Młodzież z ruchem bratać!

drukuj
Henryk Mażul, 14.12.2018
Marian Kaczanowski znów gotów nagradzać najlepszych

Ambitne cele Szkoły Sportowej Samorządu Rejonu Wileńskiego

Decyzji o utworzeniu Szkoły Sportowej Samorządu Rejonu Wileńskiego radni zgodnie potaknęli na swym posiedzeniu 31 marca 2004 roku. Ta widziała im się wprawdzie nie jako placówka, gdzie pod jednym dachem zostaną zgromadzeni ci z uczniów, którzy są zdecydowanie bardziej ambitni do bratania się z kulturą fizyczną i sportem niż ma to miejsce na szkolnych lekcjach wuefu. Powoływany do życia twór ze względów oszczędnościowych miał działać na zasadzie filialnej, zważywszy tradycje uprawiania poszczególnych dyscyplin sportowych w rozsianych po rejonie wileńskim ogólnokształcących "kuźniach wiedzy", w czym nieraz od wielu lat zresztą prym wiedli entuzjaści sportu z grona nauczycielskiego, prowadzący z chętnymi pozalekcyjne zajęcia treningowe.

Właśnie te okoliczności w połączeniu z istniejącą bazą sportową zadecydowały, że siatkówka dziewcząt została przypisana szkole w Awiżeniach, tenis stołowy i strzelectwo – szkole w Zujunach, piłka nożna i hokej na trawie – szkołom w Rudominie, lekka atletyka – szkołom w Podbrzeziu i Ławaryszkach, futbol – szkołom w Mejszagole, siatkówka i orientacja sportowa – szkołom w Pogirach, a rzeczona orientacja – takoż szkole podstawowej w Suderwie. Poniekąd stolicą sportu uczniowskiego miał natomiast zostać Niemenczyn, mający zagrzewać do treningów chętnych uprawiania biathlonu, koszykówki, tenisa stołowego, narciarstwa, lekkiej atletyki i piłki nożnej. Samorząd – jak przystało na troskliwego opiekuna, nie poskąpił na miarę możliwości pieniędzy, by doposażyć wytypowane szkoły w odpowiedni sprzęt, który miał sprzyjać szlifowaniu mistrzostwa.
Gdy natomiast drogą konkursową doszło do wyłaniania tego, kto w roli dyrektora miałby koordynować wszelkie poczynania na wspólnym sportowym "froncie", trudno było o kandydaturę bardziej godną niż Marian Kaczanowski, mający za sobą wspaniałą karierę biathlonisty, okraszoną krociem tytułów mistrza Litwy, a nawet Związku Radzieckiego, póki Pogoń była w składzie tzw. bratniej rodziny jako jedna z piętnastu republik związkowych. 
Jego atutem była na dokładkę wieloletnia praca w charakterze nauczyciela wychowania fizycznego w zlokalizowanej w Niemenczynie szkole średniej, a obecnie – Gimnazjum im. K. Parczewskiego, gdzie – jako wielki entuzjasta narciarstwa biegowego i biathlonu – potrafił zaszczepić miłość do "białego szaleństwa" niejednemu z wychowanków. W stopniu tak okazałym, że zyskał wielu następców, broniących nawet barw Litwy w gronie strzelających narciarzy. Pierwotnie występował Kaczanowski, co prawda, w roli pełniącego obowiązki kierownika, by po półtora roku przejąć w pełni dyrektorski ster i niezmiennie trzymać go w pewnych rękach do dnia dzisiejszego.
Początki, choć entuzjastyczne – nie były łatwe, gdyż wypadło scalać to, co dotąd było w rozsypce. Gdy startowali, chęć udziału w szkole sportowej zadeklarowało 250 różnych wiekiem wychowanków. Sukcesy sportowe, jakie stały się ich udziałem, wyraźnie zdopingowały do pójścia w ślady rówieśnych kolegów z ławek szkolnych, co sprawiło, że w drugim roku istnienia szeregi wychowanków zwiększyły się do 356, a ci pod okiem 17 trenerów ambitnie zdążali w stronę sportu wyczynowego.
Warto dodać, że droga ta była znaczona coraz bardziej wymownymi sukcesami, głośnymi w uczniowskiej rywalizacji na skalę całej republiki. Sporządzona z okazji jubileuszu 5-lecia szkoły wnikliwa ich statystyka naprawdę imponuje. Do wspólnego skarbca Szkoły Sportowej Samorządu Rejonu Wileńskiego w okresie tym trafiło aż 419 krążków, w tym 139 złotych, 148 srebrnych i 132 brązowe. Najbardziej medalodajne okazały się: biathlon (39-39-33), hokej na trawie (27-27-17) oraz narciarstwo biegowe (26-31-22). Z sukcesami drużyn siatkarek z Awiżeń czy młodych laskarzy z Rudomina sprzęgły się triumfy indywidualne, szczególnie znaczące w wydaniu strzelców Jarosława i Jolanty Jancewiczów, lekkoatletek Rity Bitautaitė i Rūty Bukauskaitė, biathlonistów Karola Dombrowskiego, Edwina Tomaszewicza, Macieja i Rafała Mikielewiczów.
Lista dyscyplin, jaka pierwotnie legła u podwalin szkoły sportowej, bynajmniej nie stanowiła czegoś do reszty skostniałego. Byli bowiem otwarci na każde zanoszące się na poważnie oddolne inicjatywy, powodowane z reguły przez zatrudnionych w placówkach oświatowych nauczycieli wuefu. Znalazł się przykładowo taki Jewgienij Kuźmin – mistrz szermierki na pięści, a w szkołach w Niemieżu i Ławaryszkach zaistniały sekcje bokserskie, natomiast ofiarna praca Markasa Vaitonisa spowodowała, że szkoła w Mickunach stała się ostatnio rejonową ostoją tenisa stołowego.
Jakby dyrektor Kaczanowski miał sporządzić trenerską listę tych, którzy przez lat bez mała 15 szczególnie nie szczędzili wysiłku dla pomnażania sukcesów, wręcz złotymi zgłoskami umieściłby na niej nazwiska trenerów hokeja na trawie Vytautasa Vilipasa i Feliksasa Paškevičiusa, trenera strzelectwa Mirosława Leszczewskiego, trenerów siatkówki Waldemara i Franciszka Szumskich, trenerkę piłki nożnej Jekaterinę Żurawliową, trenera narciarstwa Jerzego Lewko, trenera lekkiej atletyki Vytautasa Gražysa. Od siebie dodam, że zasługi nieocenione w sukcesach tych położył też bez wątpienia sam Marian Kaczanowski, zmuszony godzić obowiązki dyrektora z niezmienną pracą u podstaw w roli trenera narciarzy i biathlonistów.
Nie może bowiem sobie pozwolić na luksus wyłącznego dyrektorowania, co upoważniałoby go do stałego siedzenia za biurkiem pod krawatem i papierkowej roboty, której zresztą co niemiara. Na razie bowiem w tak zwanym administrowaniu ma do pomocy jedynie swą zastępczynię Edytę Pakietur oraz sekretarkę Alinę Butkiewicz. A wszyscy razem gnieżdżą się w maleńkim pokoiku, udostępnianym im przez dyrekcję niemenczyńskiego Gimnazjum im. K. Parczewskiego, gdzie ledwie starcza miejsca na trzy biurka.
Perspektywa na poprawę warunków rysuje się na ile optymistycznie, na tyle mgliście. Chodzi bowiem o to, że już w grudniu br. w Niemenczynie, tuż obok strzelnicy miał zostać oddany do użytku budynek o powierzchni ponad 400 metrów kwadratowych, w którym jedno piętro zostałoby przeznaczone na potrzeby administracji i trenerów, a na drugim rozlokowałoby się 14 miejsc hotelowych dla najbardziej uzdolnionych, a pochodzących z różnych zakątków rejonu młodych adeptów biathlonu. Znalazłoby się tu też miejsce na składnicę tak koniecznej w tej dyscyplinie sportu broni, na wypożyczalnię sprzętu narciarskiego dla wszystkich chętnych szusowania po tutejszych trasach, wliczając dorosłych i dzieci.
Niestety, na razie budynek, którego wznoszenie miało pochłonąć (w znacznej części z funduszy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych) łącznie 540 tysięcy euro, zalega dopiero w fazie wstępnej. Początkowo wyraźnie się ślimaczono przy jego projektowaniu, zakładając powstanie z bloków monolitowych. A dużych na tyle, że je produkujący nie potrafili sprostać wyzwaniu. Projekt poszedł więc do korekty. Gdy wrócił, budowlani z jego realizacją zakrzątnęli się, niestety, niczym muchy w miodzie. Dyrektor Kaczanowski aż boi się pomyśleć, co będzie, jeśli niewykorzystane dotąd środki nie zostaną przesunięte na rok przyszły.
Ta na razie niefortunna budowla stanowiłaby jakże ważne dopełnienie kompleksu narciarsko-biathlonowego, na który Niemenczyn z racji na świetne wyniki wychowanków na skalę całej republiki ze wszech miar zasłużył. W czym zresztą ci bynajmniej nie powiedzieli ostatniego słowa. Tym bardziej po tym, kiedy dwa lata temu za wyasygnowane przez samorząd rejonu wileńskiego fundusze pobudowano tu strzelnicę. Taką z prawdziwego zdarzenia, gdzie na 20 stanowiskach może naraz mierzyć do celu tyluż strzelających narciarzy, przez co odpowiada wymogom do rozgrywania tu mistrzostw Litwy oraz w okresie letnim nawet międzynarodowych zawodów na nartorolkach. W połączeniu z trasami biegowymi zdążyła ona już zebrać niejedną pochlebną opinię. O pełni szczęścia będą mogli mówić natomiast już chyba w niedalekiej przyszłości, jako że w roku przyszłym zostanie tu ułożona rolkostrada o długości półtora kilometra, na co samorząd rejonu wileńskiego gotów jest przeznaczyć 200 tysięcy euro.
Rzeczywistość zmusza wręcz, by Marian Kaczanowski bardziej niż dyrektorem był trenerem biathlonistów i narciarzy. Owszem, tego roku z pomocą mu w tym ostatnim pośpieszyła znana aż z czterokrotnego bronienia barw Litwy podczas Zimowych Igrzysk Olimpijskich Diana Rasimovičiūtė-Brice. Jest ona wszak nadal czynną zawodniczką, mającą więc swoje plany w przygotowaniach do występów w zawodach o Puchar Świata. Do niedawna w trenerskim dwojeniu się i trojeniu wydatną pomocą służyli mu natomiast Radosław Aleksandrow i Arnold Lepiochin. Dziś wzdycha ciężko, że było to w czasie przeszłym, chcąc przy okazji pojąć, do czego zdąża wciąż trwająca reforma oświatowa.
Stałe bycie szkoły "pod rządami" litewskiego ministerstwa oświaty, powoduje konieczność spełniania jego nie zawsze przemyślanych wymogów. Ot, i ostatnio wyraźnie wymądrzając się, podjęto tam decyzję o tym, że zajęcia treningowe mogą tu prowadzić wyłącznie osoby, mające ukończone wyższe studia na kierunku wychowania fizycznego. Dotychczasowe licencje, wystawione po ukończeniu specjalnych kursów przez Litewski Departament Kultury Fizycznej i Sportu, przestano więc, niestety, honorować. W ten to wymuszony sposób musiał Marian Kaczanowski się pożegnać ze studiującymi na razie na Kowieńskiej Akademii Wychowania Fizycznego Aleksandrowem i Lepiochinem. Jakże mu nieodzownymi w prowadzeniu treningów albo w takim chociażby smarowaniu nart podczas zawodów.
Deficyt trenerów strząsa dyrektorowi Kaczanowskiemu sen z powiek w zdecydowanie szerszym tych słów znaczeniu. Podobnie jak on niczym w ukropie uwija się prowadzący w Awiżeniach młode siatkarki Waldemar Szumski. Jest bowiem na co dzień nauczycielem wuefu w miejscowym gimnazjum, a ponadto szkoli trzy grupy wiekowe w Szkole Sportowej Samorządu Rejonu Wileńskiego, co powoduje, że z powodu rozgrywanych zawodów ma wolną rzadko którą sobotę albo niedzielę, nie mówiąc już o dniu powszednim. W dawaniu rady pomocna jest wręcz fanatyczna miłość do sportu. Przymioty te towarzyszą zresztą bez wątpienia niejednemu, kto podejmuje się bratania wychowanków z szeroko pojmowaną aktywnością ruchową w wyczynowym wydaniu.
Jak zauważa mój rozmówca, na luki w kadrze trenerskiej po części rzutuje też pewna niesprawiedliwość przy naliczaniu wynagrodzenia. Ponieważ ich szkoła jest w gestii ministerstwa oświaty, postrzegani są nie jako trenerzy, a jako nauczyciele – dajmy na to – lekkiej atletyki, piłki nożnej czy narciarstwa, co z powodu niższych stawek bije po kieszeni. By temu zaradzić, jak już okrzepną administracyjnie, będą się poważnie zastanawiać, czy aby nie przekształcić szkoły sportowej w takież centrum, stwarzające możliwości zwiększenia aktywności ruchowej wśród mieszkańców rejonu, a zarazem podniesienia wynagrodzenia za to, co robią.
A co po części zakrawa dziś na misję, zważywszy przerażającą wręcz bierność współczesnej młodzieży, tracącej na domiar poczucie miary w obcowaniu na siedząco albo nawet na leżąco z wirtualnym światem w postaci laptopów, smartfonów bądź telefonów komórkowych. Nic więc dziwnego, że spory odsetek nastolatków traktuje już same lekcje wychowania fizycznego jako odrabianie pańszczyzny, nie mówiąc o wysiłku do siódmych potów nieraz podczas treningów. O ile w niedalekiej przeszłości sport przyciągał młodzież niczym magnes do jego wyczynowego uprawiania, o tyle obecnie daje się do tego namówić ledwie jeden-drugi.
W czym takoż trudno jakoś dostrzec zaangażowanie rodziców, choć na szczęście zdarzają się wyjątki. A jako takowy przytacza Marian Kaczanowski przykład swych aktualnych podopiecznych – rodzeństwa Romanowych: dwunastoklasisty Nikity i 10-klasistki Wiktorii. Po tym, gdy zobaczyli, że w Wilnie, gdzie stawiali pierwsze biathlonowe kroki, jakość treningów pozostawia wiele do życzenia, wybrali właśnie Niemenczyn. Przenieśli się tu przed trzema laty, wybierając życie w internacie i naukę w Gimnazjum im. K. Parczewskiego, jako że z Zujun, gdzie ich dom rodzinny, codzienny dojazd stanowiłby zbyt wielką fatygę.
To ze wszech miar wspierane przez rodziców poświęcenie latorośli wymownie procentuje: oboje są w ścisłej czołówce republiki w swych grupach wiekowych, już dziś bronią jej barw i być może po pewnym czasie będzie o nich głośno w zmaganiach dorosłych strzelających narciarzy. Wszystkim takim ojcom i mamom Marian Kaczanowski gotów jest czynić głęboki ukłon dziękczynny, wspierany życzeniem, by w liczbie mnogiej byli pomocni w przekonywaniu młodzieży do walorów aktywności fizycznej.
Zagadywany o plany na przyszłość najbliższą, bardziej trener niż dyrektor kreśli trasę towarzyszenia swoim wychowankom: pierwotnie w zgrupowaniu, a następnie – w startach o Puchar Świata juniorów. Ta kolejno będzie wiodła przez Polskę, Szwajcarię i Francję, skąd być może nawet w przededniu świąt Bożego Narodzenia zawitają do domów. Zagrzeją tu wszak miejsce ledwie przez dni kilka. Zima – to przecież okres szczególnej ruchawki dla amatorów "białego szaleństwa", wśród którego podczas tej bieżącej rangi szczególnej nabiera Olimpijski Festiwal Młodzieży Europy w Sarajewie, dokąd – rzecz jasna – się wybierają. Dla Kaczanowskiego takie życie na walizkach – to normalka, jako że średnio co roku (również w porze letniej) bywa przecież poza domem ponad trzy miesiące nawet.
Przyszłość cokolwiek dalsza nakazuje natomiast przywołanie pamięci o przyszłorocznym jubileuszu 15-lecia szkoły sportowej, której przewodzi. Podejdą doń poniekąd z marszu, zdobywając kolejne medale i puchary. Najlepszymi okazyjnymi podarunkami dla nich byłoby natomiast przekazanie wreszcie do użytku budynku przy strzelnicy w Niemenczynie oraz ułożenie półtorakilometrowej rolkostrady. Jak to się stanie faktem dokonanym, będzie można pomyśleć o sztucznym naśnieżaniu tras z pomocą armatek, by uniezależnić się od ostatnio coraz bardziej loteryjnych zim pod naszą szerokością geograficzną. Dyrektor Marian Kaczanowski jest przekonany, że działania te stanowiłyby korzystną odskocznię ku nowym sukcesom.
 

komentarze (brak komentarzy)

dodaj komentarz

W ostatnim numerze

W numerze 12/2021

NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL


ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!

  • Inżynier-romantyk
  • Wiersze Henryka Mażula

POLITYKA

  • Na bieżąco

2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ

  • Życie jak wspinaczka

LITERATURA

  • Pisarstwo Alwidy A. Bajor

NA FALI WSPOMNIEŃ

  • OKOP: działalność
  • Duszpasterze ratowali Żydów

XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"

  • Twierdze, co Polski strzegły

WŚRÓD POLONII ŚWIATA

  • 150-lecie polskiego osadnictwa w Nowej Zelandii

RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY

  • Styczyńscy. Spod Wilna na Syberię

MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA

  • O obowiązku

Nasza księgarnia

Stanisław Moniuszko w Wilnie
Pejzaż Wilna. Wędrówki fotografa w słowie i w obrazie

przeglądaj wszystkie

prześlij swojeStare fotografie

Historia na mapie

Wiadomości (wp.pl)

Wjechał pod ciężarówkę. Kierowca nissana nie żyje

W miejscowości Niebrzydowo w woj. warmińsko-mazurskim kierowca auta osobowego, na łuku drogi, zderzył się z pojazdem ciężarowym. W wyniku odniesionych obrażeń 18-letni kierujący nissanem poniósł śmierć na miejscu.

Walka o wolne media. Wrzosek próbuje się tłumaczyć

Dziennikarz Wirtualnej Polski ustalił, że wnioski złożone do sądów, które miały zablokować działania PiS ws. mediów publicznych, powstały poza siedzibą prokuratury. Ich autorka, prok. Ewa Wrzosek, odpowiedziała na publikację Patryka Słowika.

Milion za milczenie. Szczerba wyznał, że był zastraszany

W czwartek szef Prokuratury Krajowej został zapytany o, czy jest prowadzone śledztwo w sprawie popełnienia przestępstw przez polityków Zjednoczonej Prawicy Adama Bielana i Grzegorza Pudę dotyczących nieprawidłowości w NCBiR. Dariusz Korneluk mówił, że "nie mogę powiedzieć, że jest prowadzone przeciwko wymienionym osobom, natomiast w sprawie NCBiR tak. Jest podjęta decyzja, że śledztwo takie będzie się toczyło". W programie "Tłit" WP poseł KO Michał Szczerba powiedział, że Adam Bielan może mieć "bardzo poważne" problemy. - Najbardziej obrzydliwą rzeczą było, to, że próbowali wykorzystać jeden z ostatnich programów, którym mogli zarządzać. To był projekt "Szyba ścieżka. Inwestycje Cyfrowe" - powiedział Szczerba. Tłumaczył, że z tego programu było blisko miliard złotych do wydania. - Pojawiły się firmy, które budziły nasze uzasadnione wątpliwości, które nie miały żadnego doświadczenia, a otrzymywały dotacje nawet w wysokości 123 milionów na programy, które żadną innowacją nie były - mówił poseł KO. Dodał także, że jedna z tych firm próbowała zastraszyć jego wraz z Dariuszem Jońskim. - Wtedy kiedy podjęliśmy kontrole poselskie, wobec "Szybkiej ścieżki", złożyli pozew do sądu o to, żeby zabezpieczyć swoje interesy w postaci zakazu mówienia mi i posłowi Jońskiemu o tej sprawie. Dwa zażądali ode mnie i posła Jońskiego wpłaty miliona złotych na poczet tej jednej ze spółek - wyznał gość programu. Powiedział także, że była to firma, która otrzymała 123 miliony złotych dotacji, "co było ewidentnym złamaniem reguł, ponieważ maksymalna kwota dotacji wynosiła 20 mln euro".