Przed rokiem – "wesele", teraz – "chrzciny"

drukuj
Henryk Mażul, 18.06.2017
Fot. Henryk Mażul

XXII Festiwal "Pieśń znad Solczy"

– Podczas poprzedniego naszego rejonowego festiwalu "Pieśń znad Solczy", jaki ostatnio na dobre zadomowił się na scenie pod otwartym niebem w Solecznikach, wspólnym wysiłkiem kilku zespołów sprawiliśmy huczne "wesele" – zaprezentowaliśmy widowisko z udziałem państwa młodych i ze wszystkim, co od niepamiętnych czasów wiąże się z tym obrzędem na Wileńszczyźnie – tłumaczy Loreta Grygorowicz, współkierująca zespołem folklorystycznym "Łałymka" z Białej Waki. Która to "Łałymka", odkąd zaistniała w październiku 2015 roku, powiększając grono zdecydowanie bardziej dojrzałych wiekiem zespołów rejonu solecznickiego, zdążyła wnieść wiele dobrego w jednanie sił artystycznych dla prezentacji pomyślanych z większym rozmachem widowisk, bazujących na rodzimym folklorze.
Osobą, będącą wręcz nie do przecenienia, jeśli chodzi o powodowanie artystycznego "fermentu", jest bez wątpienia druga kierownicza "połówka" rzeczonej "Łałymki" – Gustaw Juzala. Urodzony hen daleko – w Argentynie, a potomek naszych krajanów, którzy przez sowieckie łagry i armię Andersa po tym, gdy droga powrotu do ojczyzny bezpowrotnie się zamknęła, wybrali po drugiej wojnie światowej na miejsce osiedlenia się Amerykę Łacińską. Pan Gustaw tam właśnie spędził dzieciństwo i lata młodzieńcze, nim w roku 1991 zdecydował podjąć w Polsce studia na kierunku etnologii i muzykologii.
Echo pieśni z rodzinnych stron przodków zawładnęło nim na tyle, że będąc jeszcze studentem raz po raz przyjeżdżał tu, by, przemierzając wzdłuż i wszerz Wileńszczyznę, nagrywać pieśni, osiadłe w pamięciowej skarbnicy najbardziej leciwych jej mieszkańców. Na tym folklorze oparł zresztą swą pracę magisterską, a po czym – doktorat i habilitację, co tylko potwierdza, jak w małym palcu ma temat. Ożenek z poznaną podczas studiów w Krakowie Litwinką oraz późniejsza propozycja nauczania języka hiszpańskiego na Uniwersytecie Wileńskim jeszcze bardziej pchnęła go w objęcia Wileńszczyzny, a w szczególności – w solecznickie strony. Gdzie teraz nie szczędzi wysiłku, by ocalać od zapomnienia miejscowe tradycje i zwyczaje, jak też towarzyszące im pieśni.
Entuzjastycznie przyjęte przed rokiem weselne widowisko posłużyło wyraźną zachętą, by "pójść za ciosem" i na tegoroczny festiwal "Pieśń znad Solczy" przygotować kolejne, a logika podpowiadała, że warto spróbować przenieść na scenę obrzęd chrzcin. Po zarządzonej w tym celu "burzy mózgów" Loreta Grygorowicz, Gustaw Juzala, Barbara Suckiel i Jolanta Prowłocka zabrali się zgodnie do "pospolitego ruszenia", angażując do tego prócz "Łałymki" zespoły "Solczanie" i "Turgielanka". A że chcieli, by "chrzciny" te wypadły najbardziej wiarygodnie, chętnie zasięgali niejednej rady u mających najstarszą pamięć kobiet, zamieszkałych nad Solczą, Wisińczą czy Mereczanką.
21 maja, gdy po raz 22. wybiła godzina dorocznego festiwalu, to właśnie obrazek chrzcinowy okazał się przysłowiową wisienką na artystycznym torcie całej imprezy. Jak zwyczaj każe, był kum i kuma, czyli rodzice chrzestni, był lalkowy bobasek, jego rodzice – Helena i Jan, szczęśliwi nowożeńcy z weselnego widowiska sprzed roku, dziadkowie wreszcie. I – rzecz jasna – tłumnie stawili się zaproszeni goście, by dzielić radość z powodu powiększenia się rodziny o pierworodnego, który skoro przyszedł na świat w majowe imieniny św. Stanisława, takie właśnie imię otrzymał przed kościelnym ołtarzem. 
Mozaika instrumentów muzycznych z cymbałami włącznie (tu się kłania Ejszyska Kapela Ludowa!), liczne przyśpiewki, przygotowana przez matkę chrzestną konieczna wyprawka dla nowo narodzonego, jego kąpiel i przyodziewanie przed udaniem się do kościoła, gwar biesiadników przy stołach, próba wsadzenia babci do balii, by ją rzekomo utopić w najbliższym akwenie – wszystko to sprawiło, że widownia przeniosła się do przełomu XIX i XX wieku, nie szczędząc oklasków za barwne widowisko, którego synonimem – warowanie przy tradycjach przodków.
Do wymowy tego warowania nawiązał w swym wystąpieniu inaugurującym festiwal mer rejonu solecznickiego Zdzisław Palewicz, zaznaczając: "W 1995 roku zorganizowaliśmy tę imprezę jako spotkanie, by wyrazić szacunek do naszych narodowych tradycji – muzyki, pieśni i tańca ludowego. Są to wartości, na których się trzyma i na których buduje naród. Warto to pielęgnować. Dlatego cieszę się, że tyle lat festiwal ten żyje i dziś znów tak licznie tu się gromadzimy". 
A warto dodać, że w gronie zgromadzonych nie zabrakło też gości: europosła, prezesa Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Chrześcijańskich Rodzin Waldemara Tomaszewskiego, posła na Sejm RL Leonarda Talmonta, konsul RP w Wilnie Irminy Szmalec, prezes Łomżyńskiego Oddziału Stowarzyszenia "Wspólnota Polska" Hanki Gałązki, mer rejonu wileńskiego Marii Rekść, wicemer rejonu solecznickiego Jadwigi Sinkiewicz oraz dyrektora administracji samorządu rejonu solecznickiego Józefa Rybaka.
Obrazek "Chrzciny wileńskie" stanowił, oczywiście, ledwie jedną z siedmiu części składowych mocno rozbudowanego programu festiwalu. Na ten złożyły się jak łączone występy "Ejszyszczan", "Łałymki", "Solczan", "Turgielanki", "Znad Mereczanki", tak też ich oraz "Solczanki" i "Kwiatów Polskich" popisy indywidualne: na naszą rodzimą albo też krakowską czy lubelską nutę. A serce rosło szczególnie na widok towarzyszącego dorosłym dziecięcego narybku, bardziej niż dobitnie dowodzącego, że nastolatki wcale nie postrzegają folkloru jako przeżytku, co wróży dlań dobrą przyszłość.
Chcąc maksymalnie zadowolić gusta licznie zgromadzonych widzów i słuchaczy, organizatorzy festiwalu – samorząd rejonu solecznickiego, jego Centrum Kultury oraz Solecznicki Oddział Rejonowy Związku Polaków na Litwie – wtopili też w program koncertowy utwory klasyczne i estradowe, o których wykonanie postarali się uczniowie Szkoły Sztuk Pięknych im. St. Moniuszki w Solecznikach oraz szkół muzycznych w Jaszunach i Ejszyszkach. Od ucha do ucha rżnęli kierowani przez Valerijusa Masėnasa akordeoniści oraz naprawdę mnoga orkiestra dęta Szkoły Sztuk Pięknych im. St. Moniuszki w Solecznikach pod batutą Rimantasa Rutkauskasa, złożona zarówno z obecnych, jak też byłych wychowanków. Nie zabrakło też przerywników w postaci układów choreograficznych z udziałem tancerek szkoły, której w rejonowym ośrodku patronuje twórca nieśmiertelnej "Halki" i "Strasznego dworu".
Próbka kunsztu niedawno powstałego, a coraz pewniej czującego się na scenie solecznickiego zespołu "Art of Music", w postaci m. in. znanych sprzed lat hitów zespołów "Czerwone Gitary" oraz "Dwa plus Jeden" czy Marka Grechuty, stanowiła doskonałą przygrywkę do finałowego muzycznego akordu festiwalu – występu legendarnego zespołu "Kombii". Już samo pojawienie się koncertujących wspólnie od 41 lat Grzegorza Skawińskiego i Waldemara Tkaczyka spowodowało lawinę braw. W miarę wykonywania megahitów: "Black and White", "Nasze rendez-vous", "Słodkiego miłego życia", "Ślad", "Gdzie jesteś dziś" czy "Pokolenie" ich skala sięgała apogeum, a mając "klaskaniem obrzękłe prawice" publiczność walnie wspierała też wtórem grane utwory.
Wymarzona, iście wiosenna tego dnia pogoda powodowała, że przez solecznicki Park Miejski przewalały się całe tłumy, złożone jak z miejscowych, tak przyjezdnych, przybywających nieraz całymi rodzinami. By obok strawy duchowej, o którą postarali się kolejno występujący na scenie, do woli raczyć się też tą bardziej prozaiczną: szaszłykami, kiełbaskami, krociem innych smakołyków i napojów, oferowanych przez liczne stragany, jakie uszeregowały się wzdłuż parkowych alejek. Poza żywnością można tu było nabyć tak na czasie będącą przeróżną rozsadę warzyw i sadzonki drzewek owocowych, wyroby wszelakiego rękodzieła, natomiast chętna wyhasania się do utraty tchu dziatwa czyniła to na dmuchanych zjeżdżalniach lub innych atrakcjach wesołego miasteczka.
Za rok festiwal "Pieśń znad Solczy" ponownie zwoła entuzjastów twórczości amatorskiej na swoisty przegląd wytrwale wypracowywanego na próbach kunsztu. Loreta Grygorowicz i Gustaw Juzala są mocno nastawieni, by po "weselu" i "chrzcinach" pokusić się o kolejną nowatorską artystyczną niespodziankę. Nie chcąc zapeszyć, minęli się jednak ze zdradzeniem szczegółów...

komentarze (brak komentarzy)

dodaj komentarz

W ostatnim numerze

W numerze 12/2021

NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL


ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!

  • Inżynier-romantyk
  • Wiersze Henryka Mażula

POLITYKA

  • Na bieżąco

2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ

  • Życie jak wspinaczka

LITERATURA

  • Pisarstwo Alwidy A. Bajor

NA FALI WSPOMNIEŃ

  • OKOP: działalność
  • Duszpasterze ratowali Żydów

XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"

  • Twierdze, co Polski strzegły

WŚRÓD POLONII ŚWIATA

  • 150-lecie polskiego osadnictwa w Nowej Zelandii

RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY

  • Styczyńscy. Spod Wilna na Syberię

MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA

  • O obowiązku

Nasza księgarnia

Pejzaż Wilna. Wędrówki fotografa w słowie i w obrazie
Stanisław Moniuszko w Wilnie

przeglądaj wszystkie

prześlij swojeStare fotografie

Historia na mapie