Syn Polski

drukuj
Barbara Wachowicz, 22.04.2016

Rok Sienkiewicza. Dwie wielkie rocznice. 170. narodzin i 100. pożegnania. Mojej wystawie, poświęconej autorowi Trylogii, patronuje antologia cytatów przypominających, kim stał się ten, który krzepił serca wiarą w moc Ojczyzny i urodę słowa polskiego. Gdy w mrocznych czasach niewoli ukazała się Trylogia, napisał Stanisław Witkiewicz (przypominam, że rodem z Litwy!): "Naród jak człowiek, żeby żyć i działać, musi mieć nienaruszoną elementarną siłę życia (…), przez którą wierzy się w siebie na przekór złemu losowi, klęskom, poniżeniu, niewoli (…). Z powieści Sienkiewicza (…) buchnęła elementarna siła narodowego życia z taką mocą sugestyjną, że ludzie wątpiący ocknęli się i kajali za swoją niewiarę (…). A lud czyta je i czuje w nich tętno swego serca".

Gdy Henryk Sienkiewicz odszedł w listopadzie 1916 roku, a nad Polską stała już jutrznia zmartwychwstania, żegnał go Stefan Żeromski: 
"Nam, co nie mieliśmy poza sobą rządu, konsulatu, opieki prawnej, ten człowiek samotny a przemożny starczył za polityczny i społeczny urząd. (…) Ileż razy, jako ów Ursus, wychodził sam na arenę, ażeby na śmierć mocować się z prześladującą nas bestią! (…) Był najpierwszym z żyjących Polaków, stał się człowiekiem-sztandarem, uderzał jak szpadą w obronie wszystkich Polaków".
Jarosław Iwaszkiewicz, odwołując się do źródeł swej fascynacji literaturą, przywołuje chwile zbiorowego czytania Trylogii: "Olbrzymia rzeczpospolita sztuki. (…) Cudowne polskie bogactwo, jedyne polskie bogactwo (…). Wielki oddech sztuki, ten najprawdziwszy wiatr od stepów, gorący i zimny, przylatuje przez wrota, otwarte Sienkiewiczowską prozą (…) i dotąd upaja najwyższą potęgą słowa".
Mojej wystawie towarzyszy konkurs dla młodzieży – pisze ona listy do Sienkiewicza i fraszki mu poświęcone. Oto fragmencik listu uczennicy z Liceum im. Henryka Sienkiewicza z wielkopolskiej Wrześni – tego miasta, gdzie dzieci polskie walczyły o prawo do modlitwy w języku ojczystym: 
"Panie Sienkiewiczu, Czarodzieju Najukochańszy!
Piszę do Pana z wielką tęsknotą w sercu, które Pan zaczarował swymi opowieściami. Są takie książki cudowne, które zawsze przebiją się przez mur agresywnej nowoczesności. To Trylogia – "biblia polskiego patriotyzmu", która budzi narodową wspólnotę dusz".
Dzieci ze szkoły pod patronatem Sienkiewicza na Lubelszczyźnie napisały:
Zamiast głupcem masz być w szkole,
Za Trylogię łap, sokole, (…)
Sienkiewicz nam bliski zawsze,
Jego książki – to duma i chwała,
My też chcemy być wierni Ojczyźnie,
Jak szabla Pana Michała!
Gdy u progu XXI wieku ogłoszono ankietę na największego pisarza polskiego – Henryk Sienkiewicz zajął bez konkurencji pierwsze miejsce, a Trylogię uznali czytelnicy za dzieło wszechczasów.

"Pragnąłem być rycerzem"
Wspomnijmy gniazdo rodzinne naszego pierwszego noblisty. Jego Macierz – Stefania z Cieciszowskich Sienkiewiczowa pochodziła z rodu znamienitego, "Ojczyznę i Boga wielce miłującego" (wedle oceny kronikarzy). Dziad Stefanii, pradziad autora Trylogii to Adam Józef Cieciszowski, pisarz wielki koronny (czyliż ten tytuł nie przystoi także jego prawnukowi – pisarz i wielki i koronny!), szef gabinetu króla Stanisława Augusta, poseł ziemi podlaskiej, gorliwiec, z uszczerbkiem zdrowia własnego dla Rzeczypospolitej pracujący, głoszący potrzebę zrzekania się pensji na rzecz skarbu ojczystego. 
Jego żona Teresa z Lelewelów Cieciszowska, to prababka autora "Quo vadis". 
Obraz domostwa i rodu Cieciszowskich zawdzięczamy bratankom pani Teresy z Lelewelów. Znakomitemu historykowi, ukochanemu profesorowi Mickiewicza Joachimowi Lelewelowi, i mniej znanemu jego młodszemu bratu, napoleończykowi i powstańcowi listopadowemu o krótkim a rzadkim imieniu – Prot. Z listów i wspomnień zawartych w "Pamiętnikach i diariuszu domu naszego" Prota jawi się rodzina kochająca, wzorowa w mariażach, dbała o edukację młodych, patriarchalnie zacna i strzegąca tradycji, z pietyzmem chroniąca pamiątki przeszłości, wpisana świetnymi nazwiskami w historię kraju, a pełna fantazji i przy wszystkich cnotach ewangelicznych posiadająca też tę tak ważką – poczucie humoru.
"Po mieczu mam przodków żołnierzy" – mówi autor Trylogii. Miał w swym posiadaniu dokument króla Zygmunta III mówiący o tym, iż pułkownik Piotr Sienkiewicz herbu Oszyk A.D. 1589 sprawował komendę w Kamieńcu Podolskim i z Tatarami "mężnie i wzorowo walczył". Dziad autora Trylogii Józef Sienkiewicz walczył pod sztandarami Tadeusza Kościuszki i w Legionach generała Jana Henryka Dąbrowskiego. Ojciec, także Józef, mając ledwo lat 17 walczył w Powstaniu Listopadowym. O Józefie Sienkiewiczu pisano: "odznaczał się zawsze prawością charakteru i gościnnością nadzwyczajną (…) umiał też opowiadać wybornie, językiem pełnym prostoty i malowniczości".
"Co się tyczy pociągu do literatury (…) to odziedziczyłem go chyba po matce, która pisywała wiersze…" – oświadczył Sienkiewicz w wywiadzie z okazji jubileuszu 25-lecia pracy literackiej w 1900 roku.   
"Burza rozwiała święte i ciche ognisko mojej wioski" – opowiada w autobiograficznej noweli młodzieńczej "Hania". Ta burza – to Powstanie Styczniowe.
"Dzisiaj – kiedy przypominam sobie podobne wieczory, nie umiem się oprzeć rozrzewnieniu – wspomina. – Wiele fal na wodzie, a obłoków na niebie upłynęło od tego czasu – a jednak pamięć skrzydlata ustawicznie przesuwa mi przed oczyma podobne obrazy dworu wiejskiego, cichej nocy letniej i takiej rodziny zgodnej, kochającej się, szczęśliwej…". 
Odwieczerzem wszyscy wspólnie klękali do modlitwy: "Odmawialiśmy pacierz wieczorny wedle codziennego u nas zwyczaju. Ksiądz Ludwik czytał głośno modlitwy, a my powtarzaliśmy je za nim lub odpowiadaliśmy chórem w litanię; ciemna zaś twarz Matki Boskiej z dwoma cięciami szabli na policzku poglądała na nas dobrotliwie, zdawała się brać udział w rodzinnych naszych troskach, zmartwieniach, doli i niedoli i błogosławić wszystkich u Jej stóp zebranych".
Widzimy w "Hani" wizerunki obojga rodziców.  Ojciec ma "surową, lwią twarz". Matka? "Była to anielska twarz – tak anielska, taka święta, dobra".
Niestety sprawił jej zawód. Miał zostać lekarzem i był już w 1866 roku przyjęty na wydział lekarski Szkoły Głównej w Warszawie, gdy zdecydował się przenieść na filologię. Rozczarowana, zasmucona matka ubolewa: "Zmartwiłam się bardzo, że porzucił zawód lekarski, i tę zmianę przypisuję niestałości i lekkości charakteru (…). Te porywy fantazji i bujność wyobraźni (…) nie dadzą mu niestety pewnego, niezawisłego chleba, wynikiem ich będzie kilkanaście arkuszy zabazgranych uczonymi rozprawami, których nikt czytać nie zechce, a stanowisko jego w świecie pozostanie zawsze na stopniu tak niskim, że mu ani sławy, ani szczęścia dobrego bytu nie zapewni".
Oby wszystkie matki mogły się tak mylić! 
"Kiedyś pamiętniki, może i historie literatury wspominać będą, że kiedy wychodziło "Ogniem i mieczem", nie było rozmowy, która by się od tego nie zaczynała i na tym nie kończyła, że o bohaterach powieści mówiło się i myślało jak o żywych ludziach, że małe dzieci w listach do rodziców donosiły, co zrobił Skrzetuski albo co Zagłoba powiedział, kiedy młode panienki pisały do autora, żeby na miłość boską nie zabijał Skrzetuskiego, to matki i babki sędziwe w błogosławieństwach swoich ze łzami prosiły, żeby synowie ich synów mieli takie jak oni dusze" – pisał Stanisław Tarnowski, wielki Sienkiewiczowskiej prozy miłośnik.
A na jakich lekturach kształciła pani Stefania swego syna w podlaskim dzieciństwie, wiemy z jego wspomnienia: 
"Nie wiem i nie pamiętam, czy umiałem już czytać, gdy uczono mnie "Śpiewów historycznych" Niemcewicza. Chciałem wówczas jeździć po cecorskim i po innych błoniach jak Sieniawski "odważny i smutny" – innymi słowy: pragnąłem być rycerzem". Jest to znakomity przykład, ile racji miał autor owej wierszowanej historii Polski od Piasta do króla Jana III, nieodłączny towarzysz Kościuszki – Julian Ursyn Niemcewicz pisząc:
"Wspominać młodzieży o dziejach jej przodków, dać jej poznać najświętsze Narodu epoki, stowarzyszyć miłość Ojczyzny z najpierwszymi pamięci wrażeniami, jest to nieomylny sposób zaszczepienia w Narodzie silnego przywiązania do kraju".

"Ty jesteś jak zdrowie"
Gdy redakcja "Magazynu Wileńskiego" zaproponowała mi skreślenie impresji Sienkiewiczowskiej do miesięcznika, zastanawiałam się, co wybrać z przebogatego życiorysu naszego genialnego pisarza. I chciałabym przywołać tak mało znaną jego nowelę "We mgle", poświęconą bohaterom Powstania Styczniowego, w którym walczył starszy brat Sienkiewicza – Kazimierz. Oto dwóch małych uczniaków wjeżdża do lasu, w którym "w sześćdziesiątym trzecim roku odbyła się bitwa, a raczej zagłada powstańców". I nagle "(…) z owej mglistej otoczy wychylił się oddział kosynierów". Szli skrajem lasu, w sukmanach białych, bez dźwięku. Głowy mieli schylone. Byli jako te "widma zmarłych, którym jakaś tajemnicza siła kazała wrócić na świat i iść przez śniegi". Przeszedł oddział strzelców z chorągwią, w której fałdach "zaginał się orzeł biały". Wiódł ich ksiądz z krzyżem w ręku. Mgła ogarnęła ich białawą topielą. Już widać tylko ostrza bagnetów i kos. Odeszli "w ciszy i śmiertelnym smutku (…) wzięła ich w siebie dal milcząca – i śnieżna przestrzeń, i pustka polna".
Ten powstańczy zwid, który jawi się chłopcom w miejscu, gdzie gorzała bitwa, ten grottgerowski obrazek, wspomnienie powstania kończy się refleksją chłopców: "Krew przelana (…) budząca takie uczucia i złudy (…) może istotnie woła, że nie wolno o niej zapominać".
Do dziś na naszym Podlasiu trwa legenda o "latającym wojsku polskim". Jeśli kto ma serce czyste, może ich zobaczyć o zachodzie słońca, jak wychodzą z lasu z kosami i strzelbami, idą łąkami, aż zaczyna ich unosić mgła coraz wyżej i wyżej… A prowadzi ich z krzyżem ksiądz Stanisław Brzóska. 
W Siedlcach (o czym opowiadał mi mój dziad) pamiętano starego dzwonnika – litewskiego powstańca, rzuconego tułaczym losem na Podlasie – unieśmiertelnionego przez Sienkiewicza w noweli "Dzwonnik". Stary Litwin z Kmicicowych stron opowiada pisarzowi, jak go powieszono w sześćdziesiątym trzecim roku, jak go powstańcy zdążyli odciąć, jak się medyk z Warszawy napatoczył i podpytuje: "coś pan czuł?". A dzwonnik odrzecze – "Jeść się kce, wisieć nudno, wiadomo, nie przywykłszy"…
A nad nutę tego wisielczego humoru wybija się potężny dźwięk dzwonów, które starzec rozkołysał, marząc, iż kiedyś nad wolnymi polami Polski i Litwy ich głos polatywać będzie. 
I ostatni Sienkiewiczowski obrazek, który chcę przywołać dla mych Rodaków znad Wilii.
Jak wiadomo Henryk Sienkiewicz przeżył niezwykłe lata "kozaczego życia" w westernie. Podróżował amerykańskim stepem, polował na bawoły, wędrował przez Góry Skaliste, oswajał dzikie mustangi. Pewnego dnia Polacy opowiedzieli mu historię starego, samotnego rodaka, którą opisał w liście datowanym z San Francisco z 1877 roku: 
"Tułał się między Indianami, był to liść rzucany przez burzę. Ale miał dwa lata w życiu szczęśliwe. Został latarnikiem w Nowej Grenadzie. Siedząc na samotnej skale czuł się stary dziwak szczęśliwym. Zdawało mu się, że to już koniec wędrówek i że spokojnie dożyje wieczora życia". I nagle pewnego dnia w paczce z żywnością znalazł książkę. Polską książkę! "Upadł na kolana i płakał". Otworzył i zaczął czytać "duszą i sercem": "Ojczyzno moja Ty jesteś jak zdrowie".  Tej nocy nie zapalił latarni. 
I to jest geneza jednej z najpiękniejszych pereł w diademie matki naszej literatury polskiej – noweli Henryka Sienkiewicza "Latarnik". I jeden z najpiękniejszych hołdów złożonych arcydziełu Adama Mickiewicza. 
Na zakończenie przywołam jeszcze fragment wspaniałego podziękowania Henryka Sienkiewicza za nagrodę Nobla w grudniu 1905 roku. Obywatel państwa nieistniejącego na mapie świata powiedział:
"Zaszczyt ten, cenny dla wszystkich, o ileż jeszcze cenniejszym być musi dla syna Polski! Głoszono ją umarłą, a oto jeden z tysięcznych dowodów, że ona żyje! Głoszono ją podbitą, a oto nowy dowód, że umie zwyciężać!".
W zwycięstwach Polski ma swój bezcenny udział Henryk Sienkiewicz. 

komentarze (brak komentarzy)

dodaj komentarz

W ostatnim numerze

W numerze 12/2021

NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL


ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!

  • Inżynier-romantyk
  • Wiersze Henryka Mażula

POLITYKA

  • Na bieżąco

2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ

  • Życie jak wspinaczka

LITERATURA

  • Pisarstwo Alwidy A. Bajor

NA FALI WSPOMNIEŃ

  • OKOP: działalność
  • Duszpasterze ratowali Żydów

XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"

  • Twierdze, co Polski strzegły

WŚRÓD POLONII ŚWIATA

  • 150-lecie polskiego osadnictwa w Nowej Zelandii

RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY

  • Styczyńscy. Spod Wilna na Syberię

MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA

  • O obowiązku

Nasza księgarnia

Wilno po polsku
Pejzaż Wilna. Wędrówki fotografa w słowie i w obrazie

przeglądaj wszystkie

prześlij swojeStare fotografie

Historia na mapie

Wiadomości (wp.pl)

Wielkanoc w innych krajach. Świąteczna podróż dookoła świata

Czy zastanawiasz się, jak inne kraje świętują Wielkanoc? Zobacz, jak różnorodnie i barwnie obchodzi się to święto poza granicami Polski. Od głośnych i pełnych pasji procesji w Hiszpanii, aż po wzniosłe greckie ceremonie w Wielką Sobotę. Każdy kraj ma swoją unikalną historię do opowiedzenia.

Szturm Rosjan zakończony rzezią. Wszystko zaczęło się od wybuchu miny

Ten atak zakończył się masakrą rosyjskiego oddziału. Zaczęło się od tego, że ich wóz bojowy piechoty BMP-3 wjechał na minę. Całą dramatyczną akcję zarejestrował ukraiński dron.

Niewdzięczne zajęcie chłopek na polskiej wsi. Przykry obowiązek sprzed 150 lat

Polscy chłopi nie byli czyściochami. Ich kobiety miały od świtu do nocy pełne ręce roboty. Cały artykuł przeczytasz na portalu wielkahistoria.pl. 150 lat temu, gdy w chatach nikt nie myślał o bieżącej wodzie, najbardziej czasochłonnym obowiązkiem było pranie. Niezależnie, czy panował siarczysty mróz czy z nieba lał się żar – bielizna musiała być uprana. Kobiety zajmowały się tym co tydzień. Brak bieżącej wody oraz sprzętów powodował, że było to dla chłopek zajęcie męczące i czasochłonne, często zajmowało dwa dni. Moczenie w ługu (woda i węgiel drzewny) odbywało się w chacie, a właściwe pranie nad rzeką, jeziorem lub stawem. Po namydleniu, tarciu i praniu drewnianymi kijankami konieczne było wyparzenie i krochmalenie w domu. Prania odbywały się w piątki, często też w soboty – niezależnie od pogody i pory roku – prano także na mrozach. Chłopki w XIX w. dźwigały często pranie np. przez kilometr, przemieszczając się po kolana w śniegu i z ryzykiem zapalenia płuc, za co 150 lat temu mogły przypłacić nie tylko zdrowiem, ale i życiem.