O rozmowie z Najwyższym

drukuj
dr Jan Ciechanowicz, 16.12.2020

Lud Tolteków, zamieszkały w dawnych czasach na terenie dzisiejszego Meksyku, był bardzo religijny, wiele się modlił, a nawet składał w ofierze Bogowi Deszczu krew własnych dzieci, aby go przebłagać i uprosić o przerwanie posuch. Te jednak nawiedzały krainę niemal nieustannie, trwając nieraz przez całe dziesięciolecia (np. 897-922, 1149-1167, 1514-1539), a ich ofiarą padły w końcu wysoko rozwinięte cywilizacje także Majów i Azteków, ludów również pobożnych i rozmodlonych.

Dlaczego tedy jedne modlitwy są wysłuchiwane, a inne nie? Może dlatego, że Bóg nie jest od tego, by wykonywać polecenia ludzi. Ale… Legenda głosi, że Wilgefortis, córka króla Luzytanii, mimo iż ślubowała przedtem czystość, miała być oddana za żonę królowi Sycylii, który zwyciężył w wojnie jej ojca. W noc przedślubną modliła się gorąco, by Bóg ją oszpecił. Na ranku dworacy z przerażeniem ujrzeli na twarzy dziewczyny męski zarost. Uznano to za czary i ukrzyżowano ją… Czy Bóg tak chciał? I dlaczego? Modlitwa na pewno nie może być metodą zachęcania Boga do spełniania naszych życzeń.

Natomiast według pradawnych nauk bramińskich modlitwa stanowi potężną metodę oczyszczania świadomości, serca i umysłu, lecz tylko wówczas, gdy jest absolutnie szczera i bezinteresowna; w żadnym razie nie wolno prosić Boga o dobra materialne. Modlitwa tedy stanowi wyraz tęsknoty za Bogiem, tak jak zagubione dziecko woła swą matkę. Modlitwa jest najskuteczniejszą drogą do osiągnięcia szczęścia duchowego, lecz nie dobrobytu materialnego. 
W procesie duchowego dojrzewania, które się odbywa w ciągu życia, człowiek i ludzkość coraz bardziej zwraca się do Boga, usiłując nawiązać z Nim kontakt. Modlić się to właśnie znaczy rozmawiać z Bogiem – zauważał Karol Wojtyła. W Kazaniu na Górze Oliwnej zaś Jezus mówi: A kiedy się modlicie, nie postępujcie jak obłudnicy, bo oni lubią się modlić, wystawając w synagogach i na narożnikach ulic, aby się pokazać ludziom. Zaprawdę powiadam wam: Już odebrali swoją zapłatę. A ty, kiedy się modlisz, wejdź do komórki i zamknąwszy drzwi, módl się w ukryciu do swego Ojca, a twój Ojciec, który widzi to, co jest ukryte, odpłaci tobie. A modląc się nie mówcie wiele jak poganie. Im się wydaje, że dzięki wielomówności zostaną wysłuchani. Nie upodabniajcie się do nich! Bo wasz Ojciec wie, czego potrzebujecie, zanim Go poprosicie... 
Człowiek prawy komunikuje się z Bogiem poprzez pokorną modlitwę; bezbożnicy, udający wierzących, zwracają się do Boga z prośbami, aby spełnił ich drobne, przyziemne, a nawet podłe zachcianki i zamiary. Chcą, aby Bóg posprzątał po nich to, co oni naśmiecili w swym życiu i w swych duszach. Lecz przysłowie warszawskie powiada: Psie głosy nie idą pod niebiosy. To są najniegodziwsi bezbożnicy, choć nieraz regularnie i często chadzają do świątyni, aby się ludziom i panu Bogu "pokazać". Boga się nie powinno błagać o rzeczy ziemskie, o tzw. "szczęście". 
Można być zabitym, można pozostać przy życiu – w każdym razie los człowieka nie zależy od niego samego – zauważał filozof chiński Jan-dżu (ok. 440 – 360 p.n.e.). Życie szczęśliwe jest radością z prawdy – mówił z kolei św. Augustyn. A więc szczęście, w tym też rodzinne i ogólnospołeczne, możliwe jest do zdobycia tylko na podstawie prawości i prawdy, nigdy zaś przez oszustwo i kłamstwo, niechby nawet najzręczniejsze. Co więcej, życie w prawdzie i prawości jest właśnie szczęściem. 
O szczęściu szczególnie wiele myślą kobiety i ludzie młodzi. Nie jest to raczej temat męski. Poetka Maryla Wolska w wierszu pt. O szczęściu pisała: 

Obiecało się dziewczynie
W pięciolistnym bzie kwitnące
W czterolistnej koniczynie,
Na rosami srebrnej łące...

Letnim rankiem przyszło do niej
Błyskiem słońca przyszło w swaty,
Na miodowej zboża woni,
Przez lny sine i bławaty...

Bez żegnania pierzchło potem,
Jak ta mgła, co łąką płynie,
Przez ścierniska wiejąc lotem
Na jesiennej pajęczynie!

Inna zaś poetka Anna Świrszczyńska napisała utwór pt. Szczęście, w którym czytamy: Na szczycie kwiecistej górskiej łąki zdyszani biegiem padli w trawę, pełną wiatru i słońca i tam walczyli ze sobą zawzięcie i ze śmiechem jak dwóch chłopców.
Potem wiatr zerwał z głowy kobiety chusteczkę i poniósł po stromo opadającym stoku aż na dalekie dno zielonej doliny. Więc zerwali się i krzycząc biegli na wyścigi w dół, by ją schwycić.
Szybkie powietrze biło ich. 
Takie ulotne chwile – według poetek – są kwintesencją bytowania człowieka na ziemi. Na nieco inną odmianę szczęścia wskazują ci, którzy uważają, że większej rozkoszy ten zawżdy zażywa, kto z cnoty dobrym, niźli z kija, bywa. Franciszek Karpiński był przekonany, że to cnota stanowi źródło spokoju wewnętrznego, czyli szczęścia i w wierszu pt. O uspokojeniu z cnoty notował:

Kto cnotę smutną maluje,
Wiele jej wdzięków ujmuje.
Ona się mile uśmiecha,
Ocz nie zawraca, nie wzdycha.
Wszystkie przygody jednako przyjmuje:
Szczęście, nieszczęście, równie ją kosztuje.

Próżno zaostrza swe strzały
Przypadek na nią zuchwały:
Jak skała falą tłuczona,
Burzę swym statkiem pokona.
Albo jak ogień, im bardziej się wzmaga,
Tym do piękności złotu dopomaga.

Sokrates pije truciznę
Za to, że kochał ojczyznę.
Wypił i daje bez trwogi
Swym przyjaciołom przestrogi.
Anitus bardziej mięsza się i mruczy,
Że mu i śmierć nawet nie dokuczy.

Czego ten biega stroskany?
Rwie włosy, łzami zalany!
Za tym mu się płakać zdało,
Co być koniecznie musiało.
Niechaj się jeszcze choćby sto lat smuci,
Na jeden fenig szkody nie powróci.

Łańcuch od wieków związany
Każdej na świecie odmiany,
Ten go przerobić sam zdoła,
Który powiązał te koła.
Na cóż się smucić? Co jest albo było,
Wszystko przedwieczny wyrok uiściło.

My bardzo krótko żyjemy
I nic o jutrze nie wiemy.
Za cóż ten kwasić czas mały!
Nieba nie na to go dały.
Niech niewolników złota strach obleci;
Czego się trwożyć mają Boskie dzieci?

Po drodze tkanej cierniami,
Kwiaty rzucając przed nami;
Idźmy, nie dbając na bole,
Choć nas co czasem ukole.
Tam, powiadają, gdzie bez kolców róże,
Każda się rana prędko zgoić może. 

Niektórzy filozofowie właśnie cnotliwe, prawe, uczciwe postępowanie uważają za prawdziwą modlitwę, modlitwę czynem, nie słowem. Tak Coleridge wyznawał, iż zwykł był modlić się nie poruszając wargami i zginając kolana, lecz skłaniając swego ducha do miłowania ludzi, wyrażając to w czynnej i uczynnej życzliwości. Z drugiej zaś strony, modlitwa tworzy organiczną całość z innymi zjawiskami religijnymi.
Nie ulega wątpliwości, iż do tego typu postępowania należy udzielanie pomocy bliźniemu potrzebującemu. Oto Jan Paweł II np. pisze: Jałmużna w Piśmie Świętym, jałmużna w kategoriach ewangelicznych, oznacza nade wszystko ów dar wewnętrzny. Oznacza postawę otwarcia "dla drugiego". I właśnie ta postawa jest elementem "metanoi", nawrócenia, tak jak nieodzowna jest modlitwa i post. Słusznie pisze św. Augustyn: "Jak szybko wysłuchuje Bóg modlitwy tych co czynią dobrze! Sprawiedliwością bowiem człowieka w tym życiu jest post, jałmużna i modlitwa"... Modlitwa jako otwarcie "wobec Boga"; post jako wyraz panowania nad sobą również przez odmawianie sobie, przez mówienie sobie samemu "nie"; jałmużna wreszcie jako otwarcie "dla drugich". Taki całokształt zarysowuje się wyraźnie w ewangelii, gdy mówi ona o pokusie, o "metanoi". W takiej całościowej postawie – w stosunku do Boga, do siebie, do bliźnich – człowiek osiąga nawrócenie i trwa w stanie nawrócenia... Nieraz słyszy się o tym, że przerost pierwiastka audio-wizualnego w krajach bogatych nie zawsze służy rozwojowi inteligencji, zwłaszcza u dzieci. Czasem wręcz przeciwnie, przyczynia się do zahamowania jej rozwoju. Dziecko żyje tylko wrażeniami, poszukuje samych wrażeń, wciąż nowych wrażeń... Staje się, nawet o tym nie wiedząc, niewolnikiem tej współczesnej namiętności. Sycąc się wrażeniami, pozostaje często umysłowo bierne. Umysł nie otwiera się w kierunku poszukiwania prawdy. Wola staje się skrępowana nawykiem, któremu nie umie się oprzeć. Widać z tego, że człowiek współczesny winien pościć, tj. wstrzymać się nie tylko od pokarmu czy napoju, ale także od wielu innych środków użycia, podniecenia, zaspokojenia zmysłów. Pościć – to znaczy: powstrzymywać się. Odmawiać sobie... Brak takiej powściągliwości obniża drastycznie poziom duchowości i czyni także modlitwę wielce problematyczną. 
Celem modlitwy – zaznaczmy to jeszcze raz – nigdy nie powinno być pozyskanie jakichś ludzkich wartości, lecz wyłącznie zmniejszenie poczucia ich znaczenia w naszej duszy, a więc umocnienie w niej pierwiastka boskiego, a przez to zdystansowanie się i uniezależnienie od dóbr doczesnych. Nie wolno usiłować czynić z Boga wykonawcę naszej woli, gdyż dopięcie tego jest niepodobieństwem. Chodzi o to, abyśmy to my stali się wykonawcami woli Boga. A stajemy się nimi poprzez stopniowe odrywanie się od wartości tego świata: 1. od znaczenia własnej osoby; 2. od posiadania własności; 3. od uzależnień socjalnych; 4. od darów złotego cielca (wspaniałych ubiorów, wyszukanych potraw i napojów, przyjemności podbrzusza); a po 5. nawet od żądzy życia wiecznego. 
Interesująco pisał o tym wczesnochrześcijański myśliciel Orygenes, który dokonał zresztą samokastracji, aby pozbyć się pokus erotycznych: Głupia jest wiara [niektórych chrześcijan], że gdy Bóg, niby kucharz, wznieci ogień, wszystko się upiecze, a przetrwają tylko oni, i to nie tylko żywi, lecz również ci, którzy wcześniej poumierali, wyjdą z ziemi odziani we własne ciało. Nadzieja zaiste godna robaków. Czyż bowiem jakakolwiek dusza ludzka pragnęłaby powrócić do zgniłego ciała? Zresztą tę wiarę podzielają nie wszyscy chrześcijanie; nie brak i takich, którzy brzydzą się nią i uważają za wstrętną i niedorzeczną. Jakież bowiem ciało całkowicie rozłożone może powrócić do pierwotnej formy i odzyskać budowę, którą raz utraciło? Gdy nie potrafią rozsądnie na to pytanie odpowiedzieć, chwytają się bzdurnej obrony twierdząc, że Bóg wszystko może. Tymczasem Bóg nie może czynić niczego wstrętnego, ani nie pragnie niczego, co jest przeciwne naturze. Nie wypada wierzyć, że jeślibyś w swej występności zapragnął czegoś niegodziwego, Bóg będzie mógł natychmiast tego dokonać, albo że się to spełni. Albowiem Bóg kieruje światem nie po to, aby spełniać występne kaprysy ludzi albo folgować ich nieuporządkowanym pragnieniom, lecz po to, aby się opiekować prawą i sprawiedliwą naturą. Choć więc mógłby obdarzyć duszę życiem wiecznym, to przecie, jak powiada Heraklit, "trupy należy usuwać prędzej niż gnój". Bóg zatem nie chce, ani nie może wbrew rozumowi uczynić nieśmiertelnym ciała pełnego nieczystości, o których wstyd mówić. On bowiem jest Rozumem wszystkich bytów; niczego tedy wbrew rozumowi ani przeciw samemu sobie nie może dokonywać… 
Prawdziwa modlitwa – to zupełnie co innego niż usiłowanie wymusić na Bogu (przez fałszywe przymilanie się, składanie ofiar i ostentacyjne okazywanie swej domniemanej wiary) obdarzanie nas jakimiś szczególnymi wartościami według zasady "ręka rękę myje – daj coś, a zaraz coś dostaniesz". Prawdziwa modlitwa stanowi ucieczkę od codziennej materialnej rzeczywistości przez uniesienie się ponad nią. Dystansując się od świata, osoba ludzka dystansuje się też od jego patologii, zła, nikczemności – zrywa toksyczne więzi z rzeczami i ludźmi. Zmierza powoli do metafizyczno-kosmicznej harmonii, która porządkuje procesy energetyki duchowej i powoduje uleczenie nawet z bardzo ciężkich schorzeń. Dlaczego modlitwa człowieka sprawiedliwego podobna jest do grabi? – zapytuje Talmud i odpowiada: Tak jak grabie przewracają zboże z jednego boku na drugi, tak też modlitwa człowieka sprawiedliwego zmusza Boga zamiast zagniewania okazać swą miłość... Rabin Samuel ben Nachman zaś jakby dodawał: Jeśli włożyłeś do modlitwy twe serce, bądź pewny, że została ona wysłuchana przez Boga... O ile nie chciałeś w swej przewrotności skłonić Boga do tego, aby wypełnił się twą głupotą, obłudą i nieprawością i nie stał się – jak to się śpiewa w świątyniach żydokatolickich – "sługą obrzezanych". 
Menander, poeta grecki z IV wieku p.n.e., podważał jednak wartość wyrachowanej modlitwy, gdy pisał:
Nigdy Bóg człeka przez człeka zmuszony
Nie zbawia! Gdyby Boga zmuszał człek
Brzękadłami, by chęć jego spełniał,
To sprawca tego byłby większy od Boga!
Wszak to narzędzia gwałtu, bezczelności,
Przez bezbożników wymyślone,
I sporządzone na ludzkie szyderstwo!

* * *
Filozof materialista węgierski Georgy Lukacs określał modlitwę jako apel do mocy transcendentnej, aby uczyniła coś, co jest ważne dla naszego zbawienia. A nie do wypełnienia np. naszych kieszeni złotem i srebrem. Modlitwa nie stanowi środka zdobywania dóbr tego świata, lecz jest prośbą o to, by sam modlący się zmienił na lepsze, stanowi metodę jednania się człowieka z Bogiem, a nie załatwiania bieżących interesów. 
Rezygnujemy ze wszystkiego, co ludzkie, i podążamy ku Bogu, który – jako Duch – mieszka także w naszej duszy. W trakcie szczerej i bezinteresownej modlitwy do serca wstępuje Jasność Wiekuista i rośnie miłość do Boga. A wraz z tym zrozumienie i pogodzenie się z faktem, że wszystko, co mamy i lubimy, to byty przemijające, przypadkowe, które nieuchronnie znikną. Ponieważ wszystko powstaje, by zniknąć, nie ma sensu czegoś w życiu żałować. Wcześniej bowiem czy później wszystko przeminie i wszystko stracimy. 
Modlitwa więc – to nie jakieś wyszarpywanie od Boga tych czy innych udogodnień, lecz tylko zlanie się z Bogiem na dobre i na złe oraz zupełne oddanie się na Jego wolę. Całkowita wewnętrzna samotność stanowi przesłankę i początek modlitwy, która po prostu umacnia naszą nierozerwalną (nawet w przypadku najstraszliwszych zbrodniarzy i najbezwzględniejszych przestępców) więź z Bogiem. Jakże możemy kogoś sądzić i potępiać, skoro widzimy, że wszystko pochodzi z woli Boga i że im ktoś jest nieszczęśliwszy na ziemi (a któż jest bardziej nieszczęśliwy od notorycznego i niepoprawnego zbrodniarza?), tym względnie większej szczęśliwości doznaje na tamtym świecie. 
Modlitwa wyraża uwielbienie, dziękczynienie i prośbę człowieka skierowane do Boga. W sytuacjach beznadziejnych i rozpaczliwych stanowi ona jedyne pocieszenie i jedyną ucieczkę człowieka druzgotanego przez wszystko ogarniające zło. Jeden z niemieckich żołnierzy pisał do matki w 1943 roku ze wschodniego frontu: Mamo, ja przeklnę ciebie, jeśli przyjdzie mi umierać nie umiejąc się modlić, ponieważ mnie tego nie nauczyłaś... Żołnierz wkrótce zginął, a matka, która nie dała synowi w dzieciństwie wychowania religijnego, postradała zmysły, wpadła w obłąkanie i niebawem zmarła. 
Modlitwa powinna służyć wyłącznie wzrostowi w duszy osoby modlącej się tego, co boskie, a nie jakimś celom o charakterze praktycznym, ziemskim, doraźnym. Wszyscy się zgadzają co do tego, że celem modlitwy jest łaska. Czymże jednak jest ona sama? Łaska jest dobrem wyświadczonym tym, którzy na nią nie zasłużyli, a znajdują się w położeniu, w którym jej potrzebują – jak zanotował Gottfried Wilhelm Leibniz w dziele Nowe rozważania dotyczące rozumu ludzkiego. 
Wobec tego twierdzenia genialnego filozofa wypada postawić kilka pytań. Czy łaska Boża spotyka tylko tych, którzy na nią nie zasłużyli? Czy – jeśli spada na tych, którzy ją zasłużyli – nie jest łaską Boża, lecz zasługą odnośnych osób? Czy – w obliczu kompletnej nieprzewidywalności łaski Bożej (jest łaską tylko wobec grzeszników, nigdy wobec sprawiedliwych) warto w ogóle o nią zabiegać? Czy łaska Boga wobec złych nie stanowi niełaski wobec dobrych i czy dobrzy nie powinni w tej sytuacji w ogóle przestać dbać o łaskę i zostać złymi? 
Oczywiście, można te pytania zbagatelizować, a na ich autora naszczuć ciemny i szalony motłoch, który "w imię wiary" spali "heretyka" na stosie, czekają one jednak na odpowiedź ze strony ludzi nie pozbawionych (przez Boga) sumienia i rozumu. Jeśli zaś idzie o nic nie znaczące zdanie autora tego tekstu, to jego hipoteza brzmiałaby jak następuje: Przed Bogiem nie ma winnych i niewinnych, tych, którzy rację mają i tych, którzy jej nie mają. 
Przed Bogiem wszyscy ludzie są bezradnymi dziećmi, a nieszczęśliwych dzieci się nie nienawidzi i nie karze, a tym bardziej nie skazuje na śmierć, na wieczne potępienie i niewysłowione męki (w piekle). Bóg karze ludzi ich własną niegodziwością za życia, ale też zawsze ich kocha i zawsze przebacza winy (błędy). Nawet wówczas, gdy nie są zdolni do skruchy. Dlatego nie powinno się Boga bać, lecz powinno się przed Nim wstydzić swej niegodziwości, która – być może – nie jest karana na niebie, ale jest haniebna zarówno na tym, jak i na tamtym świecie. 

* * *
Podkreślmy więc jeszcze raz, że modlimy się po to, by poczuć w swym sercu obecność Boga, przez to do Niego się zbliżyć i poczuć się Jego częścią. I widocznie powinno się w tym celu spełnić warunek wzgardzenia własnymi potrzebami i upodobaniami materialnymi. Jak powiada Peter Kreeft, modlitwa uwalnia nas od ślepej niszczycielskiej siły [przemijającego czasu], od kamienia młyńskiego, od kosmicznego koła.
Duchowi mistrzowie i anachoreci buddyjscy, konfucjańscy, chrześcijańscy, hinduscy, mahometańscy nieraz wyrażali zdanie, iż modlitwa jest bardziej skuteczna, gdy powstrzymujemy się od spożywania potraw, znajdujemy się w samotności, zapominamy o kłopotach i całe swe jestestwo skierowujemy ku Bogu. Nowoczesna asceza mogłaby polegać też na tym, że potrafimy zmusić samych siebie do okresowego głodu (nie mniej 3 dni z rzędu), do powściągliwości seksualnej, nieprzebywania z innymi, nierozmawiania, niekomunikowania się, niemyślenia – dążąc do zjednoczenia z Absolutem w modlitwie. 
Energia duchowa i witalna jest też wysysana przez żądze, nawet niezrealizowane. Dlatego post powinien polegać nie tylko na tym, że się nie oddaje obżarstwu, ale też na tym, że się odtrąca od siebie myśli i wyobrażenia o nadużyciach gastronomicznych i erotycznych. Gdy jednak nie potrafimy choćby w tak prosty sposób nieco się "zdematerializować" i uduchowić, znaczy to, że należymy wciąż do podgatunku homo physiologicus i nasza aktywność życiowa ogranicza się do pochłaniania, trawienia i wydalania, czyli do przekształcania wszystkiego w potrawę dla wróbli. Z tym typem człowieka nie powinno się podejmować żadnej dyskusji czy wymiany zdań – nie warto rzucać pereł przed wieprze. 
Amerykańscy socjologowie opublikowali w 2001 roku wyniki swych badań, które można ująć w jednym zdaniu: osoba, regularnie uczęszczająca do kościoła i szczerze się modląca, zyskuje na zdrowiu tak, jak zawzięty nikotynoman na skutek porzucenia nałogu. Ludzie naprawdę wierzący mają bardziej sprawny układ immunologiczny, ciśnienie krwi bardziej ustabilizowane, prawie nie popadają w depresję i żyją znacznie dłużej niż ateiści, bezbożnicy, niedowiarki i hipokryci udający wiernych. 
Jeśli człowiek sam się nie modli, może mu pomóc modlitwa innych, w tym – krewnych lub kapłanów. Wszystkie religie zgadzają się co do tego, że modlitwa niesie ze sobą uzdrawiające energie i może nawet być niekiedy skutecznym sposobem zwalczania choroby. Poglądu tego nie podziela tradycyjna medycyna, traktuje przeważnie modlitwę jako zabobonną tradycję, pozbawioną realnej treści i w niczym zdrowiu nie pomagającą. A jednak coraz częściej słyszymy głosy uczonych mężów, którzy przyznają, iż modlitwa może uruchamiać jakieś tajemnicze siły i energie, które nieraz samorzutnie prowadzą do uzdrowienia nawet z zupełnie nieuleczalnych chorób. 
Profesor medycyny Randolph Byrd z Uniwersytetu Kalifornijskiego po przeprowadzeniu długich, żmudnych i starannych badań doszedł do wniosku, że w ludzkiej psychice istnieje coś, co pozwala na tajemniczą, niezależną od odległości energetyczną ingerencję w procesy zachodzące w organizmie chorego. Energii tej nie da się zarejestrować czy zmierzyć, lecz siła jej oddziaływania jest ogromna. Gdy ktoś modli się do Boga o wyzdrowienie innego człowieka (miejsce i odległość są bez znaczenia, podobnie jak stopień pokrewieństwa lub jego brak), do gry wchodzą tajemnicze moce niematerialne, powodujące ponoć proces regeneracji i uzdrowienia osoby chorej.
Uważa się, iż istnieją cztery podstawowe stany psychiki człowieka: czuwanie; sen szybki, płytki (gdy widzimy majaczenia); sen powolny, głęboki (bez marzeń sennych) oraz modlitwa. Podczas testowania mózgu osób modlących się w świątyni okazało się, że w tym stanie następuje zupełne wyłączenie kory mózgu, choć jednocześnie ludzie są przytomni i świadomi tego, co się wokół nich dzieje. Istnieją trzy podstawowe rytmy mózgu ludzkiego: 1. delta (2-3 Hz), cechujący noworodków i małych dzieci; 2. beta (7-8 Hz), charakterystyczny dla nastolatków; 3. alfa (do 30 Hz), typowy dla osób dorosłych. W stanie czuwania u osoby dorosłej można zarejestrować tylko rytmy alfa i beta. Ale podczas modlitwy biorytmy obniżają częstotliwość do 2-3 Hz, czyli że następuje stan, o którym Jezus z Nazaretu powiadał: Bądźcie jak dzieci! 
A miałoby to być warunkiem wejścia do królestwa niebieskiego, czyli – być może – warunkiem osiągnięcia niezmąconego błogostanu psychicznego, swoistej modlitewnej nirwany. Nawet więc z naukowego punktu widzenia się okazuje, iż stan modlitewny jest ludziom absolutnie niezbędny, gdyż jest to stan nie tylko kojący, ale i uzdrawiający zarówno dla duszy, jak i dla ciała. Znane są liczne przypadki, gdy głęboka, szczera, długotrwała modlitwa powodowała ustąpienie najcięższych nieuleczalnych schorzeń. Podczas modlitwy czas jakby się zatrzymuje, a wszystkie pokłady i warstwy osobowości człowieka pogrążają się w proces ukojenia, uładzenia i harmonizacji. 
Modlitewne czuwanie powoduje, że dusza jakby wychodzi z ciała i zbliża się do Boga, co powoduje zanik wszelkich uraz psychicznych, zakłóceń i neuroz, stanowiących przecież podstawę wielu schorzeń także somatycznych. W międzyczasie, gdy dusza wędruje przez otchłań do Boga, następuje przywrócenie zakłóconej poprzednio równowagi procesów fizjologicznych w organizmie fizycznym. W trakcie modlitewnego czuwania (które nigdy nie może być na pokaz) człowiek oswaja się – być może – z drogą, którą podąży do Wiecznego Życia po tym, gdy zakończy swój krótki pobyt na ziemi. 
W ramach nurtu spindrif w kilku krajach Europy Zachodniej, w USA i Kanadzie prowadzono i prowadzi się pogłębione oraz szczegółowe badania nad rozmaitymi typami modlitwy i – ponoć – ustalono niezbicie, iż energia modlitwy wpływa także na inne organizmy ożywione; że ludzka świadomość nie jest limitowana przez mózg, lecz ma charakter także "boski", pozaosobowy; że modlitwa jest szczególnie pomocna w sytuacjach trudnych, dramatycznych, stresowych; że prosić się powinno tylko o przywrócenie pierwotnego, zdrowego, ustanowionego przez Boga stanu, a nie o jakieś szczegóły; że woda poświęcona radykalnie różni się pod względem struktury od wody zwykłej i posiada właściwości lecznicze. [Prawdopodobnie można przypuszczać, że według podobnej analogii, lecz w odwrotnym kierunku i z przeciwstawnym skutkiem niż modlitwa, działa przekleństwo i tzw. "rzucanie uroku"]. 
Gdy zaczynamy się samoograniczać i szczerze modlić, inicjuje się proces samooczyszczania duszy, z której jest wydalany "brud", który przejściowo może osiadać na ciele, powodując stany gorączkowe, bóle o niezrozumiałym pochodzeniu, inne stany chorobowe. Im skuteczniej przebiega proces oczyszczania duszy naszej i ewentualnie naszych dzieci, tym bardziej może cierpieć nasze ciało. I dopiero gdy to wszystko zaakceptowaliśmy i przyjęliśmy z radością, miłością i wdzięcznością dla Boga, dusze zdrowieją, a przed potomstwem otwiera się perspektywa szczęśliwego, pomyślnego losu. 
Dobrze bywa zapomnieć o swych ambicjach, planach, ziemskich celach, a szczególnie o upodobaniach kulinarnych. Głód, samoograniczenie, połączone z miłością do Boga czynią cuda. W tym procesie nie powinno jednak być nawet najmniejszej domieszki emocji i uczuć negatywnych. Wyrzekamy się naszych chęci i dążeń jako marnych, akceptujemy z radością i spokojem wszystko, co się dzieje z woli Opatrzności. Bardzo ważne w życiu nauczyć się akceptować swe niepowodzenie, krach ideałów, stosunków, nadziei, życzeń, marzeń. Jeśli nie potrafimy nauczyć się tego na drodze mądrości, będzie się nam pomagało za pośrednictwem takich chorób jak rak, cukrzyca, schizofrenia, a także zdrady, zawody, nikczemności osób ukochanych, zazdrość na skutek rozpadu życia małżeńskiego itp. 
W wierszu pt. Codzienna modlitwa poetka Dorota Jaworska napisze:

Zaczynam dzień 
Rozmową z Tobą
I proszę o tak wiele
O zdrowie
Szczęście
Miłość
Przyjaźń
Sukces
Radość
Pieniądze
Powodzenie

Kończę dzień
Rozmową z Tobą
I jedną cichą prośbą
Byś jutro
Jeszcze raz
Mnie obudził. 

Obudził, aby chwalić Boga i stworzony przez Niego piękny świat. Wszystko bowiem kiedyś będziemy musieli stracić, wszystko nie ma znaczenia w obliczu śmierci, a dusza musi się do tego przygotować, być przywiązaną tylko do tego, co wieczne. Należy tedy modlić się wyłącznie o to, aby się stała wola Boża.

* * *
Badania laboratoryjne przeprowadzone w 2002 roku przez pracowników Sankt-Petersburskiego Naukowo-Badawczego Instytutu Psychomnemologicznego im. W. Bechtierewa wykazały, że głęboka modlitwa wywołuje, jeśli trwa dostatecznie długo, kilkakrotne spowolnienie rytmu serca, prawie zupełny zanik aktywności dużej części mózgu i powoduje stan zbliżony do tzw. snu powolnego (pozbawionego marzeń i przywidzeń sennych). Przy tym zachowuje się doskonałą pamięć i zdolność spostrzegania otaczającej rzeczywistości. Następuje redukcja czy nawet zanik poczucia czasu ("czas znika"), gdy kilkugodzinna modlitwa (tzw. modlitwa Jezusowa, zachowana w czystej postaci jedynie w kościele prawosławnym), odbywana w zagęszczonej i dusznej atmosferze nabożeństwa, w którym biorą udział liczne rzesze wiernych, wydaje się po jej zakończeniu zaledwie parominutową. 
Okazało się, że ten stan, osiągalny wyłącznie przez modlitwę i w czasie jej trwania, jest wręcz konieczny dla osiągnięcia harmonijnego rozwoju osobowości, jej zdrowia duchowego, psychicznego i fizycznego. Gdy go brak, następuje proces degradacji i zapadania na schorzenia psychosomatyczne. Modlitwa – jak podkreśliliśmy powyżej – wywiera potężny wpływ uzdrawiający na człowieka; znane są liczne przypadki wyleczenia przez nią nawet nieoperowalnych stadiów raka, ciężkiej depresji itp. 
Jak pisze profesor Walery Slezin: Zauważono, że dokonany czyn zły nie mija bez konsekwencji. W sferze mózgu powstaje tak zwane ognisko negatywne, które uciska psychikę i powoduje stan ciągłego przygnębienia, a w końcu wywołuje chorobę somatyczną. Podczas głębokiej modlitwy człowiek ucieka od powszedniej rzeczywistości, co powoduje destrukcję wewnętrznych więzi negatywnych w mózgu i organizmie. Ten relaks uwalnia człowieka od zmory poczucia winy i rozpaczy, jak też lęku, będącego największym wrogiem zdrowia. Łącząc się w szczerej modlitwie z Bogiem, osoba ludzka uświadamia sobie prawdę, że świat jest przemijający, prowizoryczny, marny. Odnajduje harmonię z Wyższą Rzeczywistością i nabiera dystansu do nieuchronnych, lecz jakże mało ważnych, nikczemności i niedogodności codziennego ludzkiego bytowania na ziemi. Poznaje też prawdziwe wartości, z Bogiem i wiarą na pierwszym miejscu. To zaś oczyszcza duszę i uczy zdrowego, wysoce etycznego sposobu myślenia i postępowania, który jest źródłem wewnętrznej mocy, harmonii i spokoju.
Podczas modlitwy bywa nieraz tak, że wymawiamy święte zdania, a myśl i wyobraźnia w tym czasie krążą gdzieś na ustroniu. Otóż i taka modlitwa nie jest daremna, chodzi bowiem o to, że bezpośrednie zetknięcie naszej świadomości z energiami boskimi stanowi "nieznośne" przeżycie, którego psychika ludzka mogłaby nie wytrzymać; stąd też ona jakby kluczy i błąka się wokół Boga, nie ważąc się Go dotknąć – ale jest przy Nim i z Nim. 
Celem całego życia człowieka powinien być stan modlitewny, co nie znaczy, że musi on stale i ciągle powtarzać słowa modlitwy. Być w stanie modlitewnym znaczy tyle, co przebywać nieustannie przed obliczem Boga, czuć i widzieć jego żywą obecność. Czy ktoś się śmieje czy płacze, jest zdrożony czy wesoły, w smutku czy w radości – zawsze dostrzega jakby skrajem oka obecność Boga obok siebie. 
A skoro tak, to zawsze na Niego i według Niego się orientuje, trwa obok Niego i przy Nim; wstydzi się spontanicznie nawet złych odruchów swego serca, myśli czy gry wyobraźni; usiłuje postępować tak, aby być Jego godnym i nie zawstydzać Go swą niegodziwością. Tak dziecko czuje się w obecności dobrego i silnego ojca, z którego jest dumne. Taki oświecony przez obecność świętości stan ducha, poczucie bezpośredniej Bożej obecności, czyni duszę jasną, umocnioną, niewzruszoną w dobrem a twardą i nieugiętą w obliczu zła. 
Pierwszymi krokami ku temu stanowi mogą się stać modlitwa poranna i wieczorna. Można je po prostu czytać, ale lepiej nauczyć się na pamięć, gdyż wówczas przenikają te słowa w głąb duszy i pokonują otaczające nas moce mroku. Oto jesteśmy zatrwożeni, pogubieni, zrozpaczeni, zmartwieni, pogrążeni w smutku – lecz zaczynamy wymawiać święte słowa, a one powoli nas uspokajają, wnoszą ład w serce. Jeśli nie pomaga modlitwa wewnętrzna, trzeba powtarzać ją na głos. Każda modlitwa powiązuje człowieka bezpośrednio z Bogiem, a dzięki temu daje mu głęboką moc trwania w każdej sytuacji i pokonywania wszelkich trudów. 
Nasze reakcje emocjonalne przestają być zbyt burzliwymi, a myśmy sami już nie jesteśmy przesadnie wrażliwi zarówno na pochwały, jak i na obrazę; nic już nie razi naszej ambicji i miłości własnej, ponieważ patrzymy na wszystko z punktu widzenia wieczności i rozumiemy znikomość tego rodzaju rzeczy. Odkrywamy w świecie inny wymiar, inną głębię, inną perspektywę, inny sens; inaczej też odbieramy ludzi, którzy nas otaczają. Zaczynamy żywić w stosunku do nich tylko łagodne i ciepłe uczucia: życzliwość, współczucie, opiekuńczość; w miejscach publicznych nie ogarnia nas wstręt do nudnych i niemiłych (jak się wydawało przedtem) twarzy. Czujemy się razem z nimi współuczestnikami teatrum vitae, przestajemy być istotami nieszczęsnymi, których wszystko wypełnia odrazą i które otacza banalne bagno powszedniości. 
Oczywiście, życie nie staje się raptem słodkie jak cukier; ono nigdy i nigdzie takim nie było, nie jest i nie będzie. Lecz Bóg umacnia człowieka, który do Niego się zwraca, pomaga mu nie tylko trwać, ale i się rozwijać, wznosić na coraz wyższe stopnie uduchowienia. 
Tak np. kult Matki Bożej niektórzy socjologowie próbowali zinterpretować w następujący sposób. Uczucie miłości dziecka do matki zarówno pod względem pochodzenia, jak również pod względem treści pokrewne jest poczuciu wdzięczności. Dziecko od samego początku niejako opiera się na troskę i obronę ze strony matki, na jej spolegliwość, dobroć, czułość i niezawodną miłość. Dziecko wierzy, że matka może i potrafi wszystko, że jest jakby wszechmocna. Gdy zaś dojrzewa i dorośleje, pamięć emocjonalna zachowuje i przechowuje te uczucia oraz stosunki psychologiczne. 
W pewnym momencie rozwoju człowieka następuje – za pośrednictwem przeżyć religijnych – przeniesienie tych uczuć na obraz Matki Boskiej, która jakby zastępuje matkę biologiczną, i powinna pomóc, parabolicznie obronić cierpiącego człowieka dorosłego, którego już nie może otulić, jak to było w dzieciństwie, opiekuńcza dłoń matki rodzonej. Jej rolę symbolicznie zaczyna odgrywać Matka Boska i Kościół. 
Wybitny hierarcha Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, metropolita kruticki i kołomeński Mikołaj pisał o tym, jak następuje: Nikomu spośród wszystkich przebywających na Niebiosach nie nadał Bóg Wszechwładny takiej  mocy obdarowywania ludzi tyloma łaskami, taką pomocą i miłością, takim błogosławieństwem, jak Jej, Matce Bożej, która jest Matką wszystkich synów i córek Prawosławnej Cerkwi Chrystusowej… Dziecko zwraca się do matki wówczas, gdy coś je martwi, jak też wówczas, gdy jest mu radośnie i wesoło: idzie do niej i niesie swej matce wszystko, czym żyje jego dziecięce serduszko. Tak też i my niesiemy do swej Matki na Niebiosach i swą radość i nasze zatroskanie… I oczekujemy dotknięcia Jej ciepłej i życzliwej dłoni, jaką ongiś przytulała nas do swego serca nasza matka ziemska. Ludzkie, arcyludzkie…  
Jedynie filozofowie niemieccy uważają, że tego rodzaju stany duchowe dają świadectwo infantylizmowi intelektualnemu, człowiek zaś prawdziwie dzielny nie potrzebuje żadnego "umacniania" i opieki z zewnątrz i naigrawają się z tej wiary. Ludwig Feuerbach tak to wyraził: Wiara kobiety w Boga i nieśmiertelność jest naturalnie kobieca, mężczyzny zaś – babska! Niech Bóg broni ludzi przed tego rodzaju lucyferyczną pseudomądrością, wprost prowadzącą do obozów zagłady, do komór gazowych i do palenia żywych dzieci w krematoriach.

komentarze (brak komentarzy)

dodaj komentarz

W ostatnim numerze

W numerze 12/2021

NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL


ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!

  • Inżynier-romantyk
  • Wiersze Henryka Mażula

POLITYKA

  • Na bieżąco

2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ

  • Życie jak wspinaczka

LITERATURA

  • Pisarstwo Alwidy A. Bajor

NA FALI WSPOMNIEŃ

  • OKOP: działalność
  • Duszpasterze ratowali Żydów

XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"

  • Twierdze, co Polski strzegły

WŚRÓD POLONII ŚWIATA

  • 150-lecie polskiego osadnictwa w Nowej Zelandii

RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY

  • Styczyńscy. Spod Wilna na Syberię

MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA

  • O obowiązku

Nasza księgarnia

Stanisław Moniuszko w Wilnie
Pejzaż Wilna. Wędrówki fotografa w słowie i w obrazie

przeglądaj wszystkie

prześlij swojeStare fotografie

Historia na mapie