O wstydzie

drukuj
dr Jan Ciechanowicz, 16.01.2019

Chwalebną cechą w człowieku – wstydliwość, gdyż kto jest wstydliwy, nie jest skory do grzechu – czytamy w Talmudzie. Wydaje się, że poczucie wstydu, czyli wstydliwość, stanowi jakąś ochronną reakcję duszy, zjawiającą się tam, gdzie powstaje zagrożenie dla czystości i integralności etycznej osoby ludzkiej jako takiej. Sumeryjskie Prawa króla Lipitisztara z trzeciego tysiąclecia p.n.e. kryją następujące zdania: Jeśli bezwstydna żona znienawidzi męża i powie: "Nie jesteś moim mężem", wrzucą ją do rzeki. Jeśli utonie, będzie to znaczyło, że cudzołożyła, i spotkała ją kara Boża; jeśli wypłynie, będzie wolna, ale do domu męża nie wróci. I dalej: Jeżeli bezwstydny mężczyzna rozwiedzie się z żoną, która urodziła mu synów, i poślubi inną kobietę, zostanie wypędzony ze swego domu i wyzuty z wszelkiego majątku, jaki posiada, i pójdzie precz szukać sobie kogoś, kto go przyjmie… Z kolei w nieco późniejszych Prawach z Esznunny zamieszczono nakaz: Jeśli bezwstydna żona dla innego mężczyzny dała zabić swego męża, tę kobietę wbije się na pal. Z tych słów należy wnioskować, że bezwstyd, niejako utożsamiany z brakiem sumienia, był już u najstarszych narodów cywilizowanych uważany za karygodną przywarę, a nawet zbrodnię.

Nie zmieniła się sytuacja i w okresie późniejszym. Według Katechizmu Kościoła Katolickiego (2521) wstydliwość stanowi integralną część cnoty umiarkowania. Wstydliwość chroni intymność osoby. Polega ona na odmowie odsłaniania tego, co powinno pozostać zakryte. Wstydliwość jest związana z czystością, świadczy o jej delikatności. Kieruje ona spojrzeniami i gestami, które odpowiadają godności osób… Jest to jednak nieco jakby spłycone i zawężone pojmowanie wstydliwości, która faktycznie stanowi zjawisko znacznie szersze i nie ogranicza się do sfery cielesnej, a tym mniej tylko do tejże sfery obnażania. Wstydzić się przecież można błędu moralnego, potknięcia behawioralnego, nietaktu towarzyskiego i in. 
Platon w pierwszej księdze Praw notował: Obawiamy się często czyjegoś sądu o nas w przekonaniu, że ludzie źle będą myśleć o nas, gdy uczynimy lub powiemy coś nieprzystojnego. Tę obawę nazywamy wstydem… Dwie są przecież rzeczy darzące zwycięstwem: nieulękła odwaga wobec wrogów i wciąż odczuwany lęk, ażeby w oczach przyjaciół nie okryć się hańbą i wstydem. Uczeń Platona Arystoteles uważał, że człowieka pozbawionego wstydliwości, czyli zdolności do odczuwania wstydu, można rozpoznać nawet z wyglądu. W Fizjognomice zauważał: Śmiałek i bezwstydnik miewają taki sam wyraz twarzy, choć różnią się wielce usposobieniami… W Retoryce zaś wywodził nader obszernie: Przyjmijmy, że wstyd to rodzaj przykrości i niepokoju w związku z naszymi obecnymi, byłymi lub zamierzonymi występkami, które, jak się nam wydaje, prowadzą do naszego zniesławienia; bezwstyd natomiast to jest rodzaj pogardy i zobojętnienia wobec tego samego rodzaju występków. 
Jeśli więc wstyd jest uczuciem zgodnym z naszą definicją, to musimy oczywiście wstydzić się wszystkich tego rodzaju występków, które mogłyby nas lub naszych podopiecznych okryć hańbą. Są to więc wszelkiego rodzaju czyny, które wyrastają z wad. Należy do nich np. porzucenie tarczy lub ucieczka z pola bitwy; czyny te bowiem wynikają  z tchórzostwa. I podobnie – odmówić zwrotu pożyczonego w depozyt mienia lub kogoś skrzywdzić, bo wyrasta to z nieuczciwości. A także – mieć stosunek seksualny z osobami, z którymi nie wolno, w miejscu, w którym nie wolno, i wtedy, gdy nie wolno, bo jest to rezultat rozwiązłości. Ponadto – ciągnąć zyski z rzeczy lichych lub haniebnych, albo z ludzi bezbronnych, np. z biedaków lub zmarłych… Czyny takie są przecież wyrazem brudnej chęci zysku i chciwości. A także, nie udzielić pomocy pieniężnej, chociaż stać nas na jej udzielenie, lub udzielić zbyt małej, a także, zwracać się o pomoc do osób biedniejszych od siebie; iść pożyczać, gdy przypuszczamy, że będą nas o to prosić; prosić, gdy się wydaje, że będą od nas żądać zwrotu; pochwalać coś, aby się wydawało, że o to prosimy, a gdy się to nie powiodło, udawać, że nic się nie stało; wszystko to jest bowiem oznaką nieszlachetnego usposobienia. Następnie – chwalić ludzi w ich obecności, nadmiernie wychwalać ich zalety, tuszować zaś wady; przesadnie współczuć cierpiącemu w jego obecności i czynić inne tego rodzaju rzeczy, bo wszystko to jest wyrazem pochlebstwa.
Przynosi nam wstyd poza tym, gdy unikamy wysiłków, którym stawiają czoła albo ludzie starsi wiekiem albo delikatni, albo bardziej zasłużeni od nas i w ogóle mniej od nas wytrwali, ponieważ są to przejawy zniewieściałości. A także, gdy doznajemy od kogoś dobrodziejstwa i to wielokrotnie i lżymy go za to następnie – bo wszystkie tego rodzaju czyny są wyrazem małoduszności i nikczemności. I gdy mówimy tylko o sobie, przechwalamy się wszystkim i przypisujemy sobie cudze zasługi – bo wynika to z chełpliwości. Podobnie też wszelkie inne czyny, ich przejawy i im podobne rzeczy będące wynikiem każdej innej wady etycznej są haniebne i wstydliwe. Ponadto unikanie uczestnictwa w rzeczach moralnie zaszczytnych, w których uczestniczą wszyscy, przynajmniej wszyscy ludzie naszego stanu lub ich większość. Przez "ludzi naszego stanu" rozumiem tych, którzy należą do naszego narodu, współobywateli, rówieśników, krewnych, lub w ogóle tych, którzy są nam równi pod jakimś względem. Wstydem byłoby więc np. nie posiadać tego samego wykształcenia jak inni ludzie naszego stanu. Wszystkie tego rodzaju rzeczy przynoszą nam jeszcze większy wstyd, jeśli okażą się następstwem naszej własnej winy. A więc przede wszystkim te, które są wynikiem naszej wady, jeśli sami jesteśmy odpowiedzialni za ich przeszłe, obecne lub przyszłe istnienie. Doznajemy uczucia wstydu również wówczas, gdy stajemy się, staliśmy się lub mamy się stać ofiarą czynów, które przynoszą nam zniesławienie lub hańbę (należą tu czyny, które prowadzą do zniewolenia naszej osoby lub znoszenia hańbiących nas rzeczy), jak chociażby pobicie. Należą tu również czyny, które prowadzą do dobrowolnej lub mimowolnej rozwiązłości (do mimowolnej, jeśli są dokonane pod przymusem). Nieprzeciwstawianie się i poddanie czyjejś woli jest bowiem albo wyrazem braku męstwa, albo tchórzostwa… 
Skoro więc wstyd jest wyobrażeniem, które dotyczy zniesławienia ze względu na nie samo, a nie ze względu na jego skutki, i skoro troszczymy się o naszą opinię tylko ze względu na tych, którzy ją o nas tworzą, to wynika stąd niezbicie, że odczuwamy wstyd tylko wobec osób, na których opinii nam zależy. Zależy zaś nam na opinii tych, którzy nas podziwiają i których my podziwiamy, i przez których chcemy być podziwiani, jak również tych, którym chcemy dorównać, i tych, których opinii nie lekceważymy. Przez takich chcemy być podziwiani i takich podziwiać, które posiadają jakieś wysoko cenione przez nas dobro i od których gorąco pragniemy otrzymać to dobro, jakie jest w ich posiadaniu, jak to jest np. w przypadku zakochanych. Dorównać zaś chcemy  ludziom naszego stanu, szanujemy natomiast zwłaszcza opinię ludzi rozsądnych i zarazem  prawdomównych, a więc osób od nas starszych i wykształconych. A większy jeszcze wstyd przynoszą nam czyny dokonane jawnie i "na oczach" wszystkich. Dlatego też większy wstyd odczuwamy przed tymi, których obecność lub uwaga zawsze nam towarzyszą… A także wobec tych, których nie obwinia się o to, co nas; jasne bowiem, że są oni innego niż my zdania. I wobec tych, którzy nie są skłonni wybaczyć ludziom, ich zdaniem, błądzącym. Mówi się bowiem, że nikt nie bierze innym za złe tego, co sam robi, a zatem, jeśli sam powstrzymuje się od jakiegoś czynu, oburza się oczywiście, jeśli inni go dokonują. A podobnie i wobec tych, którzy są skłonni do plotek; "nie rozgłaszać" nie różni się przecież niczym od "nie wydawać się winnym". Do obmawiania nas skłonni są – zwłaszcza dla odwetu – ludzie, których skrzywdziliśmy, a poza tym – oszczercy; jeśli nas bowiem obmawiają, gdy jesteśmy niewinni, to tym bardziej, gdy zawiniliśmy… 
Przerywając tok rozważań Stagiryty zaznaczmy, nic nie ujmując jego geniuszowi, że nie we wszystkim ma on rację, bo to wbrew jego twierdzeniom, możemy się wstydzić także tych osób, na których opinii nam nie zależy; i innym częstokroć nie wybaczamy tego, co wybaczamy sobie i potępiamy ich za to, co sami chętnie w ukryciu czynimy; i przed małymi dziećmi nieraz możemy się wstydzić jakiegoś niewłaściwego swego zachowania. A co najważniejsze: główną osobą, przed którą się wstydzimy, czego zdaje się nie zauważać autor Retoryki, jesteśmy my sami. Lecz oddajmy mu głos jeszcze na chwilę. Odczuwamy wstyd – powiada Arystoteles – znalazłszy się w następującym położeniu: po pierwsze wtedy, gdy inni pozostają do nas w takim stosunku, w jakim pozostawaliśmy sami do tych, wobec których odczuwaliśmy wstyd. A byli to, jak powiedzieliśmy, ci, którzy nas podziwiają lub których my podziwiamy i przez których chcemy być podziwiani, oraz ci, od których czegoś potrzebujemy, czego nie bylibyśmy w stanie uzyskać straciwszy dobre imię. Zarówno wtedy, gdy ludzie ci sami widzą nasze postępowanie, albo gdy tego rodzaju ludzie znajdują się w pobliżu nas lub mają możność poznać nasze postępowanie… Odczuwamy wstyd również wówczas, gdy mamy na sumieniu jakieś hańbiące czyny i dokonania, własne albo naszych przodków, albo innych osób, z którymi łączą nas więzy bliskiego pokrewieństwa, i w ogóle tych, których postępowania wstydzilibyśmy się sami. Należą do nich zarówno ci, o których już mówiliśmy, i ci, którzy biorą nas za swój wzór, i ci, których byliśmy nauczycielami lub doradcami, jak również wszyscy inni ludzie naszego stanu, z którymi współzawodniczymy o większe uznanie; wstyd, jaki odczuwamy z ich powodu, skłania nas bowiem do podejmowania lub zaniechania wielu czynów. Jeszcze większy wstyd odczuwamy wówczas, gdy musimy żyć na oczach świadków hańbiącego nas czynu… Najważniejszym zaś świadkiem dla nas jest nasze własne sumienie. Nawet wówczas, gdy go nie mamy.
* * * 
Ludzie często wstydzą się tego, czego się wstydzić nie powinno. Plutarch m.in. zauważał, iż tak przykre jest dla ludzi wyjawienie ich cierpień, że wielu zmarło, nie zgadzając się pokazać lekarzom ukrytych chorób. Jest to postawa skądinąd zrozumiała, ale też irracjonalna. Do tej właśnie sytuacji pasowałaby definicja Karola Marksa, który uważał, że wstyd jest rodzajem gniewu zwróconego przeciwko sobie samemu. Przeważnie jednak wstyd nie kieruje się przeciwko temu, kto to uczucie przeżywa, lecz przeciwko jakiemuś niewłaściwemu zachowaniu, które byłoby niestosowne, nie na miejscu, a nawet niebezpieczne. Gdy bowiem wstyd zostaje pokonany – ostrzega trafnie Michel de Montaigne – nic człowieka nie powściąga…
Wstydliwość tedy stanowi jedną z najpiękniejszych cech ludzkiego usposobienia. Uwolnienie się zaś od wstydu to zawsze skutek jakiegoś złowróżbnego oddziaływania losowego. Człowiek dopóty nie jest "wyzwolony" całkowicie, dopóki zdolny jest się wstydzić. Od wstydu przed samym sobą i od sumienia "uwalnia" go dopiero poczucie własnej klęski. A poczucie to, oznaczające pełne i ostateczne "wyzwolenie" od wszelkich więzów i nakazów wyższego rzędu, ma z reguły zwyczaj nawiedzać ludzi w wieku 40-50 lat, kiedy to człowieka nieraz przestają "poznawać" zarówno członkowie rodziny, jak i znajomi; tak drastycznie zmieniają się stereotypy jego zachowania. 
Dante Alighieri w dziele Biesiada rozważa: Wstyd jest najoczywistszą oznaką szlachetności w młodym wieku, jest bowiem wówczas w najwyższym stopniu koniecznym, by położyć solidne podwaliny naszego życia, do czego dąży szlachetna natura… Przez wstyd rozumiemy trzy namiętności konieczne do zbudowania podstaw naszego dobrego życia: pierwszą jest zdziwienie, drugą wstydliwość, trzecią Poczucie Wstydu, choć pospólstwo nie dostrzega tego rozróżnienia. I wszystkie trzy są konieczne w tym wieku z następującej przyczyny: że należy w tym wieku być pełnym czci i łaknącym wiedzy. Należy być w tym wieku powściągliwym, by nie przebrać miary i trzeba w tym wieku odczuwać skruchę z powodu błędu, aby nie przywyknąć do popełniania błędów. A wszystkie te rzeczy powodują wymienione wyżej namiętności, które pospolicie nazywa się wstydem. Zadziwienie bowiem jest osłupieniem umysłu w obliczu wielkich i cudownych rzeczy, które widzi, słyszy lub w jakiś sposób dostrzega. One bowiem, ponieważ jawią się wielkimi, wzbudzają cześć u tego, kto je dostrzega; ponieważ jawią się zachwycającymi, wzbudzają pragnienie poznania ich (…) Wstydliwość jest wstrzemięźliwością umysłu od szpetnych rzeczy spowodowaną obawą, aby nie popaść w nie, jak widzimy u dziewic, cnotliwych dam i u młodzieńców, którzy tak są wstydliwi, iż nie tylko wówczas, gdy namawia się ich lub kusi do popełnienia grzechu, lecz nawet, gdy w wyobraźni jedynie wzbudzić się może jakaś zmysłowa rozkosz, u nich wszystkich maluje się na obliczach bladość lub purpura… Poczucie Wstydu jest obawą przed okryciem się hańbą z powodu popełnionego błędu. Z tej obawy rodzi się skrucha z powodu błędu, która niesie ze sobą gorycz jako karę, by więcej nie błądzić. Cóż, gdy zachorujemy, prosimy lekarza nie o słodki cukierek, lecz o lek – niech nawet będzie bardzo gorzki, który nas z dolegliwości uwolni. 
Ale z drugiej strony nie wolno pozwolić, aby wmówiono nam niesprawiedliwie, iż musimy czegoś się wstydzić, gdy w istocie rzeczy nie musimy. Na fałszywe sugestie i zarzuty najlepiej nie reagować, a ich źródło ignorować.
* * * 
Wybitny filozof rosyjski Władimir Sołowjow (1853-1900) określał człowieka jako zwierzę wstydzące się, aż tak wielkie znaczenie konstytutywne przypisując temu boskiemu uczuciu. (Nawiasem mówiąc, także zwierzętom wstyd czy zażenowanie wcale nie są obce). Wydaje się jednak, iż rzeczywiście poznanie i rozróżnianie dobra a zła dane jest człowiekowi bezpośrednio w zdolności intuicyjnego, lub nawet instynktownego, przeżywania uczucia wstydu w sytuacjach moralnie wątpliwych. Człowiek zdrowy psychicznie odruchowo wstydzi się tego, co go poniża i moralnie niszczy. Uczucie wstydu, chroniąc godność ludzką, stoi na straży ładu moralnego, a więc i społecznego. Szczególnie dotyczy to sfery erotycznej, w której nadużycia i wykroczenia poza normę wywierają wyjątkowo niszczący wpływ na całość życia, wyrządzają ogromne szkody duszy i ciału. Wstyd pomaga ujarzmić i uładzić te popędy, które są niższe, najbardziej "podstawowe", ale też jednocześnie najsilniejsze i narażone na rozmaite perwersje. 
Widocznie w swej genezie i stadium początkowym wstyd jest ściśle związany ze sferą seksualną. Świadczy o tym sama etymologia, w rozmaitych bowiem językach określa się jako rzecz hańbiącą wszystko, co jest związane z przeżyciami seksualnymi, których należy się wstydzić; (greckie aidos – aidoia; łacińskie pudor – pudenda; niemieckie Scham – Schamteile, Schamlippen; polskie srom – sromotny; rosyjskie sram – sramnyj). Z biegiem czasu pojęcie wstydu nabrało daleko szerszego zasięgu semantycznego i faktycznego, ukazując wiele prawd zasadniczej wagi. Tak więc wstyd, dowodząc odrębności człowieka od świata stricte materialnego, stwierdza, że człowiek jest istotą stojącą ponad materią, że jest pierwiastkiem duchowym. We wstydzie zawiera się rozeznanie dobra i zła; dzięki niemu ludzkość zdobywa świadomość etyczną, staje się zbiorowością moralną, uświadamia sobie własną samodzielność i godność, być może nadane przez Stwórcę. W. Sołowjow pisał: Wstydzę się, więc jestem. Jestem nie tylko fizycznie, ale też jako istota duchowa. Wstydzę się tego, co zwierzęce, a więc jeszcze istnieję jako człowiek. Lecz sam fakt, że człowiek najbardziej i przede wszystkim wstydzi się właśnie pierwiastka zwierzęcego w swym postępowaniu, bezpośrednio dowodzi, iż jest on istotą ponadzwierzęcą i ponadprzyrodniczą.  
Gdy poczucie wstydu poddaje się działaniu rozumu, rodzi się wzniosła zasada, głosząca, iż życie zwierzęce w człowieku należy poddać pierwiastkowi duchowemu; jednak zwierzęca cielesność w człowieku nie poddaje się i nieustannie usiłuje opanować, podbić i podporządkować sobie przejawy duchowości. Między materią a duchem trwa więc nieustanna walka o hegemonię, a każdy z tych pierwiastków staje się silniejszy słabością drugiego. Jako sposoby wzmocnienia duchowości W. Sołowjow zalecał krótki sen, wegetarianizm, powściąganie się od seksu. Przy czym uważał, że w rzeczywistości poczucie wstydu budzi się nie przez nadużycie jakiejś funkcji organicznej, lecz przez odkrycie samego faktu jej istnienia: sam fakt przyrodniczy jest odczuwany jako wstydliwy, haniebny. W szczególności dotyczy to sfery erotycznej, o której geniusz rosyjski pisał, co następuje: Cielesne uwarunkowanie prokreacji stanowi zło, w nim manifestuje się przewaga bezsensownego procesu materialnego nad samoopanowaniem ducha, – co uwłacza godności człowieka, jest kresem ludzkiej miłości i życia. Nasz moralny stosunek do tego faktu winien być zdecydowanie ujemny; powinniśmy podążać w kierunku jego ograniczenia i zniesienia. 
I choć jest to zupełnym niepodobieństwem, W. Sołowjow obstawał przy twierdzeniu, iż miłość powinna być czysta, szlachetna, idealna, jakby bezcielesna, ponieważ cielesność w życiu seksualnym stanowi coś niegodnego człowieka. Filozof też sugeruje, że kiedyś, gdy ludzkość w wyniku postępu moralnego osiągnie stan wysokiego uduchowienia, zupełnie wyeliminuje pożycie seksualne z życia człowieka. Czyli że – za pozwoleniem – uleczy ból głowy przez jej odcięcie. 
Naszym zdaniem, nie seks jako taki jest czymś haniebnym, lecz wyłącznie seks zdeprawowany, sprzedajny, bezwstydny, zdradziecki, perwersyjny; normalny zaś jest nie tylko czymś pięknym, ale i doniosłym jako jedyna droga kreowania nowego życia.
W. Sołowjow twierdził, że z wiary w Boga i z poczucia wstydu rodzi się sumienie, czyli świadomość powinności przed Duchem Świętym, będąca podstawą wszelkiego prawdziwego życia człowieczego: W przypadku człowieka poznanie dobra i zła nie tylko jest dane bezpośrednio w charakterystycznym dla niego poczuciu wstydu, lecz z tej prapodstawy, powoli poszerzając swą konkretno – uczuciową formę, rozprzestrzenia się ono, w postaci sumienia, na całą sferę etyki ludzkiej. Wstyd i sumienie zabierają głos z różnych powodów, lecz sens tego, o czym one mówią, jest ten sam: to nie jest dobrem; to nie jest godne; tego się nie powinno czynić. Ten sens zawiera się już we wstydzie; sumienie jednak dodaje analogiczny komentarz: po uczynieniu czegoś niewłaściwego, niedozwolonego jesteś winny popełnienia zła, przestępstwa. 
Wydaje się, że obok wstydu moralnego istnieje też wstyd psychologiczny, kiedy to ktoś nie chce np. ujawniać swych myśli, uczuć, życzeń, marzeń, uczynków, ułomności, błędów – mimo iż nie mają one nawet cienia przewinień moralnych. Człowiek skromny i dobrze wychowany wstydzi się np. opowiadać o swych – wcale pozytywnych – osiągnięciach w pracy, nauce itp. I przeciwnie, prostak, człek bez wartości wręcz zmyśla bajki, konfabuluje, kłamie, mistyfikuje, aby nabrać jakiegoś znaczenia w oczach innych ludzi i swoich własnych. Ten, kto się sam sobie podoba, podoba się głupcowi, ponieważ na pewno głupim jest ten, kto się sam sobie podoba (św. Augustyn). 
* * *
W Myślach Błażeja Pascala znajdujemy interesujące uwagi w rozważanym temacie: Najbardziej przyziemną cechą człowieka jest ubieganie się o chwałę, ale to właśnie jest największą cechą jego doskonałości; choćby posiadał największe dobra na ziemi, choćby się cieszył najlepszym zdrowiem i istotnymi korzyściami, nie jest zadowolony, jeżeli nie ma szacunku u ludzi. Ceni tak wysoko pojęcie człowieka, iż jakiekolwiek miałby przewagi na ziemi, jeśli nie jest równie korzystnie pomieszczony w pojęciu ludzi, nie jest rad. Jest to najpiękniejsze miejsce w świecie: nic w nim nie może zniszczyć tego pragnienia; jest to najbardziej niezatarta cecha ludzkiego serca. 
A ci, którzy najbardziej gardzą ludźmi i równają ich z bydlęty, i ci chcą, aby ich podziwiano i wierzono im, i przeczą sami sobie tym uczuciem, ile że natura ich, mocniejsza nad wszystko, silniej przekonywa ich o wielkości człowieka niż rozum o jego nikczemności.(…)
Nie zadowalamy się życiem, jakie mamy w sobie i we własnej naszej istocie; chcemy żyć w pojęciu drugich życiem urojonym i silimy się dlatego na pokaz…
Zwierzęta nie podziwiają się. Koń nie podziwia swego towarzysza; nie, iżby nie było między nimi współzawodnictwa w wyścigu, ale to nic nie znaczy; skoro znajdą się w stajni, najbardziej ciężki i niewydarzony nie ustąpi owsa drugiemu, jak chcą ludzie, aby dla nich czyniono. Wartość ich zadowala się sama sobą. (…) Mamy tak wielkie pojęcie o duszy człowieka, że nie możemy ścierpieć, aby miała nami gardzić i abyśmy nie zażywali szacunku jakiejś duszy; całe szczęście ludzi zasadza się na tym szacunku. Co więcej, genialny Francuz nawet radzi, jak go zdobyć, powiadając: Chcecie, aby ludzie mieli o was dobre mniemanie. Nie mówcie dobrze o sobie… I wielu idzie nieświadomie – acz opacznie – za tą radą, opowiadając o sobie rozmaite niestworzone i bezwstydne rzeczy. 
Człowieka wartościowego łatwo się rozpoznaje z braku samochwalstwa, miernotę – z nadętego puszenia się, którego powodem czyni się nawet banalny fakt podróży do jakiegoś oddalonego kraju, urodzenie się na tym czy innym kontynencie czy mieście; choć przecież wiadomo, że i zza morza szara kaczka wraca jako głupia kwaczka oraz że wrona za morze latała, lecz rozumu nie nabrała. 
Jak zaznaczyliśmy powyżej, wstydliwość należy do konstytutywnych cech człowieczeństwa. Wstyd dotyczy bezpośrednio tożsamości, ponieważ zasadniczo oznacza lęk, czy narracja, dzięki której jednostka utrzymuje spójną biografię, istotnie odpowiada rzeczywistości. Pojawia się równie wcześnie jako poczucie winy, bo wywołują go doświadczenia związane z uczuciem nieadekwatności i upokorzenia… Niektórzy uważają, że o ile poczucie winy jest prywatnym stanem lękowym, wstyd ma wymiar publiczny. Nie jest to jednak najodpowiedniejsze rozróżnienie tych dwóch rodzajów lęku, gdyż w swych ostrych postaciach obydwa odnoszą się do uwewnętrznionych figur, i to szczególnie na poziomie nieświadomości. (…) Wstyd może być w istocie bardzo trwałym i głęboko zakorzenionym uczuciem, które widoczne dla innych przejawy jedynie wyzwalają. Wstyd bierze się z poczucia braku zadowolenia z siebie, które z kolei może stanowić podstawowy i sięgający wczesnego okresu życia rys konstytucji psychicznej jednostki. Wstyd należy widzieć w kontekście integralności "ja", podczas gdy wina odnosi się do poczucia jednostki, że postąpiła niewłaściwie… Wstyd bardziej niż poczucie winy podcina korzenie zaufania, bo znajduje fundamentalne przełożenie na dziecięcy lęk przed odrzuceniem. Zaufanie pokładane w innych jest warunkiem wykształcenia u małego dziecka poczucia bezpieczeństwa ontologicznego. Ale dlatego też nieodłącznie towarzyszy mu obawa przed opuszczeniem.
Wstyd i zaufanie są ze sobą bardzo ściśle związane, bo przeżycie wstydu grozi zerwaniem zaufania. Kiedy na przykład osoba, słusznie czy nie, uznaje, że czyjeś zachowanie wskazuje, iż ten ktoś ma o niej mylne mniemanie, gotowa jest poświęcić cały układ zbudowanych już relacji zaufania. Podstawowe zaufanie wykształca się u dziecka, które postrzega świat jako uporządkowany, ciągły i dający oparcie. W przypadkach, gdy oczekiwania te zostały zawiedzione, dziecko może stracić zaufanie, i to nie tylko do innych osób, ale także to pokładane w samym porządku rzeczy. (…) Kiedy tak się dzieje, stajemy się obcymi w świecie, który dotąd uważaliśmy za nasz dom. Ogarnia nas lęk, kiedy zdajemy sobie sprawę, że nie możemy już polegać na naszych odpowiedziach na pytania "Kim jesteśmy?" i "Gdzie jest moje miejsce?". Każde ponowne zachwianie zaufania zmienia nas w zagubione w obcym świecie dzieci.
Wstyd jest negatywną stroną systemu motywacji działającej osoby. Drugą stroną wstydu [a raczej jego przeciwieństwem – uwaga J.C.] jest duma lub poczucie własnej wartości, czyli pewność co do słuszności i wartości własnej narracji tożsamościowej. Osoba, która pielęgnuje w sobie poczucie dumy, zachowuje przez to psychiczne poczucie, że jej biografia jest właściwa i jednolita. Pielęgnacja poczucia dumy daje więcej niż tylko ochronę i wzmocnienie tożsamości, bo istnieje wewnętrzne powiązanie między spójną tożsamością, jej stosunkiem do innych i szerszym poczuciem bezpieczeństwa ontologicznego. Gdy coś zagraża podstawom tożsamości, świat jest zagrożony, z wyżej wymienionych powodów, także w innych aspektach jego "realności"…
Wstyd wiąże się bezpośrednio z narcyzmem, ale nie należy go koniecznie łączyć z ogarniętą przez ambicję tożsamością idealną. Wstyd odnosi się do trudności, jakich nastręcza jednostce oddzielenie jej własnej tożsamości od pierwotnej "jedności" z opiekunami, oraz do słabo opanowanego poczucia omnipotencji. Niespójne dążenie lub niemożność znalezienia celu dla własnych dążeń mogą doprowadzić do takich samych lęków związanych ze wstydem, co zbyt wygórowana ambicja (Anthony Giddens, Nowoczesność i tożsamość). 
Przytoczony powyżej fragment "kultowego" (że użyjemy tego fatalnego snobistycznego określenia!) dzieła nowoczesnej socjologii amerykańskiej ukazuje, jak wulgarna neofreudystowska doktryna potrafi, posługując się pseudonaukowym żargonem, banalizować, gmatwać i sprowadzać na manowce rozważanie poważnych zagadnień filozoficznych, oferując czytelnikowi płytkie i rozmyte dywagacje zamiast klarownych i adekwatnych ustaleń.
 

komentarze (brak komentarzy)

dodaj komentarz

W ostatnim numerze

W numerze 12/2021

NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL


ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!

  • Inżynier-romantyk
  • Wiersze Henryka Mażula

POLITYKA

  • Na bieżąco

2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ

  • Życie jak wspinaczka

LITERATURA

  • Pisarstwo Alwidy A. Bajor

NA FALI WSPOMNIEŃ

  • OKOP: działalność
  • Duszpasterze ratowali Żydów

XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"

  • Twierdze, co Polski strzegły

WŚRÓD POLONII ŚWIATA

  • 150-lecie polskiego osadnictwa w Nowej Zelandii

RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY

  • Styczyńscy. Spod Wilna na Syberię

MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA

  • O obowiązku

Nasza księgarnia

Wilno po polsku
Pejzaż Wilna. Wędrówki fotografa w słowie i w obrazie

przeglądaj wszystkie

prześlij swojeStare fotografie

Historia na mapie