Mieszkałem w majątku Pokrajczyzna

drukuj
Krzysztof Umiastowski, 15.04.2021
Majątek Pokrajczyzna w roku 1939

Piszę ten list po przeczytaniu jednego z odcinków zesłańczego pamiętnika Ryszarda Styczyńskiego, drukowanego na łamach "Magazynu Wileńskiego".

W latach 1939 (wrzesień ) – 1945 (lipiec) mieszkałem w majątku Pokrajczyzna, położonym na lewym brzegu Wilii, w górę rzeki od Niemenczyna, w linii prostej mniej niż 5 kilometrów, drogą wzdłuż zakola rzeki – 10 kilometrów. Naprzeciw, na lewym brzegu rzeki, była wieś Tuszczewle. Tego majątku próżno dziś szukać, na terenie parku i pól uprawnych znajduje się osiedle byłej nomenklatury komunistycznej o nazwie Žeimena. Niespełna 2 kilometry jest przystanek kolejowy Skiersabole. W przeszłości wszyscy nazywali go Orwidów, od nazwy pobliskiego majątku Kościałkowskich-Orwidów. Pan Kościałkowski był agronomem, jego syn Zyndram – to żołnierz AK o pseudonimie "Kmicic", komendant plutonu kawalerii w Brygadzie "Juranda", spoczywający w kwaterze wojskowej na Rossie. Kościół parafialny znajdował się w Bezdanach. Podaję te szczegóły, by określić otoczenie, w którym mieszkaliśmy.

W 2003 roku byłem po raz pierwszy od wyjazdu z 1945 roku w Wilnie, wówczas też z moimi kuzynami odwiedziłem Sużany. W części dworu, gdzie mieszkał mój wujek Kozłowski, jest swego rodzaju muzeum, nad którym pieczę sprawował wtedy pan Pieślak. 
Pobyt w Sużanach wywarł na mnie bardzo silne wrażenie i odnowił wspomnienia z dzieciństwa. Moja żona, Francuzka z pochodzenia, która nigdy nie była na Wileńszczyźnie i nie znała tej części Europy, została zachwycona pobytem oraz oczarowana zarówno Wileńszczyzną, jak też tutejszymi ludźmi.
Jak już wspomniałem, w czasie wojny wraz z matką i starszym bratem mieszkaliśmy w Pokrajczyźnie. W latach 1944-1945 mój wuj, Hieronim Kozłowski, był zarządcą majątku w Sużanach (to był już chyba sowchoz). Jego żona Barbara – to siostra mojej matki. Druga siostra mojej matki – Janina Mikuć też mieszkała razem z nimi. Syn wujostwa Kozłowskich – Krystyn, mieszka obecnie w Gdańsku. Urodzona po wojnie córka Kozłowskich – Maria mieszka w Sopocie. Ciocia Janina Mikuć miała troje dzieci: najmłodsza Krystyna, Bohdan i najstarszy Włodzimierz. Krystyna i Bohdan dzielili mieszkanie z Kozłowskimi w Sużanach. Włodzimierz był komendantem oddziału AK. Ukrywał się przed NKWD, szukając okazji przedostania się wraz ze swoim oddziałem do Polski.
W Sużanach byliśmy z matką na święta Bożego Narodzenia w 1944 roku i na Wielkanoc 1945. W domu, gdzie obecnie lokuje się Dom Kultury, były biura majątku (po prawej stronie, patrząc od ulicy), a po lewej mieszkali wujostwo. Dom ten dobrze pamiętam, choć Sużany mocno się zmieniły.
Kozłowscy i Mikuciowie wyjechali w ramach tzw. repatriacji do Polski w czerwcu 1945 roku. My ruszyliśmy tam na początku sierpnia i osiedliliśmy się w Sopocie. Po zdaniu matury studiowałem na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, tu też później pracowałem. W 1977 roku wyjechałem do Francji, gdzie mieszkam do tej pory. Brat mój natomiast na dobre zadomowił się w Sopocie.
Wracając do historii cioci Janiny Mikuciowej, to oni mieszkali w Wilnie. Mąż jej został aresztowany przez NKWD w październiku 1939 roku i odtąd wszelki ślad po nim zaginął. Ciocia z dziećmi mieszkała potem z nami w Pokrajczyźnie, a następnie – w Sużanach.
Wyjazd wujostwa Kozłowskich do Polski był dość skomplikowany i o mało nie skończył się tragicznie. Początkowo, w czerwcu 1945 roku, to my mieliśmy wyjechać pierwsi, a wujostwo miesiąc później. Parę dni przed naszym wyjazdem, moja matka dostała wiadomość, że wujek Kozłowski jest na liście osób, które mają być aresztowane przez NKWD. Za łapówkę matka załatwiła szybko w urzędzie repatriacyjnym, że Kozłowscy i Mikuciowie pojadą na nasze miejsce wcześniejszym transportem, a my po miesiącu zamiast nich.
W majątku Pokrajczyzna było podsobnoje chaziajstwo NKWD z Wilna. Nam zostawili we dworze dwa pokoje. Stacjonował tu oddział, złożony z około 40 żołnierzy: Polaków i Litwinów, zmobilizowanych przez Rosjan w 1944 roku. Za łapówkę, daną komendantowi tego oddziału, żołnierze pojechali wojskową ciężarówką do Sużan, załadowali rodzinę i rzeczy, a po czym zawieźli je na dworzec do Wilna. Transport repatriacyjny odjechał następnego dnia.
Dalszego ciągu tej historii dowiedzieliśmy się już po wojnie od pani, która pracowała w biurze majątku w Sużanach, a później wyjechała do Polski. Moja matka spotkała ją przypadkowo w Gdańsku.
Otóż, dwa dni potem, jak ciężarówka wojskowa zawiozła moje wujostwo do Wilna, wczesnym rankiem całe Sużany zostały okrążone przez Rosjan z NKWD. Dowodzący nimi oficer wpadł do biura i krzyknął: Gdzie Kozłowski? Odpowiedziano mu, że dwa dni wcześniej przyjechała wojskowa ciężarówka i zabrała ich wszystkich. Oficer zdziwił się nieco, gdy to usłyszał, ale potem powiedział: Togda wsio w pariadkie i żołnierze odjechali.
Trzy dni później ci sami żołnierze wrócili do Sużan, oficer wrzeszczał, że wszystkich rozstrzela albo ześle na Syberię za kłamstwo, że Kozłowski został aresztowany. Odpowiedzieli mu, że nie twierdzili rzekomo Kozłowski był aresztowany, tylko, że żołnierze załadowali rzeczy i rodzinę na wojskową ciężarówkę i odjechali. Oficer jeszcze wściekał się jakiś czas, potem telefonował parę razy, aż w końcu powiedział: Ot sukinsyn uspieł udrat’ i odjechał. Tego dnia transport repatriacyjny, którym jechał mój wujek, był już na terenie Polski. W ten sposób za łapówki (dwa prosiaki i parę butelek wódki), dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności i opatrzności Bożej, wujostwo i ciocia z dziećmi uniknęli śmierci lub zesłania.
Inna historia dotycząca Sużan łączy się z rodziną Gawałkiewiczów. Pracowała tu lekarką pani Gawałkiewiczowa, która miała dwóch synów. Pochodzili oni z Niemenczyna, ojca zamordowali Litwini. Synowie byli dość niesforni i matka trudno dawała sobie z nimi radę. Od wyjazdu z Wileńszczyzny nie mieliśmy z nimi żadnych kontaktów. Kilkanaście lat temu rozmawiałem ze znajomym Francuzem, który powiedział, że przyjaźni się z Polakiem spod Wilna. Okazało się, że to jest młodszy z Gawałkiewiczów, starszy natomiast zmarł w Koszalinie. Będąc u nas we Francji, mój kuzyn Bohdan Mikuć skontaktował się z nim.
Będąc na fali wspomnień, dodam jeszcze, że wujek Ron (Hieronim Kozłowski, mąż cioci Basi, siostry mojej matki) mieszkał z rodziną we dworze Worniany, obok była wieś dworska. Pewnej nocy partyzanci rosyjscy zaatakowali ją i podpalili, mimo że nie było tam ani jednego Niemca. Wujek Ron wraz z ciocią Basią i synem Krystynem uciekali do lasu przez pole, oświetlane łuną palącej się wsi. Rosjanin, prawdopodobnie oficer, krzyknął: Wańka strelaj, ubij kak sabaku, odin uże udrał. Partyzant rosyjski jednak nie strzelił, motywując to stwierdzeniem: Toż żenszczyna i rebionki. Co więcej, podszedł do nich, podprowadził na skraj lasu i powiedział, którędy mają iść, żeby uniknąć rosyjskich partyzantów. W ten sposób zachowali życie. Przez lasy dotarli do Pokrajczyzny, gdzie mieszkali, aż wujek znalazł pracę jako zarządca majątku w Sużanach.
Zdaję sobie sprawę, że powyższe treści są nieco chaotyczne, ale spisałem je tak, jak mi wracały wspomnienia. 
Z wyrazami szacunku 
Krzysztof Umiastowski
Meudon, Francja

komentarze (1)

dodaj komentarz

Przeczytałam z zainteresowaniem wspomnienia.
Myślę ,że "najmłodsza Krystyna" to Pani Krysia Mikuć z Sopotu, którą bardzo dobrze znałam. Na zawsze zachowała kresowe Ł

dodany przez Wiolk, dnia 11.04.2022, 23:32:23

W ostatnim numerze

W numerze 12/2021

NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL


ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!

  • Inżynier-romantyk
  • Wiersze Henryka Mażula

POLITYKA

  • Na bieżąco

2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ

  • Życie jak wspinaczka

LITERATURA

  • Pisarstwo Alwidy A. Bajor

NA FALI WSPOMNIEŃ

  • OKOP: działalność
  • Duszpasterze ratowali Żydów

XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"

  • Twierdze, co Polski strzegły

WŚRÓD POLONII ŚWIATA

  • 150-lecie polskiego osadnictwa w Nowej Zelandii

RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY

  • Styczyńscy. Spod Wilna na Syberię

MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA

  • O obowiązku

Nasza księgarnia

Stanisław Moniuszko w Wilnie
Wilno po polsku

przeglądaj wszystkie

prześlij swojeStare fotografie

Historia na mapie