Zbrodnia wciąż woła o pamięć

drukuj
Henryk Mażul, 22.10.2016
Fot. Jerzy Karpowicz

Obchody Dnia Ponarskiego

Ponary, odległe o około 10 kilometrów od grodu Giedymina, do II wojny światowej były cichą wtopioną w sosnowy bór mieściną. Jej spokój zakłócał jedynie stukot pociągów, jadących tędy koleją między Wilnem a Grodnem. W drugiej połowie roku 1940, po zajęciu miasta nad Wilią Sowieci zaczęli budować tu podziemny skład paliw dla zaopatrzenia lotniska polowego w pobliskich Chazbijewiczach. W tym celu wykopano 5 okrągłych głębokich na 5 metrów dołów o 8-metrowej średnicy u podstaw ze skośnie biegnącymi skarpami.

Prace te zostały jednak przerwane inwazją niemiecką w czerwcu 1941 roku. Cofający się w popłochu Sowieci zostawili tu istny chaos. W Ponarach zaczęli na całego rządzić się nowi gospodarze spod znaku swastyki. To właśnie oni wpadli na straszliwy pomysł, by w tym zacisznym zakątku urządzić miejsce eksterminacji tych, kto stanął do walki z wrogiem. Głębokie doły, przeznaczone przez Rosjan na zbiorniki paliwowe, posłużyły okupantowi na masowe groby.
Pierwszych egzekucji w Ponarach dokonano na początku lipca 1941 roku. Ich świadkiem był zamieszkały w pobliżu Kazimierz Sakowicz, który odtąd ze strychu przez lornetkę penetrował miejsce masowych mordów, skrzętnie prowadząc ich chronologiczny zapis, co stało się później nieocenionym świadectwem okropieństw, jakie tu miały miejsce, i ważnym dokumentem oskarżycielskim wobec ich sprawców. Dodać trzeba, że sprawcami obok siepaczy hitlerowskich były też litewskie oddziały – tzw. "Ypatingasis būrys", do których przylgnął krwawy epitet "strzelców ponarskich". Wysługując się Niemcom, to właśnie bezpośrednio oni dokonywali strzałami mordu ustawionych nad dołami ofiar.
A tymi stali się zamieszkali w Wilnie i na Wileńszczyźnie Żydzi, polscy uczestnicy konspiracyjnej walki zbrojnej z okupantem, żołnierze Armii Krajowej, Romowie, jeńcy sowieccy. Do siejących zgrozę Ponar wiodły ich różne drogi: kto trafił tam wprost z łapanki, kto – z getta, kto natomiast dostał wyrok śmierci po bestialskich przesłuchaniach w siedzibie gestapo przy ulicy Ofiarnej i odsiadce w więzieniu na Łukiszkach. Ta ostatnia droga naznaczona była cierpieniem szczególnym. Tym większy podziw budzą więc ci, którzy potrafili mężnie znieść wszystkie katusze, a w szczególności – nastoletnia nieraz młodzież, zrzeszona w Związku Wolnych Polaków, uważająca za swój święty obowiązek walkę o wolność Ojczyzny.
Przykładem nie lada męstwa służył przewodniczący rzeczonego Związku 21-letni Jan Kazimierz Mackiewicz, ps. "Konrad". Niemiecko-litewskie gestapo aresztowało go w październiku 1941 roku. Został osadzony w więzieniu na Łukiszkach. Podczas trwającego ponad pół roku śledztwa był potwornie bity. Wytrzymał wszystko, nie zdradzając nikogo, krzepiąc na duchu więzionych rówieśników. Ostatnie słowa, jakie przesłał w grypsie przed śmiercią, brzmiały niczym testament:
Trzy znam ja prawdy, oto one:
Ojczyzna, Naród, Chrystus Król,
Choć umęczone ciało skona,
Sam duch zwycięży poświst kul.
Jan Kazimierz Mackiewicz został zamordowany w Ponarach 12 maja 1942 roku wraz z przyjaciółmi. Zresztą, grupowych egzekucji patriotycznie nastawionej młodzieży polskiej dokonywano jeszcze kilkakrotnie.
15 września 1943 roku w Wilnie, z wyroku sądu specjalnego Armii Krajowej zastrzelono niejakiego Marijonasa Podabasa – inspektora policji litewskiej, konfidenta gestapo, winnego śmierci wielu młodych Polaków. Niemcy i wspomagający ich Litwini wykorzystali to wydarzenie do akcji specjalnej, wymierzonej przeciwko polskiej inteligencji. W charakterze zakładników aresztowano sto osób. W dwa dni później dziesięć z nich Litwini z "błogosławieństwa" hitlerowców zamordowali w Ponarach. W gronie tym znajdowali się również: profesor nauk skarbowości i prawa skarbowego USB Mieczysław Gutkowski, poseł na Sejm Wileński, adwokat Mieczysław Engiel oraz światowej sławy lekarz onkolog Kazimierz Pelczar.
Największy odsetek wśród ofiar Ponar stanowili Żydzi, więźniowie wileńskiego getta, dowożeni do miejsca kaźni pociągiem, samochodami albo też przypędzani pod konwojem na piechotę.
Trudno dokładnie oszacować, ile ofiar pochłonęły Ponary – to jakże straszliwe miejsce zagłady. A to dlatego, że stojący przed widmem klęski Niemcy, by zatrzeć ślady zbrodni, dokonywali ekshumacji i palili ułożone w stosy ciała ofiar. Przyjęło się uważać, że w latach 1941-1944 na tym skrawku podwileńskiej ziemi zamordowano około 100 tysięcy ludzi, z czego od 59 do 70 tysięcy stanowili Żydzi, 16-20 tysięcy – Polacy, resztę natomiast Romowie, sowieccy jeńcy wojenni oraz szczątkowo litewscy działacze komunistyczni jak też nieudacznicy ze służalczej Niemcom formacji generała Povilasa Plechavičiusa "Vietinė rinktinė".
Musiało upłynąć nieco czasu, nim prawda o Ponarach zaczęła się przesączać na światło dzienne. Do jej kamuflowania wydatnie przyczyniała się społeczność litewska, wstydliwie przemilczająca fakty masowego kolaborowania swych rodaków z najeźdźcą hitlerowskim podczas II wojny światowej. Póki Pogoń była w składzie tzw. bratniej rodziny narodów radzieckich, ustawione w miejscu masowej zbrodni tablice wskazywały, że jej sprawcami są jedynie faszyści, przemilczając litewskich pomagierów i wyraźnie zaniżając liczbę zamordowanych. Podobnie też było po roku 1985, kiedy w Ponarach otwarto zespół memorialny.
Żydzi i Polacy na Litwie nie ustawali w wysiłkach oddania hołdu bestialsko uśmierconym ofiarom. W roku 1990 stanął tu dziesięciometrowy dębowy krzyż oraz z inicjatywy Fundacji Kultury Polskiej na Litwie tablica nagrobna pamięci wielu tysięcy zamordowanych naszych rodaków. W roku 2000 natomiast staraniem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa pod patronatem ówczesnego premiera Rzeczypospolitej Polskiej Jerzego Buzka miejsce drewnianego krzyża zajął metalowy, a na ścianach murowanej rotundy umieszczono tablice z nazwiskami spoczywających tu rodaków, które udało się ustalić. Uroczystość poświęcenia polskiej kwatery miała miejsce 22 października 2000 roku. Odtąd za sprawą m. in. Związku Polaków na Litwie w ustalonym na 12 maja Dniu Ponarskim, w Święta Zmarłych oraz podczas innych okazji odbywają się tu uroczystości, przywołujące pamięć o tych, dla kogo Ponary znaczą męczeńską śmierć.
Nieocenione zasługi w ożywianiu pamięci o tym miejscu zagłady położyła Helena Pasierbska. Jako wilnianka z urodzenia była ona podczas okupacji łączniczką w Związku Walki Zbrojnej, a następnie w AK. Po aresztowaniu przez siedem miesięcy przebywała w więzieniu na Łukiszkach, skąd tylko cudem uniknęła trafienia do Ponar. Wyjechawszy zaraz po wojnie na stały pobyt do Macierzy, została pani Helena niestrudzoną orędowniczką powiedzenia Polsce i światu całej straszliwej prawdy o tym podwileńskim piekle na ziemi. W tym celu w roku 1994 z jej inicjatywy powstało Stowarzyszenie "Rodzina Ponarska", któremu zresztą niezmiennie przewodziła aż do zgonu, co nastąpiło 12 marca 2010 roku.
Pokłosiem wnikliwej penetracji tematu stały się książki jej autorstwa, konsekwentne przywoływanie martyrologii zamieszkałych w Wilnie i na Wileńszczyźnie Polaków podczas II wojny światowej, czego dowodziły liczne spotkania z młodzieżą, umieszczanie pamiątkowych tablic po świątyniach, usilne zabieganie o to, by sprawcy zbrodni ponarskiej ponieśli zasłużoną karę. Helena Pasierbska boleśnie przeżyła umorzenie przez pion prokuratorski Instytutu Pamięci Narodowej dochodzenia karnego, będąc zdania, że to okropieństwo zasługuje na miano ludobójstwa, a więc nie ulega przedawnieniu. Jako gorliwa zwolenniczka prawdy historycznej, nie mogła ponadto się pogodzić z zafałszowywaniem przez oficjalne Wilno prawdy o Ponarach, wygradzaniem na różne sposoby jej sprawców – kolaborantów z różnych litewskich formacji policyjno-wojskowych. Biła też na głośny alarm, by strona polska nie składała zbrodni ponarskiej na ołtarzu poprawnych stosunków międzypaństwowych, teraz już z samodzielną Republiką Litewską.
Stowarzyszenie "Rodzina Ponarska", które w początkach działalności zrzeszało rodziny krewnych bądź znajomych, poległych w tym miejscu ludzkiej rzeźni, liczy obecnie około 100 członków, a jest rade każdemu, kogo tragedia ponarska do głębi porusza i kto pragnie, by prawda o niej zyskała zarówno w Polsce jak też na świecie maksymalny rezonans. Ta organizacja społeczna z niezmienną siedzibą w Gdańsku, prezesowana po śmierci Heleny Pasierbskiej przez Marię Wieloch, ma w dotychczasowym dorobku rozsianych po Polsce ponad 30 tablic pamiątkowych i kilka pomników, czczących ofiary tego zatrważającego w skali ludobójstwa. Chcąc przekazać pamięć przyszłym pokoleniom, jego członkowie nie ustają w trudzie w organizowaniu spotkań z młodzieżą szkolną i akademicką.
To właśnie rzeczona "Rodzina Ponarska" wspólnie ze Związkiem Polaków na Litwie, a przy aktywnym wsparciu Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa zorganizowała w dniach 28-30 września 2014 roku w Wilnie i na Wileńszczyźnie uroczystości Dnia Ponarskiego, połączone z obchodami 20-lecia założenia organizacji, u której kolebki stała niezmordowana Helena Pasierbska. Patronat nad obchodami roztoczyła natomiast Ambasada RP w Wilnie. Wtedy też zdecydowano, by Dzień Ponarski zyskał doroczną cykliczność.
Ponieważ ów szczytny zamiar wsparto czynami, w roku ubiegłym pamięć, co niczym krwawiąca blizna, przywołano po raz wtóry, a w roku bieżącym w dniach 23-26 września "Rodzina Ponarska" na czele z prezes Marią Wieloch ponownie przebywała w Wilnie. Oddanie hołdu ofiarom Ponar sprzęgnięto z ogólnolitewskim upamiętnieniem Dnia Zagłady Żydów. Zostało ono objęte honorowym patronatem przez prof. Piotra Glińskiego – wiceprezesa Rady Ministrów, ministra kultury i dziedzictwa narodowego, a wsparte pieczą Jana Józefa Kasprzyka – p.o. szefa Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych oraz Jarosława Czubińskiego – ambasadora RP na Litwie. Poza wymienionymi placówkami inicjatywa znalazła akceptację Ambasady RP w Wilnie, Związku Polaków na Litwie, Instytutu Pamięci Narodowej, Fundacji "Samostanowienie", Domu Kultury Polskiej w Wilnie oraz Biura Podróży "Jerek". Tak liczny poczet patronów i współorganizatorów uroczystości bardziej niż dobitnie dowodzi, że ofiarne poczynania w nagłaśnianiu straszliwej prawdy o Ponarach odnosi skutek.
Program pobytu ponad 30-osobowej grupy rodaków z Polski, w której obok przedstawicieli "Rodziny Ponarskiej" znaleźli się członkowie Związku Sybiraków, Rodziny Katyńskiej oraz Związku Strzeleckiego RP, został szczegółowo rozpisany. Zainaugurowało go zwiedzanie Muzeum Ofiar Ludobójstwa przy wileńskiej ulicy Ofiarnej oraz złożenie kwiatów przy ustawionym w jego sąsiedztwie obelisku. W tymże dniu udano się też do Ponar celem oddania hołdu ofiarom zbrodni narodowości żydowskiej w ramach litewskich państwowych uroczystości, a potem – do Zułowa, gdzie w Alei Pamięci Narodowej złożono kwiaty i zapalono znicze przed stelą i dębem ponarskim.
W dniu kolejnym przywołano pamięć o prof. Kazimierzu Pelczarze, składając kwiaty przy umieszczonej na ścianie szpitala przy wileńskiej ulicy Połockiej, gdzie pracował, tablicy, oraz o harcerzu i żołnierzu AK Henryku Pilściu przy jego symbolicznym grobie na Cmentarzu Bernardyńskim, a po czym nastąpił wyjazd do Pikieliszek, gdzie tego dnia trwały dożynki rejonu wileńskiego.
W niedzielne przedpołudnie Mszę św. w intencji zbrodni ofiar w Ponarach w wileńskim kościele pw. Ducha św. połączono z odsłonięciem w jego bocznej nawie tablicy, upamiętniającej ks. Romualda Świrkowskiego w 130. rocznicę urodzin. Lokalizacja ta nie stanowi przypadku. Nim duszpasterz 5 maja 1942 roku został zamordowany w Ponarach, w latach 1941-1942 w charakterze proboszcza pełnił posługę w tej właśnie świątyni. Został aresztowany za udział w działalności konspiracyjnej, za ułatwianie wspólnie z akowcami Żydom ucieczek z wileńskiego getta i ich ukrywanie. Po budzących zgrozę przesłuchaniach otrzymał wyrok śmierci.
"Wiozą nas na Ponary" – skrawek kartki o takiej treści udało się mu wyrzucić z samochodu, podążającego do miejsca zagłady. Ze wspomnień świadków wynika, że nie zdjął stuły, a klęcząc w miejscu, gdzie dosięgła go kula, znakiem krzyża odprowadzał w ostatnią drogę przywiezioną wraz z nim młodzież ze Związku Wolnych Polaków. 
Przed poświęceniem czarnej granitowej tablicy świetlaną postać tego mężnego sługi Bożego przybliżył wiernym obecny ksiądz proboszcz tego kościoła Tadeusz Jasiński. Odczytano też list jego bratanka, liczącego obecnie 82 lata, a zamieszkałego w Legnicy Waldemara Świrkowskiego, wyrażającego wielką radość, że pamięć o stryju zyskała tak wymowny wymiar.
Główne uroczystości tegorocznego Dnia Ponarskiego odbyły się 26 września o godz. 14 w kwaterze polskiej w Ponarach. Swą obecnością zaszczycili je europoseł i prezes Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Chrześcijańskich Rodzin Waldemar Tomaszewski, senator RP Waldemar Bonkowski, ambasador RP na Litwie Jarosław Czubiński, konsul generalny wydziału konsularnego Ambasady RP w Wilnie Stanisław Cygnarowski, prezes Związku Polaków na Litwie i poseł na Sejm RL Michał Mackiewicz. 
Płonące biało-czerwone znicze, ustawione na całej długości murowanej rotundy otaczającej kwaterę, nad którą piętrzy się wysoki na kilka metrów metalowy krzyż, flagi w narodowych barwach, szare mundury zastygłych na warcie harcerzy oraz licznie zgromadzeni dorośli i młodzież nadali niezwykle uroczystą oprawę honorowaniu tych, kto znalazł tu męczeński zgon. To właśnie za nich pod przewodnictwem księży proboszczów: Jerzego Witkowskiego z parafii wojdackiej i czarnoborskiej, Henryka Naumowicza z parafii duksztańskiej oraz Józefa Aszkiełowicza z parafii mejszagolskiej i olańskiej celebrowana była polowa Msza św.
W świeckiej części uroczystości przewodząca "Rodzinie Ponarskiej" Maria Wieloch, drżącym ze wzruszenia głosem, (czyż mogło być zresztą inaczej, skoro w Ponarach zamordowano też jej ojca!) przywołała pokrótce hekatombę tego miejsca, ubolewając, że jak dotąd, w odróżnieniu od Żydów, ofiary narodowości polskiej nie usłyszały skierowanego przez Litwinów słowa "przepraszam" i apelując o bicie we wszystkie dzwony, by straszliwa wieść o tym, co tu człowiek zgotował człowiekowi, docierała do możliwie najszerszej opinii społecznej. 
Na konieczność pamiętania o Ponarach w swym wystąpieniu zgromadzonych wyczulał też ambasador RP na Litwie Jarosław Czubiński. Ponadto hołd poległym w nadesłanych listach złożyli: minister kultury i dziedzictwa narodowego RP Piotr Gliński oraz pełniący obowiązki szefa Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych Jan Józef Kasprzyk, które oczywiście zostały odczytane. Piękną klamrą spinającą uroczystości był Apel Poległych oraz złożenie kwiatów i zapalenie zniczy.
Niejeden z ich uczestników wprost z Ponar podążył do Domu Kultury Polskiej w Wilnie, gdzie od godz. 17.30 rozpoczynała się konferencja, poświęcona tragicznym dziejom Ponar. W roli jej prelegentów wystąpili: prof. Uniwersytetu w Białymstoku Jarosław Wołkonowski (w zastępstwie złożonego chorobą profesora Uniwersytetu Gdańskiego Piotra Niwińskiego), Rūta Vanagaitė – autorka przypominającej wetknięcie kija w mrowisko książki "Mūsiškiai" ("Nasi"), Jasza Markas Zingeris – dyrektor Wileńskiego Państwowego Muzeum Żydowskiego im. Gaona oraz pierwotnie nie wymieniany na liście Efraim Zuroff – dyrektor Centrum Szymona Wiesenthala w Jerozolimie, tropiący zbrodnie, dokonane podczas II wojny światowej na narodzie żydowskim.
Można tylko żałować, że na sali nie byli obecni ci wszyscy z Litwinów, którzy wciąż i nadal nabierają przysłowiowej wody w usta, gdy wypada wskazać sprawców tej straszliwej rzezi. Wspomniani Rūta Vanagaitė oraz Efraim Zuroff w sposób bezlitosny obnażyli całą jej prawdę, nie kryjąc ubolewania, że władze państwowe nie tylko nie śpieszą ścigać zbrodniarzy-Litwinów, ale też wygradzają tych, komu niezbicie udowodniono czynny udział w holokauście.
Wielce symboliczne, że wśród licznie zgromadzonych znalazły się Hanna Balsienė-Strużanowska oraz przybyła z Izraela Marta Ben Amram (z domu Widuczańska), która wraz z mamą Heleną oraz nianią Anastazją Wojtkiewicz podczas pożogi wojennej znalazły bezpieczną kryjówkę w domu państwa Strużanowskich, gdzie wtedy rolę gospodyni pełniła rodzicielka Hanny – Janina Strużanowska. To właśnie pani Hanna kilka dni później z rąk prezydent RL Dalii Grybauskaitė odebrała przyznany pośmiertnie pani Janinie Krzyż za Ratowanie Życia.
Ponary, choć czas coraz bardziej oddala nas od wojennych okropieństw z lat 1941-1944, a wielu skłonnych jest wstydliwie o nich przemilczać, nie mogą ujść zapomnieniu. Również po to, by wyczulać potomnych na "nigdy więcej!".
 

komentarze (brak komentarzy)

dodaj komentarz

W ostatnim numerze

W numerze 12/2021

NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL


ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!

  • Inżynier-romantyk
  • Wiersze Henryka Mażula

POLITYKA

  • Na bieżąco

2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ

  • Życie jak wspinaczka

LITERATURA

  • Pisarstwo Alwidy A. Bajor

NA FALI WSPOMNIEŃ

  • OKOP: działalność
  • Duszpasterze ratowali Żydów

XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"

  • Twierdze, co Polski strzegły

WŚRÓD POLONII ŚWIATA

  • 150-lecie polskiego osadnictwa w Nowej Zelandii

RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY

  • Styczyńscy. Spod Wilna na Syberię

MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA

  • O obowiązku

Nasza księgarnia

Pejzaż Wilna. Wędrówki fotografa w słowie i w obrazie
Wilno po polsku

przeglądaj wszystkie

prześlij swojeStare fotografie

Historia na mapie