywa, że by mocniej stawać na swoim, wypadło w początkach pracować do siódmych potów nawet po 12 godzin dziennie przy malowaniu ścian wieżowców w prowadzonej przez takoż wychodźcę z Polski firmie. Ambitne zdążanie krok po kroku w przedsiębiorczym interesie sprawiło, że dziś sam jest właścicielem firmy budowlanej, specjalizującej się w renowacji i pracach malarskich, zatrudniającej 15 osób, a bynajmniej nie narzekającej na brak zamówień, bo też fuszerki nie znoszą. Ma zatem pełne prawo poczuć się człowiekiem spełnionym, który swe szczęście (wraz z założeniem rodziny i doczekaniem się potomstwa) znalazł poza ojczystą Polską.
Do tej Polski zresztą wraca w miarę regularnie z gościnnymi odwiedzinami. A gdy tu bywa, stara się też urządzać parodniowe wypady do Wilna – miasta jakże mu bliskiego, dokąd z Sokółki – jak twierdzi – zdecydowanie bliżej niż do Warszawy. To miasto, gdzie "tak wymownie po polsku mówią kamienie", jest mu poniekąd bliskie w dwójnasób poprzez naszego Krzysztofa Jankowskiego (tak, tak – tegoż mieszkającego obecnie w Olsztynie pana Krzysztofa, ponoszącego nieocenione wręcz dla "Magazynu Wileńskiego" zasługi w jego kolportowaniu po Polsce i zagranicy!), gdyż jest on mężem pani Czesławy, z którą Adam Biziuk w pokrewnych więzach figuruje jako bratanek. Nie ukrywam, że gdy w luźnej pogawędce słowo po słowie do tego doszliśmy, mieliśmy oczy ze zdziwienia okrągłe na pół twarzy…
* * *
Dobrym zwyczajem, oficjalnym obradom towarzyszyły zda się niekończące jak dzienne tak nocne rodaków rozmowy. Korzystając z przybycia w jedno miejsce jakże licznej rodziny rodaków, dziennikarski notes można było ubogacać niejedną opowieścią o poszczególnych losach. Losach, co niczym kręte serpentyny. Losach jakże odmiennych, aczkolwiek zbieżnych w jednym – w głębokim przekonaniu ich niestrudzonych "kowali", że w nawiązaniu do poetyckiego wyznania Jana Lechonia, "jedna jest Polska, jak Bóg jeden w niebie". I że dla tej jednej ukochanej Polski, nie zważając na miejsce na Ziemi, łączyć trzeba zgodne serc bicie…

komentarze (brak komentarzy)

dodaj komentarz

W ostatnim numerze

W numerze 12/2021

NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL


ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!

  • Inżynier-romantyk
  • Wiersze Henryka Mażula

POLITYKA

  • Na bieżąco

2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ

  • Życie jak wspinaczka

LITERATURA

  • Pisarstwo Alwidy A. Bajor

NA FALI WSPOMNIEŃ

  • OKOP: działalność
  • Duszpasterze ratowali Żydów

XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"

  • Twierdze, co Polski strzegły

WŚRÓD POLONII ŚWIATA

  • 150-lecie polskiego osadnictwa w Nowej Zelandii

RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY

  • Styczyńscy. Spod Wilna na Syberię

MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA

  • O obowiązku

Nasza księgarnia

Wilno po polsku
Stanisław Moniuszko w Wilnie

przeglądaj wszystkie

prześlij swojeStare fotografie

Historia na mapie