Troską powodowana powinność

drukuj
Henryk Mażul, 16.11.2017

Społeczny Komitet Opieki nad Starą Rossą – w heroicznym działaniu

Choć z pewnymi logicznymi oporami wypada jednak się zgodzić, że dziś wielce sędziwy w swej istocie, a uchodzący za polski panteon cmentarz na wileńskiej Rossie, był… niegdyś młody. W szczególności wówczas, gdy w kwietniu roku 1801 rezydujący w pobliskim kościele pw. Wniebowstąpienia Pańskiego misjonarze otrzymali od magistratu miasta 3,5-hektarową mocno pofałdowaną terenowo parcelę, mającą służyć za parafialne miejsce pochówku. 

Nie sposób dziś ustalić, kto z imienia i nazwiska spoczął tu snem wiecznym jako pierwszy. Kondukty pogrzebowe musiały wszak ciągnąć naprawdę gęsto, skoro grobów przybywało niczym grzybów po deszczu, co sprawiło, że granice pierwotnego przydziału wypadło rychło poszerzać. Prawdą też jest, że cmentarna Rossa była w swych początkach młoda pamięcią krewnych i znajomych tych, kogo przyjaźnie przyjmowała ziemia, czego wyrazem: ustawiane krzyże albo bardziej wyszukane okalane ogrodzeniami pomniki, zasadzane kwiaty, skrzętnie zgarniane opadłe liście i – rzecz jasna – nagminnie zapalane świece w okolicach kalendarzowych Zaduszek.
Burzliwe dzieje tych ziem, jakie w porozbiorowej Rzeczypospolitej znalazły się pod zaborem Moskali, nie przebierających w represyjnych środkach przy tłumieniu powstańczych zrywów lat 1831 i 1863 z masowymi zesłaniami na Sybir, jak też piętno wielkiej emigracji spowodowały znaczne przemieszczenia ludności, z której lwi odsetek nie powrócił w rodzinne strony. Tego niekorzystnego stanu rzeczy boleśnie dopełnił też wiek XX. Dwie wojny światowe, sowieckie wywózki bydlęcymi wagonami na "białe niedźwiedzie" oraz powojenny repatriacyjny exodus naszych rodaków do niech nawet ludowej Rzeczypospolitej w zatrważającym tempie pomnożył liczbę bezpańskich grobów na Rossie.
Zdradzieckie ustalenia w Jałcie, powodujące, że Polski u nas ostatecznie nie stało, rozwiązały ręce tym, komu nielitewskie napisy na tym cmentarzu wyraźnie kłuły oko, gdyż bardziej niż wymownie zaświadczały o przeszłości grodu nad Wilią z Orłem Białym w tle. Z cichego błogosławieństwa władz zaczęły się tu rządzić na całego cmentarne hieny, zbijające za ponoć nawet judaszowe srebrniki krzyże, niszczące metalowe ogrodzenia z przeznaczeniem ich na złom, polewające kwasem siarkowym kamienie, by przyspieszyć ich murszenie. A wszystko to powodowało zatrważające w skutkach spustoszenia.
Łza w oku stawała na ich widok patriotycznie nastawionym wilnianom jak też przybywającym z Polski rodakom, nie mogącym się pogodzić z bezpowrotną zagładą sławnej wileńskiej nekropolii. Mnożyli więc smutne westchnienia, świadomi, że przeciwdziałać temu nie są w stanie. Założenie 5 maja 1988 roku Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego Polaków na Litwie, powodujące rozległy ferment naszego narodowego odrodzenia, stało się dobrym bodźcem dla stanowczego upomnienia się też o bardziej godną pamięć tych, kogo kryją groby na Rossie.
Szczęśliwy traf chciał, by u schyłku lat 80. wraz z Teatrem Wielkim w Warszawie zawitał do Wilna Jerzy Waldorff – znany polski publicysta, krytyk muzyczny oraz działacz społeczny, który w roku 1974 w trosce o ratowanie Starych Powązek założył Społeczny Komitet Opieki nad tą warszawską nekropolią. Wizyta szacownego gościa na Rossie i zastany jej opłakany widok sprawiły, że podczas spotkania z grupką wilnian w składzie: Alicja Klimaszewska, Halina Jotkiałło, Olgierd Korzeniecki, Jerzy Surwiło oraz Jan Sienkiewicz (prezesujący zresztą Związkowi Polaków na Litwie, w który po niespełna roku zostało przekształcone Stowarzyszenie Społeczno-Kulturalne Polaków na Litwie) gorąco zachęcał do stworzenia na wzór warszawskiej, zbieżnej w działaniu, a powoływanej ze społecznego łona podobnej organizacji w Wilnie.
Ponieważ "ziarno" trafiło na wyraźnie podatny "grunt", niebawem, bo już w roku 1990 taki twór zaistniał, przybierając nazwę Społeczny Komitet Opieki nad Starą Rossą. Z wybraną na prezes Alicją Klimaszewską miał on pierwotnie działać pod skrzydłem Związku Polaków na Litwie, aczkolwiek rozległa wizja poczynań sugerowała raczej późniejszą samodzielność, co zresztą przekuto w czyn.
Jerzy Waldorff nie byłby Jerzym Waldorffem, jakby w wielkim poczuciu odpowiedzialności nie roztoczył pieczy nad "sobowtórem" w grodzie nad Wilią, gotów dzielić się zgromadzonym przez lat ponad 15 doświadczeniem w prowadzeniu prac, ocalających warszawską nekropolię. W tym celu właśnie wileńskie ciało założycielskie Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą zostało szerokim gestem zaproszone przezeń do stolicy Polski, a by spotęgować efekt pobytu, terminy sprzęgnięto z organizowaną na warszawskiej nekropolii w Dniu Wszystkich Świętych i Zadusznym akcją gromadzenia datków na potrzeby jej renowacji.
Tytułem "lakmusowego papierka" zdecydowano zainicjować równolegle kwestę "Powązki – Rossie". Ku miłemu zaskoczeniu organizatorów ta przeszła najśmielsze oczekiwania. Z "ile łaska" hojnych, kto w tych dniach 1990 roku odwiedził ów zabytkowy warszawski cmentarz, na ratowanie jego wileńskiego "kuzyna" zebrano bowiem prawie 80 milionów złotych, ledwie o 11 milionów mniej niż na Powązki. Warto dodać, że później podobne akcje będą ponawiane z roku na rok, a obok stale tam dojeżdżających z Wilna przedstawicieli Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą miejsce z puszkami kwestarskimi u bramy św. Honoraty warszawskiego cmentarza chętnie zajmowały też znane osobistości polskiej kultury i życia politycznego, a nade wszystko przedstawiciele tamtejszych Towarzystw Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej czy Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Wilna. Nierzadko w warunkach uciążliwej jesiennej pluchy albo pierwszych oznak zimy. 
Dodać trzeba, że w miarę upływu czasu kwesta na Rossę zyskała wśród rodaków w Macierzy jakże wielu przyjaciół. Szczególnie oddanym w niej okazał się Kazimierz Sobielski, zamieszkały na stałe w Koszalinie. Z roku na rok wraz z początkiem listopada lat ponad 20 kołatał się stamtąd pociągiem do Warszawy, by z rana wesprzeć kwestujących. Ponadto to właśnie z jego namowy zaprzyjaźniony właściciel wydawnictwa "Feniks" Zbigniew Janiszewski wydał kilka folderów o Rossie, rozdawanych w podzięce darczyńcom.
Obok dziś już niestety nieżyjącego Kazimierza Sobielskiego z kwestami na rzecz Rossy przy warszawskiej nekropolii na dobre się zrosły: Lidia Borucińska, biorąca w tym celu w pracy dwudniowy urlop, oraz Mariquita Węsławska, mająca ze strony męża rodzinne groby na wileńskim cmentarzu, a obie nie szczędziły słów zachęty, by wesprzeć jego renowację. W czym datków nie poskąpili m.in.: prymas Polski kardynał Józef Glemp, prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Bronisław Komorowski oraz córka Marszałka Jadwiga Piłsudska, nie mówiąc już o tysiącach nierzadko w starszym wieku ludzi, odkładających ze skąpych emerytur, by wnieść swój przyczynek do wspólnej sprawy.
Niezwykle krzepiącą wieścią z pierwszego wyjazdu grupy założycielskiej Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą do Macierzy było przywiezienie stamtąd zapewnień profesora Warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, dziekana tamtejszego Wydziału Konserwacji Dzieł Rzeźby Kamiennej śp. prof. Adama Romana o przysłaniu do Wilna specjalistów z prawdziwego zdarzenia. A że słowo zostało dotrzymane, niebawem przybyli najzdolniejsi jego uczniowie: Jolanta Gasparska, Piotr Zambrzycki i Zenon Sadecki. To właśnie oni wytypowali będące w najbardziej opłakanym stanie wartościowe pomniki, by za zgromadzone podczas kwest na Powązkach pieniądze podjąć się ich konserwacji.
Wspominając początki działalności, Alicja Klimaszewska – prezesująca od zarania Społecznemu Komitetowi Opieki nad Starą Rossą, niezwykle serdecznymi słowy przywołuje profesora Wileńskiej Akademii Sztuk Pięknych śp. Eduardasa Budreikę. Litwina, który wszak z wielkim zrozumieniem postrzegał potrzeby renowacji grobów na najstarszej wileńskiej nekropolii. To właśnie on gratisowo podjął się sporządzenia projektu odnowy zapadłego w ziemię i tonącego w trawie pomnika profesora USB z lat międzywojnia, autora wspaniałego przewodnika po Wilnie Juliusza Kłosa, a potem niestrudzenie czuwał nad jej przebiegiem. I szczerze się cieszył, gdy 24 października 1992 roku odbyło się uroczyste odsłonięcie odrodzonego niczym feniks z popiołów pomnika.
Powód do radości, satysfakcji i dumy zarazem stanowiło też przywrócone (nie bez wydatnej pomocy wspomnianego profesora Eduardasa Budreiki, który heroicznie obijał progi urzędów dla uzyskania stosownych zezwoleń) do należnego wyglądu miejsca spoczynku znanego architekta Karola Podczaszyńskiego, profesora USB, znanego rzeźbiarza Bolesława Bałzukiewicza, autora wileńskich Trzech Krzyży Antoniego Wiwulskiego. 
Właśnie Antoniego Wiwulskiego, a nie Antanasa Vivulskisa, jak dotąd przekabacając prawdę wieścił napis na pomniku, ustawionym w miejscu, gdzie w roku 1964 szczątki tego wybitnego architekta zostały przeniesione z krypty wznoszonego przezeń niewykończonego kościoła pw. Najświętszego Serca Jezusowego, gdy ten został wyburzony, by dać miejsce wznoszonemu tu Pałacowi Kultury Budowlanych. Gdy 14 października 1999 roku na Górce Literackiej uroczyście odsłaniano ozdobiony maską pośmiertną pomnik Antoniego Wiwulskiego, owa satysfakcja i duma mogła potęgować się w sposób szczególny, gdyż został on odnowiony w znacznym stopniu ze składek Polaków zamieszkałych w Wilnie i na Wileńszczyźnie.
Przypadające 2 lata temu ćwierćwiecze działalności Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą stanowiło dobrą okazję, by obejrzeć się wstecz, zbilansować dokonania. A tych zebrało się co niemiara, zważywszy że w okresie tym z pozyskanych z różnych źródeł pieniędzy, aczkolwiek w lwiej części tych z Macierzy udało się przywrócić świetność około 90 znakom pamięci po spoczywających na Rossie. 
Obok wymienionych powyżej pani Alicja Klimaszewska ze szczególnym pietyzmem wymienia nadanie godnego wyglądu rozległej rodowej kwaterze Pietraszkiewiczów, co rozpoczęto od grobu Onufrego, przyjaciela z lat studenckich Adama Mickiewicza, jednego z założycieli Towarzystwa Filomatów, który poniósł nieocenione zasługi w gromadzeniu i zachowaniu dla potomnych archiwum tej organizacji.
Niezwykle ważną inicjatywą, podjętą przez prezesowany przez panią Alicję Klimaszewską społeczny twór stała się ostatnimi czasy akcja ratowania Czarnego Anioła, ustawionego tuż obok cmentarnej kaplicy, w miejscu spoczynku zmarłej młodo Izy Salmonowiczówny. Ten, kto wie czy nie najbardziej dynamiczny w kształcie tudzież widowiskowy z pomników na Rossie, wymagał rychłych kroków zaradczych, polegających na umocnieniu nadgryzanego zębem czasu postumentu, którego nietrwałość mogła spowodować obsunięcie się niezwykłego artystycznego dzieła ze znajdującego się tuż za nim stromego zbocza. 
By przeciwdziałać temu pośpieszyli konserwatorzy z Macierzy. Zenon i Waldemar Sadeccy, Antoni Ciążkowski, Janusz Mróz i Wiesław Grzegorek, pod okiem nadzorujących przebieg prac ekspertów – dr. hab. Janusza Smazy oraz Piotra Zambrzyckiego, dzięki wydzielonym przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego Rzeczypospolitej Polskiej 130 tysiącom złotych dokonali w 2014 zakrojonych na szeroką skalę prac. A skrupulatnie na tyle, że służący poniekąd wizytówką Rossy pomnik będzie cieszył ją zwiedzających jeszcze przez co najmniej lat 150.
Zdając sprawę z dotychczasowych poczynań, co na dobrą sprawę stanowią krople w morzu potrzeb, zważywszy ich skalę, Społeczny Komitet Opieki nad Starą Rossą bynajmniej nie opuszcza z rezygnacją rąk, czego potwierdzeniem najnowszy tegoroczny dorobek, na którego prezentację wszyscy chętni zostali zaproszeni 12 września. Kto przybył, odbywając pod wodzą pani Alicji Klimaszewskiej przechadzkę po wileńskiej nekropolii, mógł cieszyć wzrok odnowionymi pomnikami: wiceprezydenta grodu nad Wilią Adama Piłsudskiego – brata Marszałka Józefa Piłsudskiego, Aleksandra Karnickiego – profesora medycyny, dyrektora Państwowej Szkoły Położnych w Wilnie w początkach XX wieku, Seweryna Rymaszewskiego – żołnierza wojny polsko-bolszewickiej, Stanisława Szumskiego – uczestnika Powstania Listopadowego, Bronisławy i Antoniego Żebryków – dziadków akowca Romana Korab-Żebryka, filigranowym uzupełnieniem przez mistrzów kowalstwa artystycznego ZSA "Vilniaus kalviai" ubytków ogrodzenia wokół pomnika Izy Salmonowiczówny. Prace te pochłonęły łącznie 27 tysięcy euro, pozyskane z projektu "Orlen – Rossie", z kwest na rzecz Rossy na warszawskich Powązkach, jak też tych inicjowanych ostatnimi laty na Wileńszczyźnie.
Bardzo dobrze bowiem się stało, że wyczulania naszej rodzimej społeczności na potrzeby Rossy podjął się aktywnie działający u boku Alicji Klimaszewskiej wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Medycznego na Litwie, a z zawodu stomatolog – Dariusz Żybort. To właśnie on w roku 2014 wraz ze Społecznym Komitetem Opieki nad Starą Rossą zainicjował akcję "Wileńszczyzna – Rossie", polegającą na kwestowaniu w dniach poprzedzających Wszystkich Świętych i Zaduszki przy rozsianych po Wileńszczyźnie kościołach oraz cmentarzach, kędy akurat przewalają się tłumy ludzi. 
W roku ubiegłym akcja ta objęła m.in.: Soleczniki, Niemenczyn, Suderwę, Czarny Bór, Połuknie, Ejszyszki, Mejszagołę, Turgiele, Miedniki, Landwarów, Bezdany, Kowalczuki, Szumsk, Niemież, Kiwiszki czy Jaszuny, a po przeliczeniu zebranych pieniędzy okazało się, że łączna suma wyniosła 4957,64 euro oraz 188,15 złotych. Wszystko to wymownie dowodzi, iż mimo nękanych z reguły kryzysem domowych budżetów naszym rodakom nie są obce odruchy serc, gdy chodzi o wynikające ze szlachetnych pobudek cele. Co zresztą potwierdziła tegoroczna kwesta z numerem porządkowym 4.
Skoro mowa o Dariuszu Żyborcie, nie sposób nie odnotować jego kolejnej inicjatywy, mającej na celu wyczulanie jak poszczególnych lekarzy tak też branżowych stowarzyszeń w Macierzy, na odnawianie wspólnym wysiłkiem grobów tych, kto przez długie lata wedle przysięgi Hipokratesa służył pomocą chorym, a potem znalazł wieczny spoczynek na wileńskiej Rossie. Palców ręki ledwie starcza, by już zliczyć takowe, a parę miesięcy temu listę tę uzupełniły odnowione pomniki, czczące doktora Kazimierza Sylwanowicza oraz profesora medycyny Feliksa Rynkiewicza. Ten ostatni – to gest poczyniony przez Okręgową Izbę Lekarską w Warszawie im. prof. Jana Nielubowicza. Obecny na uroczystości jego odsłonięcia Andrzej Sawoni mówił o obowiązku organizacji lekarskiej, której prezesuje, zachowywania i utrwalania pamięci o poprzednikach zawodowych, nie wykluczając w perspektywie poszerzenia tej działalności.
Gromadzenie datków i późniejsze ich spożytkowanie dla najbardziej palących potrzeb – to bynajmniej nie jedyna troska Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą. Zważywszy spoglądanie przez palce władz Wilna, w czyjej gestii znajduje się ta nekropolia, na panujący tam porządek, w roku 2000 został przez panią Alicję Klimaszewską nagłośniony apel, by wspólnym wysiłkiem poprowadzić natarcie na tworzące się tu i tam chaszcze. W wyznaczony dzień z piłami i siekierami stawiło się ponad 60 dorosłych osób, a że podwinęli w robocie wysoko rękawy, szczególnie szpetne widoki poszły w niepamięć. 
W ślad za tym dwa razy do roku przystąpiono do sprzątania cmentarnego terenu. Owszem, wśród tych, kto ima się grabi, mioteł bądź czegoś, co służy do plewienia trawy, dominują uczniowie i harcerze, choć nie brak też w tym gronie przedstawicieli Polskiego Stowarzyszenia Medycznego na Litwie, Klubu Włóczęgów Wileńskich, Uniwersytetu i Akademii Trzeciego Wieku, koła Związku Polaków na Litwie "Polska Młodzież Patriotyczna" lub nawet pracowników rezydujących w Wilnie polskich placówek dyplomatycznych. A wszyscy oni zasługują na słowa najgłębszej podzięki.
Podobnie jak uczestnicy kolejnej inicjatywy sprzed lat siedmiu, opatrzonej nazwą "Światełko dla Rossy", która ma na celu, by w początkach kalendarzowego listopada, kiedy w sposób szczególnie nośny przywołujemy pamięć o tych, co odeszli do wieczności, spowodować rozjaśnienie miejsc ich spoczynku zapalonymi świecami lub zniczami, co w przypadku tej wileńskiej nekropolii, dzięki jej licznym "góra-dół" zyskuje efekt dodatkowy, powodując nieodparte wrażenie, że "płonące" groby jakby polatują ku niebu.
Prolog tej inicjatywy polega na zakupieniu i zniesieniu we wcześniej ustalone miejsca owych "światełek pamięci", do czego chętnie się zgłaszają jak poszczególne osoby, tak też organizacje z tymi z Macierzy włącznie. Następnie są one przewożone na cmentarz, by za sprawą młodych pomocników – harcerzy i uczniów wileńskich szkół oraz każdego, kto jest do tego skory, w Dniu Wszystkich Świętych znaleźć się i zapełgać na poszczególnych, również tych zupełnie bezimiennych grobach. A fatygi w tym co niemiara, gdyż w roku bieżącym Rossę rozświetliła rekordowa liczba ponad 11 tysięcy (!) zniczy.
Będąca jakże opasłą księgą historii Stara Rossa, gotowa jest otwierać się przed chętnymi zgłębienia dziejów stron ojczystych, służąc jakże wymownymi lekcjami historii. Półtorawieczna rocznica wybuchu Powstania Styczniowego powodowała w roku 2013 doskonałą okazję, by pochylić się nad grobami leżących tu bohaterów tego niepodległościowego zrywu, z czego właśnie nie omieszkali skorzystać uczniowie Wileńskiego Gimnazjum im. Jana Pawła II. Inspirowani przez nauczycieli: Alinę Masztaler oraz Wiktora Łozowskiego przychodzili tu, by śpiewać, snuć opowieści o bohaterskich powstańcach, modlić się, złożyć kwiaty i zapalić znicze. 
Alicja Klimaszewska nie posiada się z radości, że również inne placówki oświatowe (jak stołeczne, tak też nauczające na Wileńszczyźnie) zachęcają swych wychowanków do odwiedzania cmentarza, by zaczerpnąć stąd patriotyzmu.
Inicjowane przez Społeczny Komitet Opieki nad Starą Rossą inicjatywy w ocalaniu naszego narodowego dziedzictwa, znajdują odzew w Macierzy. W roku 2014 to właśnie jemu została przyznana nagroda im. Aleksandra Gieysztora (o jej prestiżu niech świadczy fakt, że nominowanych było aż 84 pretendentów, oraz miejsce jej wręczenia – Sala Wielka Zamku Królewskiego w Warszawie). Rok później nie bez echa pozostała zgłoszona przez ambasadora RP na Litwie Jarosława Czubińskiego kandydatura prezes Alicji Klimaszewskiej do przyznawanej przez Senat RP Zagranicznej Nagrody im. Mieczysława Gębarowicza i tytułu "Strażnika Dziedzictwa Rzeczypospolitej". To właśnie niespokojna duchem wilnianka otrzymała pamiątkowy medal z wizerunkiem patrona nagrody (m.in. też kresowiaka, tyle że z Ziemi Lwowskiej rodem) oraz nagrodę pieniężną w wysokości 5 tys. euro – jakże pomocną w zasilaniu po trosze skromnej emerytury, by jakoś wiązać koniec z końcem.
U schyłku ubiegłego roku Alicję Klimaszewską spotkało kolejne podwójne wyróżnienie, tym razem ze strony litewskiej. Znalazła się bowiem w gronie wybranych spośród 56 osób 10 laureatów, którym mer Wilna Remigijus Šimašius wręczył statuetkę św. Krzysztofa (w jej przypadku – dla podkreślenia zasług na rzecz ratowania najstarszej wileńskiej nekropolii). Zasługi te dostrzeżono także w litewskim Sejmie, który na wniosek posła Jarosława Narkiewicza przyznał odznaczenie tego organu ustawodawczego, honorujące wybitne osiągnięcia w różnych sferach działalności.
Jak twierdzi laureatka, na dotychczasowy 27-letni dorobek Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą składa się wieloletnia ofiarna praca dziś już nieżyjących: Haliny Jotkiałło, Jerzego Surwiły i Olgierda Korzenieckiego, z którymi gorąco zachęcani przez Jerzego Waldorffa stali wspólnie u kolebki tworu, mającego mnożyć poczynania dla ratowania cmentarza co niczym polski panteon. W ratowaniu tym udział mają bez wątpienia liczni wypróbowani przyjaciele komitetu: ci zbiorowi – Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP, Ambasada i Konsulat RP w Wilnie, Związek Harcerstwa Polskiego na Litwie, Polskie Stowarzyszenie Medyczne na Litwie, poszczególne szkoły Wilna i Wileńszczyzny, jak też ci indywidualni – Adam Błaszkiewicz, Barbara Dajnowicz, Łucja Godwod, Jolanta i Andrzej Kostyginowie, Dariusz Żybort, rodzina Nowosielskich, Dariusz Lewicki. Obecność w tym zacnym gronie ludzi młodych rokuje dobre nadzieje na przyszłość.
Te nadzieje podsycają też bez wątpienia obietnice włodarzy stolicy, że wreszcie uczynią coś konkretnego dla ratowania zabytkowego cmentarza na Rossie. Słychać zapewnienia, że na ten cel zostanie przeznaczone ponad 3 miliony euro, z czego 2,5 mln wpłynie z funduszy strukturalnych Unii Europejskiej, a samorząd Wilna wysupła ze swych środków dalsze 361 tys. euro. Łączna kwota ma posłużyć renowacji pomników, kapliczek, uporządkowaniu ścieżek i schodów, umocnieniu zboczy, zainstalowaniu monitoringu, a prace obejmą powierzchnię 2 hektarów.
Pierwszy etap gruntownej odnowy wileńskiej nekropolii miał ruszyć jeszcze w roku 2015, drugi natomiast, o czym zresztą solennie obiecał, wręczając pani Alicji Klimaszewskiej statuetkę św. Krzysztofa, mer Wilna Remigijus Šimašius – w połowie bieżącego roku. Niestety, na razie – nic z tego. Czyżby polska tkanka tej najstarszej wileńskiej nekropolii powoduje niechlubną, a praktykowaną dotąd wyraźną grę na zwłokę? – chciałoby się spytać.
Jeśli los w to miejsce
sprowadzi Polaka,
niech czułą łzę uroni
na grobie rodaka
– zachęca jedno z licznych epitafiów, jakimi usiane są pomniki na Rossie. Życzeniem jest, by była to wyłącznie łza sentymentalna a nie gorzka, wynikająca z opłakanych dookolnych widoków, urągających pamięci tu pogrzebanych. A swoją drogą – wielka chwała, że niezmiennie prezesowany przez Alicję Klimaszewską Społeczny Komitet Opieki nad Starą Rossą już lat 27 heroicznie temu przeciwdziała.
 

komentarze (brak komentarzy)

dodaj komentarz

W ostatnim numerze

W numerze 12/2021

NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL


ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!

  • Inżynier-romantyk
  • Wiersze Henryka Mażula

POLITYKA

  • Na bieżąco

2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ

  • Życie jak wspinaczka

LITERATURA

  • Pisarstwo Alwidy A. Bajor

NA FALI WSPOMNIEŃ

  • OKOP: działalność
  • Duszpasterze ratowali Żydów

XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"

  • Twierdze, co Polski strzegły

WŚRÓD POLONII ŚWIATA

  • 150-lecie polskiego osadnictwa w Nowej Zelandii

RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY

  • Styczyńscy. Spod Wilna na Syberię

MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA

  • O obowiązku

Nasza księgarnia

Wilno po polsku
Stanisław Moniuszko w Wilnie

przeglądaj wszystkie

prześlij swojeStare fotografie

Historia na mapie